„To miał być zwykły dzień…” – mam wrażenie, że polonistki uwielbiają zadawać ten temat wypracowania, licząc na kreatywność lub ewentualnie bogaty życiorys swoich wychowanków. Niegdyś, w takich niezręcznych sytuacjach, musiałem płodzić jakieś niestworzone historie lub też podciągać do kategorii „niezwykłego” dnia ubarwione aspekty ze wszech miar szarej codzienności. Idealną historię, wyczerpującą z nawiązką ten podstępny motyw, zafundowałem sobie zbyt późno, bym mógł pochwalić się nią znudzonej nauczycielce. Od czego ma się jednak podróżniczego bloga!
Los uchronił licealne wspomnienie z Doliny Kościeliskiej od wiecznego zapomnienia pod stertą bieżących spraw z dopiskiem „WAŻNE”. Miałem więc w świadomości, że oprócz podążania dwunastokilometrową (tam i z powrotem) trasą dnem doliny, warto rozglądać się na boki w poszukiwaniu szlakowych odbitek do unikatowych w skali polskich Tatr udostępnionych do zwiedzania jaskiń. To właśnie w Dolinie Kościeliskiej skrywa się aż pięć z sześciu otwartych na turystów jaskiń w obrębie Tatrzańskiego Parku Narodowego (szósta – Jaskinia Dziura – znajduje się zaś bardzo blisko centrum Zakopanego i stanowić może przedsmak kościeliskich wrażeń jaskiniowych). Jaskiniowa dominacja Doliny Kościeliskiej przejawia się także w kontekście całkowitej liczby tatrzańskich jaskiń, których doliczono się ponad ośmiuset – prawie połowa z nich znajduje się właśnie tutaj.
Planując dolinny spacer, miałem więc na uwadze, że może okazać się on nieco bardziej urozmaicony, zważywszy że aż cztery jaskinie odwiedzać można także zimą, a ta jedyna zimująca – Jaskinia Mroźna – i tak poddawana jest obecnie kilkuletniemu remontowi (swoją drogą to ciekawe – użyte w oficjalnych komunikatach – określenie w kontekście obiektu, co do którego maksymalnie naturalnej formy warto by nie mieć żadnych wątpliwości).
Oblicze dzisiejszej tatrzańskiej atrakcji turystycznej z kategorii „top” i „naj”, przed laty dalekie było od tendencji zmierzających do ochrony przyrody. Aż trudno uwierzyć, że na polanie Stare Kościeliska od roku 1783 funkcjonowała huta miedzi wraz z mieszkalno-tartakowo-karczemno-sakralnym zapleczem. To właśnie od robotniczego kościółka pochodzi nazwa Doliny Kościeliskiej. Napęd urządzeń hutniczych zapewniały wody Potoku Kościeliskiego spiętrzone na zaporze zlokalizowanej na wysokości Bramy Pośredniej. Nawet przebranżowienie na hutę żelaza oraz zakład metalurgiczny nie uchroniło jednak kościeliskiego przemysłu przed utratą płynności finansowej w 1841 roku.
Zimowa przygoda z kościeliskimi jaskiniami, niczym restauracyjny naganiacz, wyławia chętnych w okolicy Bramy Wyżniej, powyżej Polany Pisanej, która – jak sama nazwa wskazuje – nie od dziś opisywana jest przez kartografów. W swe strome progi w pierwszej kolejności zaprasza żółtym szlakiem Smocza Jama. Nawet jeśli nazwa ta nie wzbudziła zamierzonych przez pomysłodawców skojarzeń z Krakowem, na pewno przywoła je prowadzący do wejścia do jaskini Wąwóz Kraków, zdaniem górali naśladujący wąskie uliczki stolicy Małopolski. Nazewnicze nawiązania dopełniają imiona turni – Ratusz, Baszta oraz Kościół.
Znajdującą się nieco wyżej czerwonoszlakową odbitkę do grotowego tria – Mylnej, Obłazkowej i Raptawickiej, ominąłem z pewną dozą żalu, także tutaj nie dopatrując się śladów żadnych inauguratorów trasy. Jaskiniowe smutki i zawody zatopiłem w… zupie grzybowej ze schroniska na Hali Ornak. Jest to piąte – i jedyne skuteczne – schroniskowe podejście w obrębie Doliny Kościeliskiej. Poprzednie budynki, z których pierwszy powstał już w 1875 roku albo nie przetrwały próby czasu, albo też uległy zniszczeniu w czasie wojennych zawirowań partyzanckich. Dopiero wybudowanemu krótko po II wojnie światowej schronisku udało się przetrwać do współczesności, a nawet świętować przed dwoma laty (w 2019 roku) siedemdziesiąte urodziny.
Grzybowy wywar spływający do serca i żołądka to wezwanie z powrotem na szlak! Z Hali Ornak niedaleko już do Stawu Smreczyńskiego, który zaprasza do wydłużenia kościeliskiej wędrówki. Wprawdzie to raczej marna jaskiniowa rekompensata, ale przeciskająca się między gęsto rozlokowanymi pniami drzew trasa stanowi atrakcyjną odmianę od szerokiej dolinnej autostrady.
Powrót na parking w Kirach niechybnie wiązał się z kolejną konfrontacją ze szlakowym rozwidleniem jaskiniowym. Ha, od ostatnich przeszpiegów poczynionych przed kilkoma godzinami zdążyły pojawić się pierwsze ślady – tym razem odpowiedź na jaskiniowe zaproszenie nie mogła więc być odmowna. Wprawdzie śmiałe odciski podeszew zawróciły kilka kroków dalej, kiedy to zza skalnego załomu wyłonił się pierwszy łańcuch, jednak nie wypadało przecież wypisywać się z dziarskiej decyzji podjętej kilkanaście sekund temu, tym bardziej, że łańcuchowa przeprawa okazała się dużo bardziej wyrozumiała przyczepnościowo niż podejście do Smoczej Jamy.
Świeży śnieg nakrywający strome skalne podejście grubą pierzyną to z pewnością duży estetyczny bonus tej wyprawy. W kontekście samego przemieszczania się stanowił jednak spore utrudnienie, nakłaniając do tym rozważniejszego poszukiwania bezpiecznych stąpnięć pod sięgającą kolan warstwą białego puchu. W pełnieniu roli dwunożnego (a niekiedy także czworonożnego) pługa śnieżnego dodawały otuchy dość częste szlakowe oznaczenia, a każdy skręt głowy za siebie skutkował dwoistymi odczuciami. Z jednej strony widoki stające się moim udziałem z pewnością nadałyby się na pokaźny plik tatrzańskich pocztówek. Coraz częściej, w miarę windowania się na tej skalnej samoobsługowej wieży widokowej, sięgałem więc po zwisający z szyi aparat, co nie pozostawało bez znaczenia dla forsowanego organizmu, doceniającego fotograficzne przystanki. Z drugiej zaś strony, świadomość zdradliwości trasy, która mnie tu przywiodła, skutecznie zniechęcała do odwrotu (nie wiem skąd wzięła się nadzieja podpowiadająca, że zejście w ramach tego jednokierunkowego czerwonego szlaku będzie przecież łatwiejsze niż ewentualne wycofanie).
Na rozstaju dróg, sygnalizowanym wśród śnieżno-skalnych niewiadomych jedynie skromnym oznaczeniem szlaku, wybór padł na opcjonalną czarną odnogę ku Jaskini Raptawickiej. Szybko okazało się jednak, że – zważywszy na niemal pionowe podejście łańcuchowe do odgórnego wejścia do jej wnętrza – nie był to najlepszy pomysł. Osiągniecie najwyższego punktu całej wspinaczki u stóp nieosiągalnej jamy należało jednak uczcić herbatą z termosu i solidną porcją zdjęć.
Nagroda pocieszenia w postaci Jaskini Obłazkowej znajdowała się kilkanaście minut uważnego zejścia niżej, z powrotem na czerwonym szlaku. Oświetlona promieniami słonecznymi komora wejściowa przywodziła na myśl skalną wiatę wypoczynkową.
Kilkanaście minut jaskiniowego łazikowania później przyszła pora na zimową królową kościeliskich jaskiń. Wstępu do Mylnej krainy skał i lodu strzegą rośli soplowi strażnicy. Warto się jednak z nimi dogadać – w wejściowej komorze rozświetlonej panoramicznymi otworami skalnymi adoracji górskiego majestatu poświecić można by długie godziny.
Dzięki Oknom Pawlikowskiego typowe jaskiniowe ciemności czekają odwiedzających dopiero za skalnym załomem. Nawet na końcu dość wysokiego spowitego w mroku korytarza pojawiło się jednak klasyczne światełko w tunelu – podążając za tą jasnością trafiłem… z powrotem do komory wejściowej, dając się zmylić Mylnej już na samym początku. Zasadność zwodniczej nazwy jaskini jest niepodważalna tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że prowadzący przez zagmatwane korytarze czerwony szlak przebiega przez zaledwie trzysta metrów z ich całkowitej długości wynoszącej ponad półtora kilometra. O mylących sztuczkach skalnych ścieżek przekonał się ksiądz Józef Szykowski, który zbłądził tu latem 1945 roku. Zwłoki zmarłego z wycieńczenia duchownego znaleziono dopiero dwa lata później.
Na tę smutną historię natknąłem się na szczęście dopiero po opuszczeniu jaskini. Do naprawienia nawigacyjnego błędu wynikającego z kierowania się świetlnymi rozbłyskami, zamiast podążania za wskazaniami szlaku, przystąpiłem więc z optymistycznym, lecz bynajmniej niepozbawionym adrenaliny nastawieniem. Za drugim podejściem odszukałem na skalnej ścianie subtelne pionowe oznaczenie zapraszające do… wczołgania się do jedynej słusznej części jaskini przez otwór sięgający do wysokości uda. Nietrudno się domyślić, że był to korytarz o wymiarach znacznie bardziej reprezentatywnych dla reszty jaskini, niż stosunkowo przestronna komora powitalna. Dalsza wędrówka przebiegała więc w pozycji co najwyżej znanego z kabaretu Tofika, dumnie prężącego garb pokrytemu soplami sklepieniu. Ciasne korytarze rzecz jasna jeszcze nie raz sprowadziły mnie do parteru, a wrażenia poznawcze w tej pozycji potęgowały nasycone minerałami wodne nacieki i kałuże. Mimowolna kąpiel w tych solankach, za którą w sanatoryjno-leczniczych realiach należałoby zapewne słono zapłacić, zapewniła mi charakterystyczne błotne doznania zapachowe jeszcze na długie godziny.
Za kulminacyjny moment mylnej wędrówki bezsprzecznie uznaję wypatrzenie na dnie mokrego i ciemnego korytarza czapki i rękawiczki, które natychmiast przywiodły na myśl dramatyczne sceny z filmów o grotołazach. Co gorsza, ten niepełny komplet odzieżowy zdawał się być stosunkowo nowym gościem w jaskiniowych realiach. Na szczęście, przedzierając się dalej przez skalne ścieżki, nie trafiłem ani na jego uzupełnienie, ani na właściciela. Co więcej, mam pełne podstawy, by sądzić, że tamtego pamiętnego dla mnie dnia byłem jedynym człekokształtnym, który zapędził się do Mylnej. Świadczył o tym nie tylko brak śladów na szlaku prowadzącym do wejścia, ale także przymarznięty do skalnej ściany łańcuch ubezpieczający wyjątkowo stromy i do tego oblodzony chodnik.
Nie warto jednak popadać w samozachwyt – czerwony szlak się przecież jeszcze nie skończył, chociaż zejście do głównego dolinnego ciągu komunikacyjnego okazało faktycznie nieco przyjaźniejsze od podejścia. A może wrażenie to odniosłem tylko dlatego, że schodząc w dół, zyskałem tę pokrzepiającą możliwości obserwowania innych postaci ludzkich w coraz to większych rozmiarach?
Kiedy kilkanaście minut oraz parę śnieżnych ślizgów niżej, zrównałem się z poziomem normalności, zacząłem wątpić w to, czy opisana historia wydarzyła się naprawdę. W roli uprzytomniających okoliczności uwiarygodniających wystąpiła wejściowo-wyjściowa relacja fotograficzna, którą – mimo zmrożonych opuszków palców – mogłem szybko przeklikać na aparacie, oraz pewna rozmowa na Starych Kościeliskach.
„Ej, masz sopla w kapturze” – to usłyszane zza pleców zdanie zapadnie mi w pamięć na bardzo długo. Po pauzie przeznaczonej na wyjęcie bohatera tej wypowiedzi i jego oględziny dotarło do mnie kolejne: „Czegoś takiego jeszcze nie widziałem!”. Ja za to nigdy nie widziałem tak zdziwionej miny, jak ta, która stała się udziałem mojego soplowego wybawiciela na wieść o tym, że jest to najprawdopodobniej pamiątka z jaskini. Być może wyobraził sobie wysokie na kilka metrów groty, a w nich biednego ludzika uciekającego przed soplowym bombardowaniem z sufitu, niczym rozpikselizowana postać w starej platformówce. Tymczasem sprawy miały się zgoła odmiennie, a ściągnięcie ze sklepienia kilku sopli było co najwyżej wyrazem błędów w kalibracji przygarbienia do aktualnej wysokości korytarza.
A jakby wrażeń było mało, po powrocie do domu ofochany podgrzew wody zafundował mi dodatkową atrakcję w postaci konieczności zapewnienia sobie zasłużonej ciepłej kąpieli przy pomocy czterech solidnych garów i czajnika.
Dolina Kościeliska – za i przeciw
Dolina Kościeliska – to brzmi raczej niepozornie niż dumnie. Kto by pomyślał, że poza utartym szlakiem skrywa w swych zakamarkach jedne z ciekawszych tatrzańskich atrakcji. To właśnie tutaj przeżyć można pierwszą samodzielną przygodę z eksploracją jaskiń, co jest równie emocjonujące, jak zdobywanie górskich szczytów. Poziom adrenaliny można jednak utrzymać w ryzach, wybierając zimowe narty czy letni rodzinny spacer – na to też jest tu miejsce i to bardzo dużo miejsca – na szerokiej trasie głównego szlaku.
[Google_Maps_WD id=22 map=21]
Źródła:
- Bobek Ł., Tatry. Jaskinia Mroźna zamknięta. Doszło do awarii generatora prądu. Turyści znów tam wejdą dopiero w 2022 roku, http://gazetakrakowska.pl/tatry-jaskinia-mrozna-zamknieta-doszlo-do-awarii-generatora-pradu-turysci-znow-tam-wejda-dopiero-w-2022-roku/ar/c1-15202774
- Król K., Wycieczka Doliną Kościeliską nad Smreczyński Staw, http://portaltatrzanski.pl/search/wycieczka-dolina-koscieliska-nad-smreczynski-staw,700
- Król K., Zwiedzanie jaskiń w polskich Tatrach, http://portaltatrzanski.pl/aktywnosci/jaskinie/zwiedzanie-jaskin-w-polskich-tatrach,998
- Zalewska S., Kiry, http://portaltatrzanski.pl/search/kiry,198
- Zalewska S., Schronisko na Hali Ornak, http://portaltatrzanski.pl/przewodnik/schroniska/schronisko-na-hali-ornak,53
- Zalewska S., Smocza Jama, http://portaltatrzanski.pl/search/smocza-jama,143
- http://agh.edu.pl/uczelnia/historia-i-tradycja/poczet-rektorow-agh/walery-goetel/
- http://gorydlaciebie.pl/wyprawy/dolina-koscieliska/
- http://gorydlaciebie.pl/wyprawy/dolina-koscieliska/ciekawostki/
- http://gorydlaciebie.pl/wyprawy/jaskinie-tatrzanskie-dolina-koscieliska/
- http://schroniska.pttk.pl/ornak/pl/index.html
- http://zakopane.pl/strefa-turystyczna/turystyka/schroniska-gorskie/schronisko-na-hali-ornak
- http://zakopane.pl/zawartosc/honorowi-obywatele/jan-gwalbert-pawlikowski
- http://z-ne.pl/t,haslo,3645,pawlikowski_jan_gwalbert.html