Odpowiedź na to pytanie, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, zawierałaby wiele „ale”, gwiazdek czy kruczków. Już na starcie mogę więc śmiało powiedzieć, że ten post, choćby i najdłuższy na całym blogu, nie udzieli na nie stuprocentowej, popartej geolokalizacyjną analizą odpowiedzi. Zaczynając przecież od samego początku: każdy tromsøński turysta ma przecież inny start, czyli tymczasowe arktyczne miejsce noclegu. Nasza tromsøńska chawira mieściła się niemal na samym szczycie Tromsøyi, a więc już „z góry” skazaliśmy się na codzienne spacerki do, było nie było, cywilizacyjnego centrum.
Oprócz niewątpliwych aspektów finansowych związanych z mieszkaniem w mniej turystycznej części Tromsø, do jasnych stron naszej miejscówki należały codzienne malownicze i przeważnie słoneczne powitania.
A jeśli do tego z przydrożnej ponad metrowej zaspy śniegu zajmującej bezceremonialnie polanę pomiędzy typowymi norweskimi domostwami wyłonią się nagle fragmenty nagrobków, ciekawość zrobi swoje, każąc natychmiast zboczyć z trasy prowadzącej w linii prostej do oznaczonych w przewodniku atrakcji.
Choć spod śnieżnych zwałów świat podglądało tylko kilka mogił, dokładne białopuchowe przekopki powinny wykazać 37 nagrobków pochodzących z okresu drugiej wojny światowej. Chowano tu przede wszystkim alianckich konwojentów przedzierających się przez u-bootowe zasieki na północ Związku Radzieckiego.
Często zdarzało się też, że w białej otulinie – zamiast świadectwa drugowojennej historii, skryły się objawy sztuki nowoczesnej, która – po roztopach – ozdabia chociażby trawnik przed tromsøńskim Centrum Sztuki Nowoczesnej, a zimą usiłuje nie zniknąć w całości pod śnieżnymi zaspami.
Centrum
Na początek przyjmijmy dość szumne założenie, że liczące ponad siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców Tromsø rzeczywiście ma jakieś „centrum”. Biorąc pod uwagę wygląd typowych polskich kamienic na starówkach, tę najbardziej reprezentacyjną część Tromsø naprawdę ciężko byłoby określić chociażby mianem „rynku”. Zostańmy więc przy „centrum”, które jednak dalekie jest od sugerowania jakichkolwiek objawów wielkomiejskości. I bardzo dobrze! Tromsøński klimat zachowany jest także w najważniejszej części miasta i na samą myśl o tym Estetyka i Spójność z pewnością zacierają z radości zgrabiałe od mrozu ręce. Co więcej, pomimo rozumianej raczej na opak wizji zagospodarowania przestrzennego, doklejane do drewnianych zabytków szklano-betonowe potwory nie zabiły tromsøńskiej duszy, która zamieszkuje przede wszystkim w okolicach głównej ulicy – Storgaty. To przede wszystkim na niej mieszkańcy miasteczka uprawiają fintrø – spacerują niespiesznie, zagadując znajomych lub po prostu obserwując zachowujących się w podobny sposób przechodniów. Gdzie indziej nazwano by ich „wścibskim osiedlowym monitoringiem”, tutaj zaś powolnie snujące się postaci stanowią niezbędny element tromsøńskiego obrazka.
Centralny punkt „tromsøńskiego rynku” stanowi klimatyczny, drewniany kościółek protestancki z 1861 roku, w którym – w przeciwieństwie do polskich cotygodniowych standardów mszalnych – nabożeństwa organizowane są przeważnie raz w miesiącu. A ogłoszenia parafialne? Przede wszystkim na stronie parafii na Facebooku. Tablicy informacyjnej przed wejściem do świątyni ufać nie warto, bo gdyby mówiła prawdę, to oprócz zewnętrznej dokumentacji fotograficznej opublikowalibyśmy tutaj także zdjęcie z – zapewne skandynawsko-oryginalnego – wnętrza budowli.
Z rekompensatą za kościelne niedoinformowanie przychodzi zaś wokołoświątynny „parczek” – opatrzony tablicami, na których opisano dosłownie każde drzewo i ławeczkę.
Gdy, włócząc się po głównej ulicy, wsiąkaliśmy stopniowo w tromsøński klimat, z powolnego zapadania w sen zimowy gwałtownie wybudziły nas odgłosy dochodzące z rusztowania, którym ogrodzony był jeden z remontowanych budynków. Okazało się, że nawet dystans niemal dwóch tysięcy kilometrów (w linii prostej) od domu, nie pozbawił nas wiedzy o tym, co tam najgorszego słychać na podwórku politycznym w Polsce, a to wszystko za sprawą wiadomości pewnej znanej nad Wisłą stacji radiowej wycharkiwanych przez przenośny odbiornik jednego z polskich robotników.
A co, jeśli zimno wyciąga z podróżnika ostatnie pokłady sił, sprawiając, że żołądek domaga się natychmiastowego zastrzyku energii? Tromsø nie jest wyjątkiem na mapie Norwegii – także tutaj frontem do klienta w szeregu ustawiają się hot dogi. Crème de la crème norweskiej kuchni łasi się chociażby w najmniejszym barze we Wszechświecie – a przynajmniej tak głosi tabliczka ustawiona przy niewiele większej od słupa reklamowego drewnianej budce, z której (czy to w poszukiwaniu klientów, czy może jednak życiowej przestrzeni) wystawał radosny ekspedient. 4,6 metra kwadratowego okazuje się jednak wystarczającym zapleczem do uraczenia gości lokalnymi specjałami.
W swoje – tym razem już progi – zaprasza też nieco bardziej przestrzenny Kystens Hus – nowoczesne centrum konferencyjno-dydaktyczno-restauracyjne. Rolę pępka świata z perspektywy tej szeroko zakrojonej działalności tym razem pełni podwodny świat: od morskich głębin… aż na restauracyjny talerz.
Świat wokół podwodnego życia kręci się także w nieco mniej nowoczesnych wnętrzach zabudowań portowych z początku XX wieku. Wiele z nich pełni obecnie funkcję jadłodajni, porzucając rybołówczą przeszłość. Określić „Full Steam” tylko restauracją, byłoby jednak krzywdzące. Oprócz konsumpcji wszelkiego płetwiastego stworzenia, przybytek ten oferuje bowiem (także grupowe i płatne) zgłębianie tajników sztuki połowniczej.
Polaria
Aby nieco zrehabilitować te karygodne konsumpcyjne czyny, przenieśmy się teraz do Polarii – miejsca, w którym arktycznej fauny się nie je, lecz ją ogląda. Karkołomnie nowoczesna bryła budynku, na pierwszy rzut oka sugerować by mogła, że stylistyka „najpółnocniejszego” akwarium na świecie jest tak naprawdę największym (i przy tym także najdalej wysuniętym na północ) wyobrażeniem przewróconych kości domina. Choć w architektonicznych założeniach ta oryginalna wizja imitować ma lodowe zwały zepchnięte na ląd przez wody Atlantyku, zdecydowanie odróżniała się od lodowego dywanu pokrywającego chodniki i ulice przed wejściem. Kiedy doślizgaliśmy się już (niestety nie bez subtelnego lodowo-lędźwiowego spotkania) do drzwi wejściowych, okazało się, że choć lodowo-dominowe zewnętrze wcale tego nie sugeruje, wewnątrz budynku jak najbardziej istnieją piony.
Ponieważ Polaria jest de facto efektem ubocznym działalności Norweskiego Instytutu Polarnego, tutejsze wystawy zabierają głos w sprawie zmian klimatyczno-środowiskowych.
Polariowy status może być trudny do określenia: muzeum, kino, akwarium? Lobby akwariowe nie jest w prawdzie zbyt silne, jednak mimo tego ma sporo do powiedzenia.
Bez względu na starania jajogłowych z pobliskiego instytutu oraz kreatywność twórców wystaw, uwagę odwiedzających skutecznie kradną: Bella, Mai San, Lyra i Loffen. Pod tymi dalekimi od słowiańskiej dźwięczności imionami kryją się cztery polariowe oczka w głowie – zamieszkujące położony na samym końcu budynku basen foki, które obok „lodowej” bryły, stanowią najważniejszy muzealny atut.
Bella i Mai San to stare polariowe wyjadaczki. Przedstawicielki największego spośród arktycznych fok gatunku foka brodata (ewentualnie także: foka wąsata lub fokowąs) serca turystów kradną już od 2003 roku. Jak na foki wąsate przystało, poznać je można po wielkich szczotko-wąsach. W przeciwieństwie do potężnych wąsatych ciotek, Lyra i Loffen to dziesięcioletnie rodzeństwo fok pospolitych – wprawdzie mniejszych gabarytowo i dużo skromniej uwąsowionych, za to dużo częściej przyciągających spojrzenia obiektywów aparatów i smartfonów, jako łapiących się jeszcze w kategorii „tych małych słodziaczków”.
Organizowane dwa razy dziennie pokazy dość kapryśnych fokowych artystek mają potencjał ściągnąć do niewielkiej akwariowej przestrzeni wszystkich przebywających aktualnie w Polarii gości, ewentualnie poza tymi, którzy prześpią show w toalecie. Do otaczających basen barierek ciężko się więc dopchać, co już samo w sobie utrudnia wykonanie atrakcyjnych zdjęć bez międzynarodowego przeglądu łokci czy fragmentów głów. Dodatkowo dochodzi do tego nadzwyczajna ruchliwość tych niekiedy ponad stukilowych zwierząt.
Jakoby na przekór fokowemu show, kilka kroków obok Polarii, w suchym doku zaparkował na wieczny i jak najbardziej zasłużony odpoczynek kuter rybacki MS Polstjerna. Oddana do użytku w 1949 roku jednostka, przez 33 sezony połowowe wyrabiała stachanowską normę w połowie – o ironio – tak hołubionych tuż za rogiem fok. W ciągu swojej służby, przyjęła na pokład w jednostronną podróż blisko sto tysięcy osobników.
Muzeum Polarne
Podczas gdy Polaria skupia się na życiu i ochronie arktycznej fauny i flory, zlokalizowane w portowym magazynie z lat trzydziestych XIX wieku Muzeum Polarne, opowiada o tym, jak arktyczna fauna i flora umożliwiała przetrwanie zdobywcom Arktyki.
Tuż po przekroczeniu kasowych zasieków strzeżonych przez wyjątkowo niesympatyczną pracownicę muzeum, naszym oczom ukazała się imitacja traperskiej chatynki ze Svalbardu z początku ubiegłego wieku. Zimowanie w takich warunkach było wyzwaniem wręcz śmiertelnym, o czym przekonało się wielu arktycznych pionierów.
Dalsze salki ekspozycyjne czczą czołowe nazwiska norweskiego podróżnictwa polarnego i subpolarnego. Odwiedzających wita pełen dumy Roald Amundsen, którego bogata kartoteka śmiało posłużyć by mogła do wypełnienia całego muzeum, a nie tylko jednej z sal.
Podobizny amundsenowsko-nansenowskiego duetu polarnego wychynęły także poza muzealne mury (a raczej deski).
Museum Uniwersyteckie
Oddzialem Arktycznego Muzeum Uniwersyteckiego w Tromsø jest bezsprzecznie Arktyczne Muzeum Uniwersyteckie we własnej, niemal stupięćdziesięcioletniej już osobie. Ten całkiem zgrabnie – przede wszystkim za sprawą białej elewacji – wtapiający się w śnieżne tło budynek położony jest na południowym skraju Tromsøyi, co czyni go całkiem silnym argumentem przeciwko ogarnianiu Tromsø w ciągu jednego dnia.
Na hasło „muzeum uniwersyteckie”, w mojej głowie natychmiast zarysowały się obrazy pełne opasłych historyczno-geograficznych opisów ciężkich w odbiorze do tego stopnia, że choćby w ostatnich ich linijkach oferowano odwiedzającym zwrot pieniędzy za bilet wstępu, nikt by go nie uzyskał. Któż bowiem przebrnąłby przez te zwały zdań wielokrotnie złożonych?
W Tromsø sprawy miały się nieco inaczej, bowiem nawet w tak poważnej instytucji, jaką jest najstarszy ośrodek badawczy w kraju zachowano typową dla Norwegów muzealną lakoniczność. Nie poskąpiono też grosza na prozmysłowe uatrakcyjnienie ekspozycji, dzięki czemu efekt wystawienniczy, choć w części parterowej skupiający się właśnie na historii i szeroko pojętej geografii, okazał się bardzo przystępny.
Na drugim piętrze gmachu odwiedzających wita oczywistymi i zdecydowanie mniej oczywistymi wystawami barwna społeczność Samów. Dzieje ludu północy to jednak – trudno, niechaj zabrzmię sztampowo – temat na inny poemat.
Najdziwniejsza i najmniej do całej reszty pasująca ekspozycja skrywała się zaś za obszernym samowym rozdziałem. Tę stosunkowo niewielką, współcześnie otynkowaną przestrzeń usakralizowano za pomocą średniowiecznych zdobień pochodzących ze świątyń północnej Norwegii. Większość porozwieszanych niczym obrazki w salonie nad kominkiem ołtarzowych fragmentów wykonano na terenie Niemiec, co miało związek z niemiecko-norweską więzią hanzeatycką. Białe muzealne ściany uświęcają jednak także rdzennie norweskie dekoracje.
A jeśli komuś wewnętrznego ładunku wiedzowego mało, muzealne tereny otacza ścieżka edukacyjna, która – jak na Norwegię przystało – pełniła funkcje bardziej widokowe niż dydaktyczne.
Do uniwersyteckiego portfolio muzealnego należy też położony – dla odmiany – na północy wyspy, arktyczny ogród botaniczny, który jednak zimową porą zamienia się w arktyczny magazyn śniegu i żadnych, także tych najpółnocniej egzotycznych okazów fauny, moglibyśmy nie odkopać spod grubej warstwy białego puchu. A szkoda bo wstęp był darmowy…
I to by było chyba na tyle tych tromsøńskich podreptywanek. Czy to dużo, czy mało – trudno powiedzieć. W samej Polarii można by przecież spędzić pół dnia. Na wypadek, gdyby jednak repertuar atrakcji Tromsø okazał się niezbyt imponujący, pamiętajmy przede wszystkim o tym, że to właśnie ta skromność decyduje o niepowtarzalnym charakterze miasta – z jednej strony największego na północy Norwegii i jak na norweskie standardy całkiem sporego, z drugiej zaś – wyjątkowo kameralnego i klimatycznego.
Obrona Tromsø domaga się też zaznaczenia, że – zgodnie z turystycznymi hasełkami (a turystyka kocha się przecież w chwytliwych sloganach) – Tromsø to tylko brama Arktyki, wobec czego prawdziwe turystyczne spektrum atrakcji rozpościera się dopiero poza administracyjnymi granicami miasta.
A gdyby tak zachować się wyjątkowo podle wobec tej literackiej perły marketingu turystycznego i złapać ją za słówko, poszukując w mieście prawdziwej arktycznej bramy wjazdowej? W gruncie rzeczy, porównanie to obroni się dość łatwo, wystawiając jako dowód ikoniczny wobec miejskiego krajobrazu wybudowany w latach 1958-1960 most, będący elementem powitalnym zarówno dla pojazdów kołowych, jak i manewrujących między jego filarami jednostek pływających.
Źródła:
- Augustyniak T., Niesamowita podróż sterowcem na Arktykę, http://focus.pl/artykul/niesamowita-podroz-sterowcem-na-arktyke
- Christopoulou D., Tromsø University Museum: North Norway’s Oldest Research Institution, http://theculturetrip.com/europe/norway/articles/tromso-university-museum-north-norways-oldest-research-institution/
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Sandmo O.-M. A., «Raketten» fredes, http://nrk.no/tromsogfinnmark/raketten-fredes-1.6876481?fbclid=IwAR0IuLHYQpLKqlC4lz2OhpLKMCdFxaXQpF2dXG2fRq7xOd5Fbyh0oUBJoDo
- Strand M. L., Raketten bar og pølse i Tromsø: Historisk kiosk og bar, http://smakmagasinet.no/artikler/2018/08/raketten/?fbclid=IwAR3DS6jWPIP0KrjlVhgIF2Q2RtMVBcaQdRj3ijKZ-pSu_zUB-l6CKbLj9xw
- Tikkanen A. i in., Tromsø, http://britannica.com/place/Tromso
- http://atlasobscura.com/places/polaria
- http://bbc.com/news/blogs-news-from-elsewhere-28660813?fbclid=IwAR0CBgGpGoiPu2MKp3SnfuLw_D-GwNuI1_MH1dwJX9aTiV3SW4r-0iMDcS8
- http://bridgeinfo.net/bridge/index.php?ID=48
- http://cwgc.org/find-a-cemetery/cemetery/2016262/tromso-cemetery/
- http://digitaltmuseum.no/011085443606/lokkekiosken-er-et-nasjonalt-viktig-kulturminne?fbclid=IwAR2xIks-ZoOF5177e0FLmXLB88xwMvuhYCuQV3-CaZeBE_bxTkwgEBL242E
- http://en.uit.no/tmu/utstillinger/utstilling?p_document_id=398790
- http://en.uit.no/tmu/utstillinger/utstilling?p_document_id=633540
- http://framsenteret.no/english/
- http://full-steam.no/?lang=en
- http://kystenshus.no/en/about-us/
- http://medianauka.pl/foka-wasata
- http://metodistkirken.no/tromso/frame.php?page=2
- http://nordnorge.com/en/aktivitet/polar-museum-in-tromso/
- http://nordnorge.com/en/destinasjon/tromso/?fbclid=IwAR1v3_opcWdwewhgFFnIPYutX2jOheksssh4-4HnX2eM7XytfhSblLT-m6k
- http://npolar.no/en/history/
- http://polaria.no/en/om-oss/
- http://polaria.no/en/planlegg-ditt-besok/
- http://polaria.no/en/selene/
- http://polarpedia.eu/pl/foka-brodata/
- http://population.city/norway/tromso/
- http://tromso.kommune.no/om.255749.no.html#
- http://visitnorway.com/listings/troms%C3%B8-university-museum/172123/
- http://visitnorway.com/listings/the-polar-museum/127034/
- http://visittromso.no/book/to-do/1588913/polaria-%E2%80%93-meet-the-arctic/showdetails
- http://visittromso.no/book/to-do/1600755/blue-vision/showdetails
- http://visittromso.no/book/to-do/881845/troms%C3%B8-university-museum/showdetails
- http://visittromso.no/book/to-do/881846/the-polar-museum/showdetails
- http://visittromso.no/book/to-do/882320/ms-polstjerna-seal-hunting-vessel/showdetails