Szukając wstępnego zagajenia do postu o tym, czy Litwa trafiła do naszych serc przez żołądek, wymyśliłem takie oto nawiązanie historyczne, w myśl którego litewska kuchnia wyszła z lasu i to dosłownie. Początki tutejszej kuchni związane są bowiem z leśnymi darami oraz z rolnictwem, jednak z uwagi na surowy raczej klimat oraz aktywne zajęcia mieszkańców, po odebraniu Naturze zostały one naznaczone sporą ilością tłuszczu. Przypadłość ta dotyczy także dań dworskich, których przyswajanie odbywało się w towarzystwie przeróżnych trunków, w tym szczególnie popularnych na Litwie ziołowych nalewek.
Tłustość litewskich potraw posunęła się aż do tego stopnia, że smażone na głębokim tłuszczu potrawy podaje się tu często w towarzystwie skwarkowej okrasy – ponownie – smażonej na głębokim tłuszczu, a także tłustego, gęstego, śmietanowego sosu. Spotęgowanie ciężkostrawnej tłustości sprawiło, że litewska kuchnia w naszych układach trawienno-preferencyjnych po wizycie w żołądku, ominęła serce szerokim łukiem, za to jeszcze długo leżała nam na wątrobie, męcząc skręcające się jak w ukropie kiszki.
Sprawa litewskiej kuchni naszym zdaniem jest więc na tyle poważna, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych w komunikatach dla podróżnych, powinno oficjalnie ostrzegać przed konsekwencjami nadużycia tamtejszych potraw. A zstępując już z krainy literackiego hiperbolizowania, nie chcemy bynajmniej stwierdzić, że przysmaki Litwy nie są warte spróbowania (no chyba, że akurat jesteście na diecie i nie jest to dieta tłuszczowa lub praktykujecie weganizm – wówczas Litwa nie ma Wam wiele do zaoferowania, choć będą od tego wyjątki, a zatem – warto scrollować).
Na tropie warzyw
Niewielkim ułatwieniem trawiennym oraz urozmaiceniem kulinarnym zarazem, mogłoby okazać się zmniejszenie stopnia nasycenia dań tłuszczem poprzez zwiększenie udziału warzyw. Litwini mają jednak swój pomysł na warzywne dodatki i spośród szerokiego wachlarza płodów ziemi wybrali sobie jeden – ziemniaka. Zbawienne bulwy trafiły na Litwę w XVIII wieku i szybko zaskarbiły sobie przychylność tambylców przede wszystkim za sprawą minimalnych wymagań glebowych oraz predyspozycji do natychmiastowego i długofalowego zaspokajania głodu. Ziemniaki doceniano także ze względów… estetycznych – za sprawą pięknie kwitnących „ziemniaczanych” kwiatów, mawiano nawet: „kam tos gėlės kai bulvės žydi!“ (czyli „po co kwiaty, skoro ziemniaki kwitną!“).
Ziemniaczany boom zaowocował także wieloma bulwiastymi wierzeniami i przesądami, którymi obwarowane zostały wykopki urastające wówczas do miana jednego z ważniejszych okresów roku. Przykładowo, gospodarstwu groził niechybny nieurodzaj, jeśli gospodyni nieopatrznie wykorzystała w kuchni ziemniaki z tegorocznych zbiorów jeszcze przed ich ukończeniem, a bulwy aż do następnej wiosny konserwować miało umieszczanie ich w piwnicy… jedynie podczas pełni księżyca.
Choć współcześnie postęp cywilizacyjny mógł już doprowadzić do obalenia wpływu cyklu księżycowego na trwałość ziemniaków, okrągłe bulwiaste cuda wciąż cieszą się tu ogromną popularnością – nazywane bywają nawet drugim chlebem. W związku z tym, zamiast tradycyjnych kulinarnych rozkładów dzielących przestrzeń na talerzu na część mięsną, tak zwany dodatek skrobiowy oraz warzywa, na Litwie bardzo często stosuje się podejście uproszczone, w myśl którego mięso łączy się z wszelkiego rodzaju ziemniaczano-ciastowymi wytworami. I w ten sposób bodaj najpopularniejszym litewskim daniem są cepeliny – pyzy ziemniaczane z mięsnym przeważnie nadzieniem. Często po przekrojeniu na pół smaży się w głębokim tłuszczu – wówczas mięsny środek także ma szansę się zarumienić. Podawane zaś są – a jakże – ze skwarkowo-śmietanowymi wrogami układu trawiennego. Kompozycja ta jest jednak naprawdę smaczna, chociaż warto wziąć pod uwagę, że najeść można się już w zasadzie jednym cepelinem, a wizja tego posiłku może nam towarzyszyć jeszcze do końca dnia (i to nie tylko wtedy, gdy zjemy cepeliny na kolację).
Niedaleko od cepelinów padają też bliny: żmudzkie – przygotowywane z ziemniaków gotowanych oraz kiejdańskie – z surowych startych na tarce. Kolejnym dowodem na to, że Litwini bardzo chętnie więżą mięso w cieście, są zaś kołduny, do złudzenia przypominające nasze uszka. Zamiast wyławiać je z barszczu czy bulionu, zatapia się je tu raczej w pokaźnej ilości śmietany lub innych sosowych dodatków. Ciekawą odmianą kołdunów, są… kołduny smażone na głębokim tłuszczu. To jakże kreatywne kulinarne posunięcie czyni z nich chrupiące mikropierożki.)
Litwini potrafią też zamykać większe ilości mięsa (lub czasem niemięsnego nadzienia) w – co za tym idzie – dużo większych plackopierogach zwanych dość mylnie z punktu widzenia języka polskiego – czeburakami. Niemające nic wspólnego z burakami czeburaki są popularne jako szybka przekąska, a najlepiej smakują, kiedy wyłowione są wprost z gorącego oleju, w którym są smażone. Często można je jednak kupić na dziale produktów gotowych w supermarketach i wówczas pozostaje nam jedynie wspomnienie początkowej chrupkości, ustępujące miejsca tłustemu posmakowi sączącemu się z ciasta przy każdym gryzie.
My tu jednak gadu gadu, a pozaziemniaczanych oblicz warzywnych w charakterze towarzyszy tych mięsno-ciastowych wizytówek jak nie było, tak nie ma i… nie będzie.
Kibinowy sen
Czymże byłaby litewska kuchnia bez wszechobecnych kibinów? Z pełną odpowiedzialnością odpowiadamy – niczym. Popularne szczególnie na obszarach wokołowileńskich karaimskie pierogi z kruchego ciasta są w zasadzie kolejną litewską wariacją na temat zamykania mięsa w cieście. Kibinami stoi w zasadzie cały przemysł gastronomiczny w Trokach, a i poza kibinową mekką można się o nie niemal potknąć.
Prym w raczeniu świata kibinami wiedzie sieciowa restauracja Senoji Kibininė (Stara Kibiniarnia). Rozsiane po Wilnie i okolicach lokale powstałej w 1969 roku firmy są jednak obrzydliwie wręcz nudne, wobec prawdziwego dzieła gastronomiczno-budowlanego, jakie stanęło przy wileńsko-kowieńskim odcinku autostrady A1, 23 kilometry od stolicy kraju.
Ballada o Džiugasie
Znany szerokiej publiczności także w Polsce dojrzewający ser Džiugas jest prawdziwym litewskim dobrem eksportowym, a przy tym i lokalnym przysmakiem urastającym wręcz do miana legendy – i to nie bez powodu. Serowej ambrozji nadane zostało bowiem imię legendarnego olbrzyma Džiugasa zamieszkującego okolice Telszy (Telšiai). Dzisiejsi mieszkańcy miasta naoczne dowody aktywności olbrzyma podziwiać mogą podczas spacerów brzegiem jeziora Mastis, które miał wykopać Džiugas. Ba, olbrzym wybudował ponoć całe to miasto, a krzyżaków pokonywał bez choćby jednej kropli potu. Od 1924 roku w Telszy mieści się zaś džiugasowy zakład produkcyjny. Czyżby on też wzniesiony został gołymi rękami przez legendarnego olbrzyma?
Biorąc pod uwagę džiugasową otoczkę marketingową ciężko nam było określić, co odznacza się większym poziomem epickości: dzieło życia olbrzyma Džiugasa czy może jednak asortyment serów Džiugas? Produkty sygnowane postawnym wizerunkiem „litewskiego Thora” spotkać można bowiem nie tylko na półkach każdego tutejszego marketu spożywczego, lecz także w osobnych džiugasowych sklepach. Asortyment takich punktów nie kończy się jednak bynajmniej na pokaźnym katalogu wyrobów serowarskich marki. Można tu bowiem także skosztować lodów z pokruszonymi kawałkami jedynego w swoim rodzaju sera czy serowych tubek w czekoladowej polewie. Ceny sugerować by zaś mogły, że kupujemy produkty kolekcjonerskie a nie spożywcze…
Wzmianka o przedmiotach kolekcjonerskich nie okazała się jedynie cenowym nawiązaniem. W džiugasowym sklepie mogliśmy nie tylko ucieszyć żołądki (zasmucając przy tym portfele), ale także zmysł estetyczno-kolekcjonarski (tym bardziej raniąc wówczas statystyki budżetowe). W ofercie znalazły się między innymi luskusowe noże i tarki do sera, stylowe pen-drive’y z logo marki, a także džiugasową edycję znaczków pocztowych o ponad dziesięciokrotnym przebiciu cenowym.
Do prawdziwego pomieszania serowo-olbrzymowej tożsamości dochodzi zaś na litewskiej stronie internetowej producenta, na której, w jednej z zakładek, odbyć można wirtualny spacer po przyzakładowym muzeum firmowym (w tym miejscu z bólem musimy przyznać, że nie udało nam się wcisnąć go w grafik). Nie mamy chyba jednak co żałować, bowiem podkładem muzycznym do tej zdalnej przechadzki okazała się energiczna piosenka pochwalna o… Džiugasie. Po pierwszych jej wersach nie byliśmy jeszcze pewni, czy opisuje ona czyny słynnego olbrzyma, czy może jednak epickość doznań smakowych wywołanych degustacją sera. Dalsze fragmenty utworu dały nam jednak do zrozumienia, że olbrzym i ser to nierozerwalna jedność.
Nie mogłem się powstrzymać, by nie przetłumaczyć jej słów. Jakież to szczęście, że džiugasowi stratedzy marketingowi zdecydowali się na międzynarodowy przekaz po angielsku, choć po godzinie słuchania tego hitu w kółko w nadziei na wyłapanie co bardziej bełkotliwych fraz, odniosłem wrażenie, że to jednak jakaś jego litewska interpretacja. Ponadto utwór ten cierpi na tę przypadłość, że ponieważ wykorzystano go jedynie jako tło dźwiękowe wirtualnego spaceru, nie istnieje w wyszukiwarkach internetowych. Bezskuteczne okazały się także próby wyżebrania jego słów poprzez kontakt konsumencki z firmą (najwidoczniej przystankowa akredytacja dziennikarska nie ma mocy sprawczej). Poniżej zamieszczam więc próbę domorosłego, wybitnie wolnego tłumaczenia wysłyszanych linijek tego wiekopomnego dzieła (rekomenduję też udział w wirtualnym spacerze):
1. Budowniczy miasta spośród mroku drzew,
Miasta, które rozciąga się na pobliskie wzgórza,
Pełne pysznych sekretów i smakowitych przyjemności.
Refren: Doskonalony latami,
Wysławiany sagami,
Zapewni Ci szacunek,
Džiugas, Džiugas!
2. To coś wyjątkowego, co wzbudza podziw,
Smak zwycięstwa od pierwszego gryza.
Chodźmy świętować, chodźmy na ucztę,
Z serem Džiugasem – legendą, którą trzeba poznać!
A jeśli powyższy epos džiugejski, urastający bez wątpienia do rangi „panatadeuszowej” nie zachęcił Cię jeszcze, Miły Czytelniku, do spróbowania litewskiej ambrozji serowarskiej, niechaj najlepszą rekomendacją smaku Džiugasa stanie się fakt, iż gustowne serowe zestawy podarunkowe niejednokrotnie stanowią na Litwie kurtuazyjny podarek korporacyjny czy prezent urodzinowy.
Czy tęsknimy za litewskimi przysmakami?
Paradoksalnie tak! Przeglądając restauracyjne menu i szperając w supermarketowych regałach, trafiliśmy na kilka produktów, które godnie mogłyby reprezentować kuchnię Litwy poza jej granicami. Sklepowe doświadczenia kulinarne doprowadziły nas także do ważnego wniosku lingwistycznego, jako że sklepogodziny mijały nam przede wszystkim na przezwyciężaniu bariery językowej z pomocą internetowego tłumacza. Złota marketowa myśl językowa brzmi zatem: zaprawdę szanuj litewskie akcenty. Kiedy bowiem „twarożek” („varškė”) przetłumaczyliśmy jako „świeże”, zorientowaliśmy się jak ważne są te wszystkie kreseczki, kropeczki i dziubeczki.
Wracając jednak do twarożku, wielkościowo zbliżone do najmniejszej paczki chipsów, torebki białego sera są tu bardzo popularne. I to właśnie wokół twarożku zorientowane są nasze litewskie upodobania kulinarne. Kolejne dni podróży zdarzyło się nam bowiem witać w miłym towarzystwie twarożkowych placuszków (varškėčiai) czy babki serowej (varškės apkepas).
Świetnym towarzystwem białych serów jest zaś litewski czarny chleb, którego odmiany z powodzeniem mogłyby zapełnić wszystkie półki w przeciętnej wielkości osiedlowym sklepiku. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że większość z nich nigdy nie bywa świeża (co zapewne jest obrazą czarnochlebowego majestatu).
Karykaturę litewskiego umiłowania chleba stanowią zaś przetłuste i przeczosnkowe chipsy chlebowe, które powinny być sprzedawane w pakiecie ze środkami trawiennymi.
Nie samym chlebem i twarożkiem jednak człowiek żyje. Czasem chciałoby się zjeść coś ciepłego, a kiedy większość dań głównych dociążała nas do ziemi niczym kilkudziesięciokilowe ciężarki, z pomocą przyszły smaczne litewskie zupy.
Jedynym daniem głównym, po którym nie czuliśmy się, jakby siła przyciągania ziemskiego nagle uległa kilkukrotnemu zwiększeniu, okazały się pulpety z indyka w warzywnym sosie. Przyjemność spróbowania tego odbiegającego raczej od głównego nurtu litewskiej kuchni dania mieliśmy w kowieńskiej restauracji Bernelių Užeiga.
Na zakończenie zaś mocą blogowego przekazu raz jeszcze nakłaniamy, sugerujemy albo wręcz i błagamy: jeśli zamierzacie próbować litewskich przysmaków, zabierzcie ze sobą pokaźny zapas wspomagaczy trawienia – mogą się przydać bardziej niż witamina C czy środki przeciwbólowe.
Źródła:
- Grinevičiūtė M., Historia litewskiego sera „Džiugas” z Telszii, http://itinari.com/pl/the-story-of-lithuanian-cheese-dziugas-from-telsiai-o9jy
- Litwa, Łotwa i Estonia, Krawczyk A. (red.), Wydawnictwo Helion, Gliwice 2014
- http://berneliuuzeiga.lt/product/kalakutienos-kukuliai-sakniniu-darzoviu-padaze/
- http://druskininkudvaras.lt/pl/#menu-pl
- http://dziugashouse.pl/
- http://kibinas.lt/apie-imone/
- http://kibinas.lt/en/menius/senoji-kibinine-ogmios-mieste-meniu/
- http://luksiupienine.lt/en/prod/smoked-luksiu-cheeses-adv/
- http://nalitwie.com/10-litewskich-przysmakow-ktorych-trzeba-sprobowac/
- http://nalitwie.com/10-prezentow-z-litwy-dla-smakoszy/
- http://nalitwie.com/litewska-zupa-grzybowa/
- http://nalitwie.com/litewski-chleb/
- http://nalitwie.com/najsmaczniejsze-litewskie-ciasta/
- http://nalitwie.com/najsmaczniejsze-litewskie-dania-miesne/
- http://nalitwie.com/placuszki-z-twarogu-litewskie-varskeciai/
- http://nalitwie.com/przepyszne-litewskie-kibiny/
- http://nalitwie.com/ser-jablkowy-wyjatkowy-litewski-przysmak/
- http://nalitwie.com/skad-sie-wziely-cepeliny/
- http://tour.dziugashouse.lt/