Historia praskich Żydów sięga X wieku i już wtedy pierwszym skojarzeniem z przedstawicielami tej grupy była kombinacja dwóch słów: bogaty i kupiec. Od samego początku swego praskiego jestestwa starozakonni nie mieli lekko, bowiem prześladowania żydowskie rozpoczęły się za panowania pierwszych czeskich władców. Przykładowo, Wratysław II wprowadził obowiązek modowego odróżniania członków żydowskiej społeczności polegający na sygnalizacji swojego pochodzenia za pomocą żółtego płaszcza.
Żydowskie losy niemal od samego początku splotły się, wprawdzie nie dobrowolnie, lecz w wyniku odgórnego przymusu, z obszarem położonym pomiędzy Starym Miastem a Wełtawą. Do utworzonego w XIII wieku tak zwanego „miasta za murami”, które śmiało uznać można za pierwowzór dużo późniejszych gett, przeprowadzano się jednak chętnie, ale pozory jak to zwykle bywa, myliły. Wystarczy wspomnieć żydowską masakrę z XIV wieku, w czasie której życie straciło około trzech tysięcy Żydów.
Nie tylko te krwawe wydarzenia świadczyły jednak o, delikatnie rzecz ujmując, niskim standardzie życia w żydowskim mieście. Dzielnica ta, będąc dziewięciokrotnie mniejsza od pełnego kościołów, klasztorów i targowisk Starego Miasta i trzynastokrotnie ustępując pod względem zajmowanej powierzchni Małej Stranie zdominowanej przez przypałacowe ogrody, nie miała możliwości rozwoju terytorialnego, wobec czego urosła w górę. Stosunkowo wysokie tutejsze kamienice nie były może hotelami kapsułowymi, jednak z pewnością do najprzestronniejszych nie należały. Pomimo wyraźnego przeludnienia, udało się tu wcisnąć synagogę co każde dziesięć domów, a odbyło się to chociażby kosztem zieleni. W niemal całkowicie pozbawionej drzew żydowskiej dzielnicy mieścił się tylko jeden ogród – cmentarny.
Nieco lepsze warunki, choć nie mieszkaniowe, lecz społeczne, zostały zapewnione przez cesarza Józefa II Habsburga, którego reformy nadały Żydom prawa obywatelskie, a ich dzielnicy – status pełnoprawnej części Pragi. W tym momencie żydowskiej opowieści uzasadnienie zyskuje nazwa tejże dzielnicy – Josefov (aby uniknąć pewnych podwarszawskich skojarzeń, zrezygnowałem z korzystania ze spolszczonej nazwy – Józefów) pochodząca od imienia władcy-wybawiciela.
Pod koniec XIX wieku spora część dzielnicy została jednak wyburzona, co umotywowane było zaprowadzeniem postępu cywilizacyjnego w wąskie, nieskanalizowane uliczki żydowskiego getta. Z dawnej poutykanej w najmniejsze wolne przestrzenie trudnej świetności, pozostało sześć głównych synagog, ratusz i stary cmentarz.
Najsłynniejszą bodaj budowlą całego Josefova jest synagoga Staronova, która według tradycji uchodzi za najstarszą na świecie. Umotywowanie tego przekazu miałby stanowić zastęp aniołów, który własnoręcznie wzniósł bożnicę lub – według alternatywnej wersji – własnoskrzydle przetransportował ją do Pragi tuż po zburzeniu świątyni jerozolimskiej. Zachowując jednak zdrowy rozsądek, anielski epizod w roli zbiorowego Boba Budowniczego należałoby odrzucić, jednak nie da się już odmówić historii, że Staronowa synagoga jest „zaledwie” najstarszą zachowaną synagogą w Europie, jak również najstarszym gotyckim budynkiem w Pradze. Skoro tak, to skąd wziął się „nowy” człon w jej nazwie? Początkowo określano ją jedynie jako Nową, jednak powstawanie nowszych synagog wymusiło aktualizację dawnej nazwy. Inna teoria głosi natomiast, że nazwa bożnicy pochodzi od hebrajskich słów „pod warunkiem” brzmiących podobnie do niemieckiego „altneu” (oznaczającego właśnie: staronowy). Tytułowy warunek dotyczył zaś wyglądu świątyni, która mogła powstać tylko, jeśli przypominać będzie budowlę chrześcijańską.
Ponieważ, jak już ustaliliśmy, synagoga Staronowa jest przede wszystkim stara, legendy miały aż za dużo czasu, by spiętrzyć się u jej murów. W przekazach bardziej niż związani z nazwą świątyni aniołowie-budowniczowie, znana jest postać olbrzyma – Golema, który nakręcił niekończąca się spiralę legendowej wyobraźni. Jak to bywa chociażby w mitologiach, bohaterowie podań najpierw winni zostać powołani do życia, z tym zastrzeżeniem, że im sposób przyjścia na świat dziwniejszy, tym lepiej. Mile widziane są też wszelkiego rodzaju akcenty regionalne. Golem ulepiony więc został z wełtawskiej gliny i mułu. Kreatorem olbrzyma był rabbi Löw, który postanowił porzucić standardowe formy piaskowych zabaw, jakimi – jak przypuszczam – także w Czechach są zamki, aby chronić Żydów przed prześladowaniami. Swoistym włącznikiem żydowskiego Cerbera był zaś pergamin ze znakiem życia wkładany do ust postaci niczym moneta uruchamiająca automaty do gier.
Pewnego razu „pancio” zapomniał jednak wyłączyć swojego pupila, a ponieważ – w przeciwieństwie do flipperów czy cymbergaja – Golem nie miał wyłącznika czasowego, w wyniku nadmiaru energii sterroryzował mieszkańców getta, demolując przy tym wszystko, co nieopatrznie stanęło mu na drodze. Kiedy Löw zdołał w końcu powstrzymać furię potwora, ten zamienił się z powrotem w surowce, z których został wykonany. Tu jednak historia się nie kończy. Wieść bowiem głosiła, że szczątki Golema spoczęły na poddaszu Staronowej synagogi, a jej rozprzestrzenianiu się na pewno nie przeciwdziałał właściciel osobliwego stworzenia, który zakazał zapuszczania się na synagogalny strych. Wstęp tam mieli jedynie inni rabini, jednak chętnych na odwiedziny próżno było szukać. Ponieważ koniec końców zakazany owoc kusi, wreszcie znalazł się śmiałek, który, aby przygotować się do wyprawy na poddasze, pościł i poddał się oczyszczeniu. Ze strychu wrócił zaś cały roztrzęsiony, czym tylko uzasadnił löwowski zakaz. Innym razem życie swoje zaryzykował, wbrew przeciwwskazaniom, reporter Egon Kirsch, który ze swej wyprawy przyniósł szokującą nowinę – na strychu nie znalazł nic więcej ponad stare rupiecie.
Historia żydowska najbardziej żywa (choć, jak się wkrótce okaże, to wyjątkowo przewrotne określenie) jest jednak w synagodze Pinkasa. Nim okaże się dlaczego, praska księga legend przygotowała opowieść o nazwie budynku, według której za jego fundatora uważa się ubogiego sługę Pinkasa. Możliwości finansowe żebraka drastycznie wzrosły dzięki zdechłej małpie, w której żołądku znalazł on stos dukatów. Pomimo, że zwierzęce wnętrzności zazwyczaj nie pełnią funkcji portfela, opowieść podaje jakże wiarygodne wyjaśnienie tej kuriozalnej sytuacji. Małpie wnętrzności stały się zasobną sakiewką za sprawą byłego właściciela zwierzęcia, który nauczył je sztuczki polegającej na połykaniu monet wtykanych mu w łapki. Ponieważ jednak pieniądze nie są trawione przez zwierzęce żołądki, małpa zdechła, a w ręce Pinkasa wpadła w wyniku żartu, który – o ironio – okazał się dużo zabawniejszy z punktu widzenia jego ofiary, niż pomysłodawców podrzucenia służącemu martwego zwierzęcia.
Wewnętrzne ściany bożnicy są niemym świadectwem Holokaustu, dokumentując nazwiska 77 297 zamordowanych przez faszystów czeskich Żydów. Dodatkowo litania ofiar, niczym cmentarne nagrobki opatrzona jest jakże krótkimi latami ich życia. W realiach komunistycznego antysemityzmu napisy usunięto pod pretekstem renowacji, a krwawa kronika powróciła na ściany synagogi dopiero w latach 1992-1996. Ciężar historii przytłacza tu tym bardziej, że z ustawionych w rogu głośników rozlega się przejmująca, monotonna wyliczanka składająca się z nazwiska zamordowanej osoby wraz z miejscem stracenia. Bardzo często do niechlubnej odpowiedzialności przywoływany jest tu obóz w Oświęcimiu.
To jednak jeszcze nie koniec emocji, jakie towarzyszą zwiedzającym synagogę Pinkasa. W przyłączonej do głównej sali modlitewnej galerii wystawiono bowiem rysunki autorstwa dzieci, które straciły życie w obozach koncentracyjnych. Także i tu liczby są druzgocące: autorów prac było aż cztery tysiące, a przecież nie każde dziecko namalowało swój rysunek… Dodatkowo do wyobraźni odbiorcy przemówić usiłują podpisy pod pracami, zawierające nie tylko imię, ale także ich wiek. Druzgocąca jest również tematyka zdjęć odwołująca się niejednokrotnie do obozowych realiów.
W synagodze Maisela nazwanej na cześć – tym razem bez legendarnych niespodzianek – burmistrza żydowskiego Mordechaja Maisela, odpowiedzialnego za gwałtowny rozwój tych terenów, mieści się natomiast główna sala wystawowa Muzeum Żydowskiego. Ekspozycja obejmuje dzieje tej grupy w Czechach i Morawach.
Kontynuacja wystawy znajduje się w synagodze Hiszpańskiej, której nazwa pochodzi od charakterystycznych zdobień, czyniących ją najbardziej fotogeniczną spośród praskich bożnic.
W synagodze Klausovej mieści się natomiast wystawa przedstawiająca żydowskie tradycje i zwyczaje.
Na najwytrwalszych, po synagogowym maratonie, czeka jeszcze Sala Obrzędowa, będąca dawną siedzibą Bractwa Pogrzebowego. Uświadczyć można tu chociażby nietypowego rodzaju zbieractwa, które ukierunkowane zostało na kolekcjonowanie srebrnych grzebieni. Tematyka wystaw przeważnie nawiązuje jednak do dawnego zastosowania budynku. W ten sposób znalazł się tu zbiór osiemnastowiecznych obrazów związanych z tematyką śmierci czy fragmenty tablic nagrobnych.
Prawdziwą wisienką na torcie (choć to ponownie dość kuriozalne określenie) zwiedzania praskiego Josefova jest żydowski cmentarz należący do najstarszych zachowanych miejsc pochówku Żydów na świecie. Oprócz kategorii wiekowej, załapał się on do jeszcze jednego „naj”, a w zasadzie „top” – magazyn National Geographic umieścił go bowiem wśród dziesięciu najbardziej wartych odwiedzenia cmentarzy na świecie (abstrahuję już od osobliwości cmentarnego zestawienia). Za atrakcyjnością praskiego cmentarza przemawia też fakt, że w tym zestawieniu ma on tylko jednego konkuretna z Europy.
Najstarszy grób pochodzi z 1439 roku, a ostatniego pochówku dokonano tu około 350 lat temu. Na cmentarzu spoczął między innymi osławiony golemowskim epizodem rabbi Löw, faktyczny fundator synagogi Pinkasa – Aaron Meshulam Horowitz, a także burmistrz Maisel, który zastał żydowską dzielnicę nierozwiniętą, a zostawił… bardziej rozwiniętą. Kontynuując zaś średnio fortunne tortowe porównanie cmentarza, wspomnieć należy – bo to rzecz co najmniej zaskakująca – że z powodu braku przestrzeni w tej części miasta, nagrobki mają formę wielowarstwową. Rekordem jest tu ponoć jedenaście dodatkowych poziomów nagrobków ukrytych w ziemi poniżej grobów, które mijaliśmy w milczącym pochodzie wśród miarowo kroczącego wzdłuż kierunku zwiedzania tłumu turystów.
Po pełnym emocji spacerze, rozluźnienie proponują zaś tradycyjne czeskie trdelniki w tradycyjnej żydowskiej koszernej odsłonie oraz liczne sklepy z pamiątkami oferujące być może nie koszerne, ale z pewnością wymyślne artefakty kiczu i tandety.
Źródła:
- Grygielska P., Josefov – praskie getto, http://prawiewszystkoopradze.blogspot.com/2012/03/josefov-praskie-getto.html
- Sury M., Franz Kafka: literacki geniusz i trudny człowiek, http://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/franz-kafka-literacki-geniusz-i-trudny-czlowiek/gqejpb8
- Tizard W., (tłum. Sikora J.), Spacerem po Pradze. Największe atrakcje miasta, National Geographic Society/Burda NG Polska, Warszawa 2015
- http://czechtourism.com/pl/c/prague-jewish-museum/
- http://czechtourism.com/pl/c/prague-jewish-town-synagogues/
- http://czechtourism.com/pl/c/prague-old-new-synagogue/
- http://czechtourism.com/pl/c/prague-the-spanish-synagogue-in-prague/
- http://czechtourism.com/pl/t/terezin/
- http://jewishmuseum.cz/en/explore/sites/ceremonial-hall/
- http://jewishmuseum.cz/en/explore/sites/old-jewish-cemetery/
- http://nationalgeographic.com/travel/top-10/cemeteries/#page=1
- http://prague.fm/pl/10602/stara-zydowska-dzielnica-josefov/
- http://prague-information.eu/location/prague/jewish-quarter/jewish-town-hall/
- http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/slowniczek-terminow-religii-i-kultury-zydowskiej/#tefilin
- http://turystyka.wp.pl/josefov-dawna-dzielnica-zydowska-6044409585828993a