Ojcze zgrzeszyliśmy! Pojechaliśmy na wycieczkę z biurem podróży… Gorąco prosimy jednak o złagodzenie naszej winy z uwagi na fakt, że luka czasowa w kalendarzu od dnia mojej obrony na studiach do następnych życiowych aktywności wynosiła tylko osiem dni, przez co wszelkiego rodzaju poważniejsze objazdówki nie wchodziły w grę. Tak, wiem – nie ma takiego usprawiedliwienia, które zmazałoby z oblicza Następnego Przystanka piętno podróżniczej zdrady, która po wieczne czasy ciążyć będzie na naszej stronie. Nim jednak święty Piotr zatrzaśnie nam przed nosem bramy raju, wykrzykując triumfalnie „zakaz wstępu dla grzeszników korzystających z usług biur podróży!”, chcielibyśmy powiedzieć kilka słów odnośnie okrytych złą sławą organizatorów wycieczek.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie smażył się na plaży w Egipcie w hotelu all-inclusive… Paradoksalnie, moglibyśmy właśnie zacząć rozglądanie się za jakimś kamieniem, bowiem tak się składa, że na wycieczce z biurem podróży nie byliśmy nigdy… aż do tego pamiętnego momentu. Wyłamaliśmy się jednak z ram klasycznych wczasów z drinkiem przy hotelowym basenie, a za skorzystaniem z usług organizatora zewnętrznego przemówiły racjonalne argumenty natury finansowej.
Litr benzyny w skandynawskim raju kosztuje znacznie powyżej sześciu złotych (co na marginesie w porównaniu z cenami na polskich stacjach benzynowych zestawionymi z rodzimym poziomem zarobków wprawiło nas w niemałe oburzenie). Uwzględniwszy więc, że po Norwegii (wraz ze szwedzkim odcinkiem od Ystad do norweskiej granicy) przejechaliśmy w przybliżeniu 2800 kilometrów, na samo paliwo (przyjmując średnie spalanie na poziomie 7 litrów na 100 kilometrów), wydalibyśmy co najmniej 1200 złotych. A ponieważ promy do Szwecji niestety nie odpływają z naszej rodzinnej Warszawy, dojazd do portu (w naszym przypadku – Świnoujścia) też należałoby uwzględnić w tej kosztowej litanii. Ceny połączenia promowego między Ystad a Świnoujściem (w obie strony wraz z dopłatą za drugą osobę w pojeździe) wahają się zaś w granicach 800 złotych.
Alternatywny plan podróży, zakładający przylot na lotnisko w Oslo korzystnie skomunikowane z Warszawą za pomocą niskobudżetowych linii lotniczych, również nie przedstawia się zbyt optymistycznie pod względem wysokości opłat. Zapewniające komunikacyjną niezależność tygodniowe wypożyczenie samochodu wiązałoby się bowiem z kosztem co najmniej 2000 koron (czyli około 850 złotych). A przecież musimy pamiętać, że nasze tymczasowe norweskie cztery kółka, choćby najbardziej kompaktowe i najbardziej ekonomiczne, jak to tylko możliwe, od samego kontaktu z powietrzem się niestety kręcić nie będą.
Dodatkowo, podróżowanie własnymi (lub własnymi na chwilę) czterema kółkami wiąże się z kosztami „ukrytymi” w norweskiej naturze. Przykładowo, za skorzystanie ze znajdującej się na trasie naszego przejazdu trzynastominutowej przeprawy promowej z Linge do Eidsdal zapłacić musielibyśmy 101 koron (czyli około 43 złotych). A w tym poprzecinanym fiordami przyrodniczym raju korzystania z promów czasami uniknąć się po prostu nie da.
Również rezygnacja z samochodowej niezależności wiąże się w Norwegii ze sporymi kosztami. Sposobność do porównania standardów norweskich kolei z rodzimymi PKP podczas podróży na trasie Oslo–Lillehammer to koszt 438 koron (czyli około 190 złotych) za osobę dorosłą, a przecież ten wynoszący zaledwie około 170 kilometrów odcinek byłby dopiero początkiem naszej norweskiej podróży. A jakby tego było mało, w sytuacji polegania na transporcie publicznym w roli organizacyjnego kagańca wystąpiłby przecież komunikacyjny rozkład, który okazałby się zapewne mniej ambitny w kwestii częstotliwości kursowania poszczególnych środków komunikacji, niż nasze podróżnicze plany.
Transport to zaś przecież dopiero początek planowania podróży, a ceny noclegów w Norwegii do tanich też przecież nie należą…
Wobec powyższych rozterek finansowych, znaleziona przez nas oferta last minute krzyknęła do nas bardziej niż czarnopiątkowe promocje do Amerykanów z krwi i kości: 2058 złotych za podstawową wersję ośmiodniowej wycieczki wraz z opcją odbioru z wielu większych miast Polski. No dobrze, ale gdzie chowa się kruczek w towarzystwie pogrzebanego psa? Niewielkim „ech” okazał się fakt, że cały pierwszy i ostatni dzień spędziliśmy na wyklinaniu projektantów busików, którzy zdali się dostosować ilość miejsca pomiędzy fotelami do krasnoludków. Dodatkowo, do tej naprawdę atrakcyjnej ceny musieliśmy doliczyć opłaty za bilety wstępu i przewodników uwzględnionych w planie zwiedzania, które podbiły stawkę o 600 koron od osoby (niecałe 260 złotych).
Pomimo iż nie były to klasyczne wczasy all-inclusive, w ofercie wycieczki znalazło się także kilka okazji do znacznego podwyższenia bazowej kwoty: prywatne kabiny na promie, pakiet obiadokolacji czy dodatkowy rejs po Sognefjordzie. Sześć dni cieszenia oczu norweskimi cudami natury w bazowym kabanosowo-sucharowym wydaniu skompletowanym z polskich zapasów i dopełnionym bogatymi śniadaniami wliczonymi w cenę noclegów w naprawdę przyzwoitych hotelach, wydaje się naprawdę korzystnym rozwiązaniem, szczególnie uwzględniając, jak bogaty był plan wycieczki.
Nieśmiałym uśmiechem losu wobec norweskich cen okazał się zwrot podatku za zakupy za kwotę co najmniej 290 koron w przypadku produktów spożywczych lub 315 koron w przypadku pozostałych dóbr (na jednym paragonie). Jak się łatwo domyślić, nie jest to nierealny wydatek, skoro za sam pamiątkowy magnes zapłaciliśmy 45 koron. Sprzedawca sklepu objętego programem zwrotu podatku wraz z paragonem powinien wydrukować kwit podatkowy o długości zbliżonej do rachunku sześcioosobowej rodziny, która od miesiąca nie odwiedzała supermarketu.
Ta absolutnie spontaniczna, zorganizowana za nas z góry wycieczka, uzmysłowiła nam dwie rzeczy. A w sumie to nawet trzy. Po pierwsze, Skandynawia okazała się w naszej dotychczasowej podróżniczej karierze absolutnym rajem na Ziemi, którego wybiórcze obrazki pokazywane nam przez ten krótki czas stały się tylko zachętą do dalszych wypraw (na początku tego roku – 2020 – byliśmy w Sztokholmie, a w lutym wybraliśmy się na polowanie na zorzę do Tromsø).
Po drugie, Skandynawia naprawdę nie jest takim finansowym piekłem, jak się to często słyszy w różnych opowieściach. Owszem, jest zdecydowanie drożej niż w Polsce – co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości – jednak, jeśli przyzwyczailiśmy się już do „eurowych” cen w popularnych europejskich lokalizacjach, to norweskie standardy cenowe nie powinny wywołać aż takiej palpiltacji serca (co najwyżej jakiś mikrozawalik). Bilety wstępu do Sagrady Familii czy rejs wenecką gondolą to naprawdę podobna liga cenowa, co norweskie atrakcje.
Po trzecie wreszcie, ten eksperymentalny wyjazd, do którego ze względu na salwy obelg ciskane pod adresem biur podróży, byliśmy nastawieni dość sceptycznie, przekonał nas, że wycieczka zorganizowana wcale nie rzuciła na naszą podróżniczą kartotekę niezmywalnej klątwy, która wypisała nam na czołach jakże plugawe wśród Podróżników przez wielkie „P” określenie: turysta (tfu, jakżeż mi to przeszło przez gardło?). Przygodny romans z organizatorem wycieczek okazał się najbardziej optymalną odpowiedzią na nasze spontaniczne podróżnicze plany. W autokarowo-hotelowych okolicznościach norweskiej podróży mieliśmy też okazję poznać fantastycznych ludzi, z którymi do dziś utrzymujemy kontakty, a nawet planujemy następne wyjazdy.
A więc jeśli ktoś zapytałby nas, jak zwiedzić Norwegię i nie zbankrutować, oprócz pieszych wędrówek i biwakowania na gościnnym łonie norweskiej natury, śmiało możemy zaproponować także rozważenie ofert biur podróży.
Źródła:
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Wijnen P., Highest fuel prices so far in 2019, http://norwaytoday.info/finance/fuel-prices-feb-2019/
- http://fjord1.no/eng/Timetables/Moere-og-Romsdal/Eidsdal-Linge
- http://fjord1.no/eng/Timetables/Moere-og-Romsdal/Eidsdal-Linge/(page)/prices?date=12.01.2020&from=150015248080&to=150015248081
- http://globalblue.com/tax-free-shopping/norway/
- http://unityline.pl/strona/cennik/pasazerowie-zmotoryzowani
- http://visitnorway.com/listings/l%C3%A6rdalstunnelen-worlds-longest-road-tunnel/12205/
- http://visitoslo.com/en/oslo/practical-information/vat-refund/