Dawno, dawno temu, za siedmioma parkami narodowymi, za górami Rondane i Dovre, w dolinie Gudbrandsdalen, nad rzeką Gudbrandsdalslågen żył sobie wiking imieniem Dale Gudbrand. Był on najpotężniejszym i najznamienitszym mieszkańcem w całej okolicy, a okres jego panowania nad tymi terenami przypadł na początek drugiego tysiąclecia naszej ery. Wtedy właśnie miało miejsce wydarzenie, którego wpływ dosięgnął nawet najdalszych krańców Norwegii. Dokładnie w 1021 roku doszło bowiem do spotkania męża doliny Gudbrandsdalen z królem Olafem II, w wyniku którego zniszczono posąg Thora i zaprowadzono chrześcijaństwo na terenie całej doliny… A morał z bajki jest krótki i niektórym znany – zmień gdzieś religię, a będziesz tam poważany. Zbieżność nazwy doliny z imieniem legendarnego bohaterem nasuwa bowiem na myśl klasyczne: „przypadek? nie sądzę”.
Nieco później, w tych pięknych okolicznościach przyrody zamieszkiwał także Peer Gynt – bohater norweskiej epopei narodowej Henryka Ibsena. Jakież to szczęście, że sławę i zacność obu jegomościów dzieli jakieś pół tysiąclecia. W przeciwnym razie, gotowi byliby chyba skoczyć sobie do swych znamienitych gardeł w poszukiwaniu jednoznacznego społecznego uznania. Upamiętnieniem ibsenowskiego „snu o dolinie” są zaś odbywające się tu festiwale poświęcone bohaterowi jego dramatu.
W tej testosteronowej mieszance wybuchowej zawieruszyła się także pewna mleczarka, która rozsławiła dolinę Gudbrandsdalen w 1863 roku. Stało się to za sprawą żywieniowej odpowiedzi na panujące wówczas na tym terenie trudne warunki ekonomiczne spowodowane spadkiem zysków ze sprzedaży produktów rolnych. Nieświadomą rewolucję norweskich podniebień, Anne Hov – tak bowiem nazywała się słynna odtąd „gudbrandsdalanka” – przeprowadziła przy pomocy znakomicie znanych sobie produktów mleczarskich.
Przygotowując ser, postanowiła dodać śmietankę do gotującej się serwatki. W efekcie powstał pełnotłusty brązowy ser o delikatnie karmelowym smaku. Mleczne dary zwierząt hodowlanych wzbogacone szczyptą kreatywności rodem z MasterChefa zaowocowały przysmakiem, którym obecnie zajada się cała Norwegia (więcej o skandynawskim kuzynie oscypka we wpisie poświęconym norweskiej kuchni). W 1933 roku, leciwa już wówczas serowarska bohaterka w dowód uznania spontanicznej rewolucji żywieniowej o zasięgu ogólnokrajowym otrzymała Królewski Medal za Zasługi.
Region ten turystycznie zasłynął zaś w XIX wieku, przede wszystkim dzięki unikalnym walorom przyrodniczym sprzyjającym uprawianiu ukochanego przez Norwegów narciarstwa. Na szaleństwo z udziałem dwóch drewnianych desek przymocowanych do stóp błyskawicznie odpowiedzieli zaś okoliczni chłopi, którzy zdywersyfikowali dotychczasową działalność, dokładając do uprawy ziemi, wynajem turystyczny. Z czasem zaczęły też powstawać pierwsze pensjonaty i hotele.
Za najstarszy (i – co więcej – do dziś funkcjonujący) norweski hotel wybudowany na potrzeby fanów narciarstwa uważany jest pochodzący z 1891 roku Fefor Høifjellshotell. Przez grubo ponad wiek funkcjonowania zdołał zgromadzić potężny bagaż doświadczeń z udziałem wielkich tego świata. Gdyby wszyscy hotelowi goście wpisali się do pamiątkowej księgi, byłaby ona zapewne więcej warta, niż niejeden współczesny dom wypoczynkowy. Wśród niemogących się oprzeć narciarskiemu urokowi okolicznych stoków znaleźli się bowiem nie tylko członkowie rodziny królewskiej (Haakon VII czy Olav V), ale także chociażby brytyjski badacz polarny Robert Falcon Scott, który w realiach doliny Gudbrandsdalen testował sanie motorowe przed wyprawą biegunową w 1912 roku. W czasie II wojny światowej z usług hotelu chętnie korzystali zaś niemieccy okupanci.
Norweskiej gorączce śniegowej ciężko się jednak dziwić, bowiem przemieszczanie się na dwóch podłużnych deskach Norwegowie zdają się wysysać z mlekiem matki. Ciężko udowodnić panujące powszechnie przekonanie, że Norwegowie rodzą się z nartami na nogach, jednak wielce prawdopodobnie jest, że norweskie dzieci zaraz po opanowaniu umiejętności chodzenia, wrzucają na warsztat kolejny etap wtajemniczenia, doczepiając do stóp właśnie narty. Na dwóch deskach przemieszczali się też bohaterowie norweskiej mitologii – chociażby bóg Ullr – czy wikingowie, a przedstawiające pranarciarzy malunki skalne odnalezione na północy kraju dowodzą, że praprototypy nart wykorzystywano tu nawet cztery tysiące lat temu.
Kolejnym dowodem zyskania przez narciarstwo statusu sportu narodowego religii jest fakt, że słynny na całym świecie termin „telemark” pochodzi właśnie z tego skandynawskiego kraju, a dokładniej z regionu Telemark, w którym urodził się Sondre Norheim – propagator narciarstwa telemarkowego. Wiązanie telemarkowe umożliwiało odrywanie pięty od narty, dzięki czemu zwroty stały się łatwiejsze, a skoczkowie narciarscy zyskali możliwość akcentowania lądowania charakterystycznym przyklękiem.
Centralny fragment małej ojczyzny pogromcy Thora, legendarnego Peer Gynta i stworzycielki brązowego sera rozciąga się na około 230 kilometrach, a rolę południowej bramy wjazdowej na ich włości pełni Lillehammer położone około dwóch godzin drogi na północ od Oslo. Choć nie są mi znane jakiekolwiek badania w tym zakresie, głęboko wierzę w to, że nazwa tego miasta w pierwszej kolejności przywodzi na myśl skojarzenie ze skokami narciarskimi, bez względu na to, czy mamy do czynienia z zagorzałym fanem czy zdeklarowanym przeciwnikiem tej dyscypliny sportu.
Górujący nad miastem skoczniowy kompleks wybudowany został na potrzeby organizacji XVII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1994 roku. Narciarska wizytówka miasta składa się z dwóch skoczni: normalnej – o punkcie konstrukcyjnym na 90 metrach – oraz dużej – której punkt konstrukcyjny przesunięty został podczas modernizacji przeprowadzonej przed sezonem 2006/2007 ze 120 na 123 metr. W efekcie tej przebudowy, wyższa z lillehammerskich sióstr uzyskała miano największego dużego obiektu w kraju.
Bardzo rozsądnym posunięciem ze strony Norwegów była rezygnacja z uczczenia prawa do organizacji Igrzysk budową klasycznej wioski olimpijskiej. Wraz z wyjazdem ostatniego sportowca, z dużym prawdopodobieństwem rozpocząłby się bowiem nieuchronny proces niszczenia takowego kompleksu, który od schyłku minionego tysiąclecia zdążyłby do obecnych czasów przyjąć pełne żałości oblicze. Zamiast zawodniczego kołchozu, w Lillehammer zdecydowano się rozbudować dotychczas istniejącą infrastrukturę, co przyczyniło się do rozwoju ruchu turystycznego w regionie, a także uchroniło unikalny charakter miasta przed powstającą na ostatnią chwilę konglomeratową prowizorką.
Do podziwiania walorów Lillehammer nie są jednak potrzebne zimowe warunki atmosferyczne. Rozpościerający się ze szczytu skoczni panoramiczny widok doliny Gudbrandsdalen z majaczącym w oddali jeziorem Mjøsa jest równie atrakcyjny latem. W myśl powołanej właśnie w tym zdaniu do życia zasady: „kto nie skacze, ten… się wspina”, turyści – także w środku lata – mają szansę poczuć się jak prawdziwi skoczkowie narciarscy. Od zapierających dech w piersiach wizualnych doznań ze szczytu skoczni, dolne trybuny dzieli przecież jedynie 936 stopni.
Ponieważ, jak to zwykle bywa podczas naszych wycieczek, na nadmiar czasu nie cierpieliśmy, nie należało go marnować na przeciągłe podejmowanie decyzji. Ochoczo przystąpiliśmy więc do spaceru po stopniach, a pierwsze zwątpienie nastąpiło mniej więcej w momencie, w którym nasze nogi odnotowały, że już dawno powinniśmy dotrzeć na trzecie piętro, na którym mieści się nasze polskie mieszkanie. Schody jak na złość zdawały się jednak nie kończyć, a na morale naszego tandemu nie działały korzystnie także pojawiające się na wybranych stopniach liczby uświadamiające nam, jak daleko zabrnęliśmy już na tej „drodze do nieba”, a końca wciąż przecież nie widać!
Panoramą doliny Gudbrandsdalen można nacieszyć oczy także bez nadmiernego niepokojenia nóg wspinaniem się na wysokościowy odpowiednik około pięćdziesięciopiętrowego wieżowca. Spokój stawów i mięśni poskutkuje jednak niepokojem w kieszeni – zjazd wyciągiem, który zafundowaliśmy sobie w nagrodę za sprinterskie podejście, kosztował nas bowiem około 20 złotych za osobę.
Rolę umownych bramek wyjazdowych z doliny Gudbrandsdalen na północy mogą zaś pełnić miejscowości Lesja i Dombås.
Na koniec pozostaje mi tylko zdementować fakt, że skocznie w Lillehammer stały się związkową kością niezgody. W (jakże krótkich) przerwach między łapczywym pochłanianiem norweskiego powietrza, Gabi już w czasie powrotnego zjazdu ze szczytu skoczni, ośmieliła się wyszeptać, że było warto.
Źródła:
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Nikel D., Brunost: Norwegian Brown Cheese, http://lifeinnorway.net/the-norwegian-phenomenon-of-brown-cheese/
- http://beeactive.pl/blog-poradnik/138-kilka-slow-o-telemarku-czyli-o-narciarstwie-telemarkowym
- http://berkutschi.com/pl/front/encyclopedia/telemark
- http://britannica.com/place/Gudbrands-Valley
- http://en.lillehammer.com/
- http://en.lillehammer.com/about-the-region/destinations/cities-and-villages/lillehammer-city
- http://en.lillehammer.com/about-the-region/destinations/valleys
- http://en.lillehammer.com/things-to-do/lysgardsbakkene-ski-jumping-arena-p631373
- http://fefor.no/hotel
- http://fefor.no/public/documents/history-english.pdf
- http://fjordtours.com/places-to-visit-in-norway/dombas/
- http://frich.no/en/our-frich%C2%B4s/dale-gudbrand
- http://fronhistorielag.com/2013/07/10/brunost-anne/
- http://royalcourt.no/artikkel.html?tid=28665
- http://norse-mythology.org/ullr/
- http://norwegofil.pl/najpiekniejsze-trasy/wsrod-gor-rondane
- http://olympiaparken.no/en/aktiviteter/hopptarn-og-stolheis/
- http://skisprungschanzen.com/PL/Skocznie/NOR-Norwegia/05-Oppland/Lillehammer/0587-Lysg%C3%A5rd/
- http://skokipolska.pl/pl/lillehammer-lysgaardsbakken-hs-140/
- http://sondrenorheim.com/
- http://sondrenorheim.com/sondre-in-the-history-of-skiing.php
- http://tinebrunost.com/article/the-story-of-anne-hov-copy
- http://tine.no/english/products/the-tine-brunost-collectionhttp://visitnorway.com/places-to-go/eastern-norway/the-gudbrandsdalen-valley/
- http://visitnorway.com/things-to-do/whats-on/festivals/peer-gynt/
- http://visitnorway.pl/gdzie-jechac/norwegia-wschodnia/region-lillehammer/
- http://wol.jw.org/pl/wol/d/r12/lp-p/101997487