Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, komu różowiutki surowy, wędzony, smażony czy pieczony łosoś nie kojarzy się z Norwegią. Kultowy łosoś przecież nawet w nazwie jest już norweski. Nie da się rzecz jasna zaprzeczyć, że ta jedna z popularniejszych ryb na świecie to norweskie dobro narodowe. Export płetwiastego hodowlanego złota wyniósł w 2019 roku 1,1 miliona ton, przynosząc Norwegom 72,5 miliarda koron. Łosoś musi jednak dzielić norweskie talerze z produktami bynajmniej nie norweskimi z nazwy.
Nie ma się co dziwić, że Norwegia, jako kraj o dużym udziale linii brzegowej w ogólnej długości granic, nie uniknęła morskich wpływów w gastronomii. O pierwsze miejsce w kategorii „rybny ulubieniec Norwegów” do walki z łososiem staje dorsz. Obie ryby podawane bywają w bardzo podobny sposób – smażone na maśle, z gotowanymi ziemniakami i warzywami z wody w towarzystwie śmietanowego sosu. Bywają, bowiem kulinarnych odsłon ryb i owoców morza w Norwegii jest przecież całe mnóstwo. Kwintesencją rybnych doświadczeń, w naszym przypadku okazała się zupa rybna.
To właśnie w Norwegii przekonaliśmy się też, że konsumpcja śledzia nie musi skutkować krystalizacją soli na podniebieniu. W skandynawskim wydaniu ten dość niechlubny bywalec wigilijnych stołów wystąpił chociażby w dość egzotycznym towarzystwie rodzynek i orzechów włoskich lub też w słodkiej marynacie curry.
Bez względu no, jak bardzo morskie przysmaki zabiegałyby o kubki smakowe Norwegów, prawdziwą kulinarną miłością ludu północy są jednak… parówki, które zajmują zaszczytne miejsca nie tylko w sklepowych lodówkach, ale także w norweskich sercach. A zatem – po norweskiej wycieczce powiedzenie „być w Rzymie i nie widzieć papieża” zyskało nową skandynawską odsłonę, unieważniającą każdą wizytę w Norwegii, która odbyłaby się bez choćby jednej hotdogowej degustacji.
Zdarza się także, że zamiast w bułce, parówka ląduje w zgiętym na pół cienkim chlebku w typie podpłomyka.
Nie chciałbym jednak stworzyć wrażenia, że w Norwegii mięso uświadczyć można jedynie w postaci zmielonej, chociaż nawet na hotelowych śniadaniach nowy dzień witały z nami wszechobecne parówki oraz mięsne klopsiki. Schabowego próżno tu jednak szukać wobec nieuchronnie popularnych potraw z dziczyzny, która zamiast typowego dla nas sarnio-jeleniowego oblicza – oferuje raczej dania z łosia i renifera. Do mięsnych hardcore’ów należy zaś z pewnością dość typowa w Norwegii wędzona głowa owcy (która na szczęście nie zatoczyła się na naszej drodze podczas norweskiej wyprawy)…
Nie tylko jednak poszukujący egzotyki mięsożercy znajdą coś dla siebie podczas norweskich podróży. Wegetarianie i weganie także nie będą musieli podziwiać fiordów na głodniaka. Norweski raj oferuje choćby szeroki wachlarz niezakazanych owoców. Kto by pomyślał, że to właśnie w kraju, w którym średnia roczna temperatura wynosi pięć stopni Celsjusza, jedliśmy najsłodsze truskawki w życiu!
Norwegia to także (a może wręcz przede wszystkim) raj nordyckiej maliny, zwanej moroszką (po angielsku nazwa tego owocu brzmi doprawdy uroczo: cloudberry). Okazuje się więc, że Norwegowie potrafią zrobić znakomity użytek choćby z hektara ziemi uprawnej wyrwanej spomiędzy oczek górsko-fiordowej pajęczyny.
W charakterze wisienki na torcie w tej norweskiej podróży przez żołądek do serca wystąpi zaś kulinarny ewenement, który – choć słodkawy – to jako deser by się nie sprawdził (a może jednak?). Oto i on: jedyny i niepowtarzalny, przez jednych uwielbiany, przez innych znienawidzony norweski brązowy ser karmelowy. Ale jak to? Ser o smaku karmelu? Tak właśnie! Że niby karmelowe to tylko cukierki i lody? Wręcz przeciwnie!
Serowo-karmelowej fuzji smakowej dokonała w 1863 roku mieszkanka doliny Gudbrandsdalen – Anne Hov, która do gotującej się serwatki dodała śmietankę, by po ostudzeniu otrzymać tłusty ser o karmelowym posmaku. Jej kulinarne dzieło szybko zyskało popularność na terenie całego kraju, a za szczyt rozpoznawalności norweskiego karmelowego sera uznać można rok 2013. Wówczas nagłówki gazet i czerwone paski programów informacyjnych rozpisywały się o wypadku z udziałem ciężarówki wiozącej, bagatela, 27 ton karmelowego przysmaku. Pojazd zapłonął, a ponieważ serowa katastrofa wydarzyła się w tunelu, płomienie żywiły się norweskim smakołykiem aż przez pięć dni. Przedstawiciel zarządu dróg, komentując w mediach to niecodzienne zdarzenie, wyraził swoje zdumienie spowodowane łatwopalnością karmelowej przekąski.
Podobnie jak oscypek, tak i norweski ser brązowy niejedno ma imię. Najsłynniejszy – Gudbrandsdalsost wytwarzany jest z mieszanki mleka krowiego i koziego, podczas gdy Geitost powstaje przy udziale mleka koziego. Odmian tego specyficznego rarytasu jest co najmniej kilkanaście, a jedna z nich – słodko-pikantna edycja o smaku kardamonu – świętuje wraz z Norwegami Boże Narodzenie. Typowy Norweg swój ulubiony karmelowy ser najczęściej kładzie na popularne w Norwegii chrupkie pieczywo i pokrywa grubą warstwą przesłodkiego dżemu z borówek lub owoców leśnych (ogólnie rzecz biorąc, ze względu na stężenie cukru, tworzące z dżemu roztwór właściwy, smak owoców, które teoretycznie zostały wykorzystane przy jego produkcji, schodzi na plan dalszy, wobec atakującej kubki smakowe słodyczy). Co ciekawe, ser ten bywa też wykorzystywany jako składnik ciast (np. brownie) czy sosów.
Do worka z napisem „typowo norweskie” śmiało trafić mogłyby fiordy, bajeczne górskie szlaki, lodowce, wodospady czy wikingowie. Czy istnieje jednak norweskie spécialité de la maison na miarę pizzy czy paelli? Z katalogu norweskich dóbr eksportowych ciężko nam było wyłowić jednoznaczne przykłady norweskich potraw. Ba, w fastfoodowym natłoku pomyśleć by można, że norweska kuchnia w ogóle nie istnieje. Na szczęście udało nam się trafić na kilka śledziowo-karmelowych smaków, z którymi nasze ciekawe świata kubki smakowe nie miały wcześniej styczności.
PS Nie zapomnijcie przywieźć do domu zapasu karmelowego sera, jeśli podczas pobytu w Norwegii okazało się, że należycie do tej grupy, która nie wyobraża sobie bez niego śniadaniowego menu – w Polsce zdobycie tego przysmaku graniczy z cudem.
Źródła:
- Blomberg-Nygård A., 10 foods to try in Norway, http://bbcgoodfood.com/howto/guide/10-foods-try-norway
- Dinerstein R., Ode to Norwegian Brown Cheese, Ode to Norwegian Brown Cheese, http://newyorker.com/culture/culture-desk/ode-to-norwegian-brown-cheese
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Nikel D., Brunost: Norwegian Brown Cheese, http://lifeinnorway.net/the-norwegian-phenomenon-of-brown-cheese/
- Racoma B., How McDonald’s Adapts Around the World, http://daytranslations.com/blog/how-mcdonalds-adapts-around-the-world/
- http://bbc.com/news/world-europe-21141244
- http://businessinsider.com/mcdonalds-restaurants-around-the-world-2018-10?IR=T
- http://dailyscandinavian.com/what-is-norwegian-brown-cheese/
- http://en.climate-data.org/north-america/united-states-of-america/michigan/norway-132447/
- http://fishfarmingexpert.com/article/norwegian-salmon-export-value-up-7-in-2019/
- http://foodnorway.com/norwegian-fish-cakes-fiskekaker/
- http://norwegofil.pl/ludzie-i-tradycje/kuchnia-norweska
- http://norwegofil.pl/najpiekniejsze-trasy/zloty-szlak-geiranger-trollstigen
- http://tinebrunost.com/article/the-story-of-anne-hov-copy
- http://tine.no/english/products/the-tine-brunost-collection
- http://tine.no/merkevarer/tine-brunost/produkter/tine-ekte-geitost
- http://tine.no/merkevarer/tine-brunost/produkter/tine-gudbrandsdalsost-g35
- http://tine.no/merkevarer/tine-brunost/produkter/tine-julebrunost
- http://twistedsifter.com/2012/09/the-most-unusual-mcdonalds-locations-in-the-world/