Jakież to było dziwne uczucie zobaczyć ludzi na korytarzach hostelu sHome Graz. Poprzedniego dnia w energooszczędnym półmroku i bez absolutnie żadnych świadków (poza ewentualnie kamerami monitoringu) rozgrywała się tu przecież akcja tajnej operacji, w ramach której dwoje agentów obezwładniło automat do napojów i dokonało przywłaszczenia siedmiu patyczków do kawy…
Tymczasem rano onieśmielił nas widok aż trzyosobowej ekipy pracowniczej, a szwedzki bufet zmuszeni byliśmy dzielić z czworgiem innych gości. Mimo tych niekomfortowym warunków, skrajnie dalekich od wyznaczonych poprzedniego dnia standardów intymności, jagodowe mufinki i croissanty z nadzieniem smakowały wręcz wybornie. Pełni dobrej energii mogliśmy się więc wkrótce przekonać, gdzie tak naprawdę dotarliśmy wczoraj pod osłoną nocy.
Graz
Urbanizacyjne realia Austrii są bardzo proste: Wiedeń – bezwzględny deklasyfikator w każdej wręcz kategorii społeczno-geograficznej, a potem długo, długo nic. Wobec stolicy kraju dzielnie zmierzającej do powitania w swych granicach administracyjnych dwumilionowego mieszkańca, ponadtrzystutysięczny Graz wydaje się być zaledwie prowincjonalnym miasteczkiem. Tymczasem dzierży on miano drugiego pod względem liczby ludności miasta Austrii. Pomimo tego, że – w pogoni za Wiedniem – stolica landu Styrii musiałaby multiplikować aż sześciokrotnie, na ulicach grodu założonego w IX wieku nad rzeką Murą bynajmniej nie czuć atmosfery małomiasteczkowości. Duży jest w tym udział Habsburgów, których obecność zapoczątkowana cztery stulecia później doprowadziła do dynamicznego rozwoju miasta. Współczesnym zastrzykiem urbanizacyjnym było zaś przyznanie Grazowi statusu Europejskiej Stolicy Kultury w 2003 roku. Jak łatwo się domyślić, oba te okresy napędziły dwa absolutnie różne nurty architektoniczne, które walczą dziś o estetyczne pierwszeństwo. A może jednak to w symbiozie tego patchworku jest ukryty charakter Grazu?
Spacerując po starym mieście, czuliśmy na plecach nie tylko zaskakująco ciepłe jak na drugą połowę września promienie słoneczne, ale też ducha wieków średnich, którego obecność została doceniona przez unescowych decydentów wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa. Staromiejski kompleks uznano za dowód spójnej i doskonale zachowanej architektonicznej mieszanki wstecz sięgającej średniowiecza właśnie, a w swej „nowoczesności” zatrzymującej się na wieku osiemnastym.
Jak tu przejść zręcznie od dekapitacji do sakralizacji? Ciężka sprawa, a wzniesioną z inicjatywy Fryderyka III katedrę od głównego miejskiego placu dzieli zaledwie kilka minut spaceru. Piętnastowieczna świątynia w środku, jak na gotycką katedrę przystało, może zachwycać i budzić poczucie małości, choć obecnie dawną świetność zakrywają folie remontowe. Z zewnątrz zaś świątynia doprasza się wsparcia finansowego w ramach trwającego projektu renowacji. Niegdyś bowiem jej ściany pokrywały freski, z których do dziś zachował się tylko jeden. Malowidło zatytułowane „Boskie plagi” upamiętnia dramatyczny w historii Grazu rok 1480, w którym – jak wierzono – według Bożego planu, miasto nawiedził wojenny trud, szarańcza oraz widmo czarnej śmierci. Ten cenny zabytek ledwo jednak widać zza odbijającej światło słoneczne szklanej gabloty, brudniejszej nawet od przedniej szyby naszej czerwonej strzały po autostradowej egzekucji insektowej.
Tuż obok świątyni w niedalekiej przyszłości wzniesiono nie dużo mniej monumentalne mauzoleum, w którym sen wieczny i nieprzerwany śnić miał z kolei Ferdynand III. Niezwykły, jak na owe czasy, gmach nakrywa kopuła stanowiąca pierwszy przykład tego typu rozwiązania architektonicznego poza terytorium Włoch. Kiedy jednak pomysłodawca i przyszły wieczny lokator udał się na cesarską posługę do Wiednia, o procesie budowlanym jakby zapomniano, dlatego gdy władca wrócił tu na zasłużony odpoczynek, musiał zadowolić się pochówkiem w prowizorycznych, niegodnych monarchy wnętrzach. Dopiero jego wnuk – cesarz Leopold I zadbał o estetykę dziadkowego pochówku, zatrudniając lokalnego artystę do dokończenia prac.
Wróćmy jednak do Fryderyka III, który oprócz świątynnego epizodu, wzniósł także swój doczesny „dom”, przejmując budowę po księciu Fryderyku V. Wobec współczesnego wykorzystania zamkowych przestrzeni do celów administracyjnych, turystyczny zawrót głowy powodować może tu jedynie (ale za to jak skutecznie) jeden z najznamienitszych europejskich przykładów… podwójnej klatki schodowej. Architektoniczne arcydzieło z lat 1499-1500, interpretowane często jako symbol wieczności, mieszkańcy Grazu zwykli określać „schodami pojednania”. Wszak nawet najbardziej zwaśnione jednostki po ostentacyjnym wyborze konkurencyjnych schodowych spirali, na następnym piętrze i tak będą musiały spojrzeć sobie w oczy.
Na podwójnie kręconych schodach kręćka dostali na naszych oczach uczestnicy wycieczki szkolnej oraz zorganizowana grupa emerytów. Użytkownicy przedadministracyjnego oblicza zamku nie mogli jednak liczyć, że potencjalni najeźdźcy, zafascynowani nietypową klatką schodową, obezwładnią się sami, dostając zawrotów głowy od międzypiętrowej wspinaczki. A ponieważ budowla odznaczała się miernymi walorami obronnymi, konieczne okazało się jej połączenie z fortyfikacjami na wzgórzu Schlossberg. I teraz to się dopiero zacznie o atrakcjach w Grazie.
Ponieważ górujące nad miastem wzgórze jest zjawiskiem co najmniej nietypowym w kontekście okolicznej rzeźby terenu, jego powstanie uzasadniono legendą, według której to pakt z diabłem sprawił, że centrum tutejszej turystyki znajduje się 473 metry n.p.m. A mogłoby jeszcze wyżej, gdyby nie krnąbrny rodzaj ludzki… Czart był przecież jasno umówiony: w zamian za podarowanie mieszkańcom lokalnej góry, zawładnąć będzie mógł duszą pierwszego wspinacza (swoją drogą, jeśli był to przetarg otwarty, kiepsko było zdradzać swoje zamiary wobec owego nieszczęśnika). Kiedy przyleciał nad Graz z potężną skałą, taszczoną aż z Afryki, okazało się, że jako jedyny chyba kurier, chciał dostarczyć przesyłkę w niedzielę wielkanocną, w którą… nie ma wpływu na ludzkie dusze. Nie wpadłszy zupełnie na pomysł, by wstęgę otwierającą wzniesienie przeciąć dopiero następnego dnia, cisnął w miasto swoją skalną przesyłkę, która rozpadła się na dwie części. Zamiast wyższego wzgórza Schöckl powstały wzniesienia Schlossberg oraz kalwaryjskie Austein położone po drugiej stronie Mury.
Schlossberg, czyli ni mniej ni więcej, jak Wzgórze Zamkowe, górowało nad Grazem wraz z tytułowym zamkiem, który wzniesiono ponad tysiąc lat temu. To właśnie ta forteca zapewnić miała bezpieczeństwo dobudowanej później rezydencji królewskiej spod znaku podwójnej klatki schodowej. Wszystko szło zgodnie z planem – od murów twierdzy odbił się nawet Napoleon.
Cóż jednak po tej obronie, skoro ceną za habsburską klęskę w starciu z wojskami francuskimi w 1809 roku było własnoręczne zburzenie grazowej fortecy. Gigantyczny okup pozwolił zostawić najmniej warowne elementy budowli – dzwonnicę oraz wieżę zegarową stanowiącą dziś niekwestionowany symbol miasta. Na otarcie łez po nieistniejącej już fortyfikacji pozostał też pamiątkowy wpis do Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii „najpotężniejsza twierdza wszech czasów”.
Trzy dekady później, pozamkowe już wówczas wzgórze postanowiono zamienić w park. Choć, mając w zanadrzu tak oszołamiające widoki, wystarczyło ledwie wytyczyć tu kilka ścieżek, dziewiętnastowieczni „architekci krajobrazu” zaplanowali naprawdę urokliwe założenie, zachwycające spacerowiczów o każdej porze roku.
Widokowy spacer po owianym diabelsko-historyczno-kosmiczną aurą wzgórzu stanowi obowiązkowy punkt programu podczas pobytu w Grazie, a dostanie się na przechadzkę na wysokościach samo w sobie jest już atrakcją turystyczną i to trójdzielną. Niekwestionowanym klasykiem jest tu kolejka szynowa – pierwsza wersja górskich wagoników woziła chętnych już w 1894 roku.
A jeśli kogoś nie przekonuje nawet przykuwanie pojazdów do skał, może zainteresuje się zagłębieniem w sieć tuneli wydrążonych we wzgórzu w latach 1943-1945. Niegdyś służące jako drugowojenny schron dla około czterdziestu tysięcy osób, dziś pełnią zgoła odmienne funkcje. Osią rozbudowanych współcześnie korytarzy jest efektywny szyb windowy zabierającym posiadaczy biletów na przyzegarowy plac w zaledwie trzydzieści sekund. Inwestycja warta 4,1 miliona euro powstała w związku z ukulturalnieniem stolicy Styrii u progu nowego tysiąclecia.
Kreatywność adaptatorów schronowych korytarzy nie zna granic. Ponure przeciwlotnicze schrony poza windowym epizodem funkcjonalnym przekształcono w istny podziemny park rozrywki. Najmłodszych już od 1968 roku z licznymi reorganizacyjno-katastroficznymi przerwami wozi bajkowa ciuchcia, której współczesne oblicze od kilku lat zabiera chętnych na półgodzinną przejażdżkę pod hasłem przewodnim: „cóż za licho w skale piszczy?”. Nieco starsi oraz duże dzieci, do których z pełną świadomością się zaliczamy, na pewno skuszą się na utytułowany światowymi rekordami ślizg wewnątrz góry. Oplatająca windowy szyb zjeżdżalnia zapewniająca zawrotogenną zmianę poziomów wynoszącą 64 metry jest najwyższą na świecie tego typu konstrukcją w dywizji podziemnej, w kategorii ogólnej zajmuje zaś drugą lokatę.
W odłamku diabelskiego głazu znalazło się więc miejsce dla szybu windowego rodem z hallu potężnej galerii handlowej, dziecięcej linii kolejowej czy 175-metrowej zjeżdżalni. To jednak nie koniec! Pod skalną kopułą zmieściłaby się także orkiestra symfoniczna oraz sześciuset widzów, a to wszystko w klimatycznej sali widowiskowej. Chociaż ta akurat przestrzeń była teoretycznie niedostępna dla zwiedzających, drzwi wejściowe w wyniku próby doświadczalnej okazały się otwarte. Długo się więc nie zastanawialiśmy – nieczęsto bywa się przecież w jaskiniach widowiskowych.
Jaka szkoda, że gdzieś za kotarami pustej na pierwszy rzut oka sali czaił się duch góry, który – wypatrzywszy intruzów na monitoringu – dogonił nas właśnie wtedy, kiedy trzymałem już otwarte drzwi wejściowe w drodze na zewnątrz. Wzięcie nas za potencjalnych terrorystów przez przypadkowego ochroniarza to definitywnie jedna z tych sytuacji, w których należało udawać absolutną niemieckojęzyczną niemotę, pomimo iż o dziwo rozumiałem nawet wypowiadane pod naszym adresem groźne polecenia. A ponieważ pan ochroniarz okazał się z kolei negować międzynarodowy potencjał komunikacyjny języka angielskiego, rozstaliśmy się w pokojowej atmosferze po wymuszonym językiem migowym przeszukaniu naszego podróżnego plecaczka. Cóż, napakowaliśmy doń tyle picia i jedzenia, że ładunki wybuchowe już się w nim najzwyczajniej w świecie nie zmieściły.
Kiedy czytaliśmy wystawowy plakat, zorientowaliśmy, że w ślad za nami podąża nasz znajomy ochroniarz, jakoby chcąc się upewnić, czy aby na pewno trafimy do wyjścia. Kilka dość niepewnych chwil później okazało się jednak, że nasza niezapowiedziana wizyta stała się po prostu pretekstem do przerwy na papierosa, a najbliższa śmietnikowa popielniczka znajdowała się nadzwyczaj daleko od wewnątrzskalnego miejsca pracy.
Muzeum Arnolda Schwarzeneggera
Jeszcze pierwszego dnia, bodajże na wysokości Czech, w okolice potylicy trafiło mnie pytanie – czy istnieją jacyś współcześni, jeszcze żywi i do tego sławni za życia Austriacy? Historyczne postaci, stojące u podstaw austriackiej świadomości narodowej, już od dawna przemawiają przecież do potomnych z zaświatów. A czy znalazłby się Franciszek Józef naszych czasów? Odrzuciwszy całkiem mocną kandydaturę Felixa Baumgartnera skaczącego ze stratosfery w barwach Red Bulla oraz zastęp austriackich skoczków narciarskich, dopuściliśmy się potencjalnie karygodnej herezji – niechaj w roli następcy ikonicznego władcy austro-węgierskiego wystąpi… Arnold Schwarzenegger, o którym powiedzieć „człowiek o wielu twarzach”, to nic nie powiedzieć. Któż z nas nie słyszał tej oksymoronicznej litanii: kulturysta, gwiazda Hollywood oraz… kalifornijski gubernator. O ile jeszcze zdobywanie uznania w przechodzeniu z wazy w czajnik w miarę klei się z odgrywaniem na dużym ekranie określonego typu niezbyt rozbudowanych emocjonalnie ról, o tyle kariera polityczna aktora-kulturysty to temat na niejedną biografię i autobiografię. Te zaś można kupić, podobnie jak pełen repertuar terminatorowych gadżetów, w Thal – mieścinie położonej tak blisko Grazu, że odwiedziwszy chwilę wcześniej stolicę Styrii, zgrzeszylibyśmy, omijając to niezwykłe miejsce, w którym… No właśnie – co takiego kryje się tuż obok administracyjnej granicy drugiego najludniejszego miasta Austrii?
Googlowa posucha w tej kwestii jest wręcz zaskakująca, a dopiero lokalizacyjne doprecyzowanie pomogło pozbyć się z wyników wyszukiwań azjatyckiego e-gracza w League of Legends, który podkradł styriańskiej mieścince swój pseudonim. Wyszukiwarkowym „last man standing” w takich wypadkach często okazuje się Wikipedia – niezawodna także i tym razem. Sekcja historyczna (a więc jedyna poza wstępnym administracyjnym zagajeniem) ma nam do powiedzenia dosłownie dwa zdania: „W Thal urodził się Arnold Schwarzenegger – aktor, kulturysta i polityk. 30 lipca 2011 w domu rodzinnym Schwarzeneggera, z inicjatywy kolegi z klasy i innych, zostało otwarte Muzeum Arnolda Schwarzeneggera”. O ile, jako się rzekło, powiedzieć o najsławniejszym (i jedynym sławnym) synu ziemi Thal „człowiek o wielu twarzach”, to nic nie powiedzieć, o tyle, w przypadku wikipediowego hasła, nasuwa się całkiem słuszne „nic dodać, nic ująć”. W tych dwóch zdaniach pojedynczych kryje się przecież sens większości przyjazdów turystycznych do kolebki kulturystyczno-politycznego mezaliansu.
Niezbędnym dopełnieniem wizyty w Thal jest spacer miejskimi szlakami turystycznymi. Nie są to jednak pierwsze lepsze, byle jakie, na chybił trafił wytyczone ścieżki, lecz oficjalna „Trasa Spacerowa Arnolda Schwarzeneggera”, której inauguracja miała miejsce długo przed otwarciem muzeum, bowiem już w 2004 roku.
Wieża widokowa na szczycie Pyramidenkogel
Było dziś już o historii, architekturze, sztuce, sporcie i polityce (spory zakres tego repertuaru wyczerpała sama postać Arnolda), a my ciągle nie nacieszyliśmy oczu austriacką przyrodą, po którą tu przecież przyjechaliśmy. Pora wiec oderwać wzrok od legendarnych muskułów, by rzucić wyzwanie zachodzącemu Słońcu, którego nawet Schwarzenegger by nie powstrzymał przed nieuchronnym zniknięciem za horyzontem. Przemieszczając się z Thal na zachód, przekroczyliśmy wkrótce granicę Karyntii – landu, który pochłonął dobre kilka dni naszej wyprawy, kilkanaście gigabajtów pamięci zdjęciowej oraz niezliczone zasoby benzyny konsumowanej przez wciąż niezawodną czerwoną strzałę.
Zaczęliśmy od jakże malowniczego spojrzenia na Karyntię z góry, a dokładniej z wieży widokowej na szczycie Pyramidenkogel wznoszącym się nad jeziorem Wörthersee. Umiłowanie konstrukcyjnego porządku w kategorii liczbowej się opłaciło. Odbijająca się od wyjściowej wysokości 851 metrów n.p.m. stumetrowa konstrukcja zyskała status najwyższej drewnianej wieży widokowej na świecie. Czyżby jednak kapituła Konkursu Na Najwyższą Drewnianą Wieżę Widokową Na Świecie źle się kandydatce przyjrzała? Do budowy faktycznie użyto 660 metrów sześciennych drewna formującego szesnaście spiralnych wsporników, lecz – patrząc na dzieło lokalnych architektów – nie sposób nie dostrzec metalowego szkieletu, klamer łączeniowych, kładek, platform, barierek ochronnych czy wreszcie szybu windowego, dzięki któremu zdążyliśmy zobaczyć ze szczytu ten wspaniały zachodowy spektakl.
Decyzyjną bezradność przerwała nam pewna Austriaczka, która – podszedłszy do nas dziarskim krokiem – bez kurtuazyjnego „dzieńdobrowania” zapytała, czy lubimy zjeżdżalnie. Nieco zdezorientowani, potwierdziliśmy, wszak niejeden aquapark odwiedziliśmy właśnie ze względu na mniej lub bardziej ekstremalne zmiany poziomów wewnątrz rurokształtnych konstrukcji przelotowych. Pytanie to było o tyle zasadne, że alternatywą dla opuszczenia platform widokowych za pomocą własnych nóg lub zaniesieniem na własnych nogach reszty ciała do windy był dodatkowo płatny zjazd zjeżdżalnią wijącą się między drewnianymi i niedrewnianymi elementami konstrukcji. Wszystkim sceptykom ukrytych opłat lokalni marketingowcy zamykają usta światowymi rekordami. Na Pyramidenkogel płaci się bowiem za aż studwudziestometrowy zjazd z wysokości pięćdziesięciu dwóch metrów, który odbywa się w najwyższej tego typu zjeżdżalni w Europie kontynentalnej.
Inaczej niż przypuszczaliśmy, nie zostaliśmy jednak poddani losowemu badaniu satysfakcji wśród odwiedzających, lecz wytypowano nas jako potencjalnych fanów mocnych wrażeń, których posiadaczka biletu z nieznanych nam przyczyn chciała się pozbawić. Dokładnie tak! Dostaliśmy bilet zjazdowy, z którego zakupu w kasie świadomie zrezygnowaliśmy, słysząc w głowach przerażony wrzask błędnika pamiętającego jeszcze wewnątrzskalne atrakcje w Grazie. Perspektywa drastycznie zmieniła się jednak w chwili, gdy bilet zyskaliśmy zupełnie za darmo. Niestety upoważniał on tylko do jednorazowej atrakcji zjazdowej. Poprawka: stety – Gabi jeszcze przed związkowym „ene-due-like-fake” zrezygnowała z takowej atrakcji, wobec czego nie miałem wyboru – z braku konkurencji zostałem zjeżdżalniowym wybrańcem. Porzuciłem więc na chwilę noclegowy kalejdoskop by… o mało nie zwrócić grazowej kiełbaski po bolesnym masażu potylicy w wykonaniu spawalniczych łączeń tej naj‑zjeżdżalni. Kilka chwiejnych kroków później czekałem już na windę z powrotem na szczyt, by dokończyć rezerwacyjne dzieło jeszcze przed zamknięciem wieżowego przybytku i przy okazji jak najszybciej wymazać z pamięci minione sekundy.
Klagenfurt
A skoro o Karyntii mowa, to zgrzeszylibyśmy ciężko przeciw podróżniczemu kodeksowi, nie przejeżdżając choćby przez najważniejsze miasto regionu – ośmiusetletni Klagenfurt, który puszcza oczko do włoskich wzorców architektonicznych zachowanych tu z dbałością godną trzykrotnej nagrody Europa Nostra za podręcznikową renowację. Choć Słońce dawno zniknęło już za górskimi pasmami otulającymi miasto, cud elektryczności pozwolił nam na miły wieczorny spacer po docenionych przez międzynarodowe jury placach i uliczkach.
Pora by wreszcie wyszło na jaw, po co przede wszystkim przyjechaliśmy do Klagenfurtu. Świadomi, że dzień ma się już raczej ku końcowi, a nasze żołądki nie zapomniały niestety o kolacyjnej posusze, odwiedziliśmy stolicę Karyntii w nadziei na otwarty sklep spożywczy. Jakżeż złudnie! Większość austriackich marketów nie doczekuje nawet ósmej wieczorem, a spora cześć z nich kończy działalność jeszcze przed dobranocką. Klagenfurcki rynek nie okazał się bynajmniej wyjątkiem od tej reguły – bez względu na to, ile staromiejskich okrążeń byśmy wykonali, żadne „Żabki” ani „Biedronki” nie pojawiały się w polu widzenia. W tej bliskiej śmierci głodowej sytuacji życie uratowały nam gotowe tortille z dworcowej Billi – prawdopodobnie jedynego spożywczaka w mieście czynnego do godziny 22:00. W czasie zakupów nie przeszkadzał nam nawet asortyment… kupujących, który w niczym nie odbiegał od polskich marketów przydworcowych.
Większą część naszego koszyka zakupowego zdążyliśmy pochłonąć jeszcze zanim dotarliśmy do miejsca dzisiejszego noclegu. Sztuka ta, po problematycznych poszukiwaniach parkingowych, udała nam się na kilkanaście minut przed oficjalnym zamknięciem meldunkowej budki. A warto było zdążyć, i to nie tylko z tej prozaicznej przyczyny, że nocleg musieliśmy opłacić z góry, a jedyną prawdopodobną alternatywą o tej porze był już chyba tylko sen na tylnej kanapie samochodu. Wybrany na wieży widokowej na szczycie Pyramidenkogel nocleg stanowił bowiem atrakcję samą w sobie.
Zlokalizowany w samym centrum Sankt Veit an der Glan Kunsthotel Fuchspalast to istny synonim hotelarstwa na miarę tej niewielkiej karynckiej mieścinki położonej na północ od Klagenfurtu i zarazem prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie o tej porze spotkać można dowody na istnienie życia. W nazwie tego noclegowego przybytku kryje się niemiecki rzeczownik „Kunst” oznaczający sztukę. Ma to głębokie uzasadnienie – od wokółhotelowej fosy (!) aż po czubek zdobnej kopułki nad drzwiami wejściowymi. Za architektoniczną stylizację odpowiada tu wspomniany przy okazji Wiener Neustadt Ernst Fuchs – austriacki malarz, rzeźbiarz, filozof i kim to on jeszcze nie był.
No nic tylko podziwiać spać. Wystarczy tylko wygonić pokojowego szerszenia… Chłopak nie miał jednak szczęścia, bowiem śmiertelnie oberwał ręcznikiem, który miał skierować jego nerwowy lot w kierunku otwartego okna. Tymczasem, powodowany ręcznikowym turbodoładowaniem skrzydlaty delikwent nie trafił niestety w otwór okienny, kończąc żywot w okolicach przyokiennego kącika czytelniczego. Cóż, bawełniane wachlowanie w towarzystwie złowrogiego brzęczenia to doprawdy oryginalna forma fitnessu.
Źródła:
- Croci E., Pyramidenkogel: the world’s tallest wooden observation tower, http://syncronia.com/en/magazine/architecture/pyramidenkogel-worlds-tallest-wooden-observation-tower
- Gonera M., Graz – drugie miasto Austrii, http://podroze.onet.pl/gdzie-na-weekend/graz-ciekawe-miejsca-historia-co-zobaczyc-w-weekend/54t70qv
- Łyczkowski Ł., Arnold Schwarzenegger – człowiek wielokrotnego sukcesu, http://lukaszlyczkowski.pl/arnold-schwarzenegger-czlowiek-sukcesu/
- Weisz A., Arnold Schwarzenegger Museum, http://traveltoaustria.info/arnold-schwarzenegger-museum/
- Wróbel J., Graz. Co warto zobaczyć w tym austriackim mieście?, http://turystyka.wp.pl/graz-co-warto-zobaczyc-w-tym-austriackim-miescie-6527419545909888a
- http://arnieslife.com/biografie-schwarzenegger/?lang=en
- http://arnieslife.com/?lang=en
- http://austria.info/en/where-to-go/cities/klagenfurt
- http://austria.info/pl/cele-podrozy/miasta/graz
- http://austria.pl/klagenfurt.xml
- http://austriawanderer.com/the-schlossberg-hill-in-graz/
- http://austromir.at/en/associated-experiment-artsat/
- http://b2b.austria.info/pl/aktualnosci/aktuelle-informationen/klagenfurt-am-woerthersee-jedno-miasto-trzy-kultury-i-poludniowy-styl-zycia/
- http://domgraz.at/
- http://en.unesco.org/creative-cities/graz
- http://europeanheritageawards.eu/
- http://evolutionofbodybuilding.net/arnold-schwarzenegger-mr-olympia-1970-1975-1980/
- http://gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/534978,muzeum-arnolda-schwarzeneggera-juz-otwarte.html
- http://graz.at/cms/beitrag/10034466/7772565/Zahlen_Fakten_Bevoelkerung_Bezirke_Wirtschaft.html
- http://grazermaerchenbahn.at/en/your-visit/
- http://graz.net/sehenswurdigkeiten/grazer-burg/
- http://graztourismus.at/de/sehen-und-erleben/veranstaltungen/veranstaltungskalender/solaris-ausstellung-im-schlossbergstollen_ev-11753
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/burg+%2526+double+spiral+staircase_sh-1240
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/cathedral_sh-1241
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/clock-tower_sh-1252
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/graz-fairy-tale-train_sh-4443
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/hauptplatz-town-hall_sh-1244
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/island-in-the-mur_sh-1223
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/kunsthaus-graz_sh-1097
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/mausoleum_sh-1247
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/opera-house_sh-1158
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/schlossberg-lift_sh-1229
- http://graztourismus.at/en/see-and-do/sightseeing/sights/schlossberg_sh-1251
- http://graztourismus.at/kongress/de/locations-agenturen/dom-im-berg_vf-1669
- http://hasslacher.com/viewing-tower-pyradmidenkogel
- http://holding-graz.at/freizeit/schlossberg/geschichte-des-berges.html
- http://holding-graz.at/freizeit/schlossberg/schlossberglift.html
- http://holding-graz.at/schlossbergbahn.html
- http://hotel-fuchspalast.at/english/art-hotel/
- http://kaernten-top10.at/sehenswuerdigkeiten-ausflugtipps-klagenfurt/
- http://klagenfurt.at/die-stadt/geschichte/stadtwappen.html
- http://klagenfurt.at/die-stadt/stadtbummel/sehenswuerdigkeiten/landhaus-mit-wappensaal.html
- http://kobieta.onet.pl/dziecko/idealny-arnold-zrobil-dziecko-pokojowce/xjwt4
- http://museum-joanneum.at/en/kunsthaus-graz/about-us
- http://nextroom.at/actor.php?id=1617
- http://offsite.kulturserver-graz.at/werke/1392
- http://oper-graz.buehnen-graz.com/ihr-besuch/geschichte-der-oper/
- http://pl.wikipedia.org/wiki/Thal_(Styria)
- http://pyramidenkogel.info/en/attractions/
- http://pyramidenkogel.info/en/viewing-tower/
- http://schlossbergrutsche.at/en/the-slide/facts/
- http://statues.vanderkrogt.net/object.php?webpage=CO&record=atst002
- http://thal.gv.at/arnold-schwarzenegger-wanderweg/
- http://thal.gv.at/wp-content/uploads/2017/04/Arnold-Schwarzenegger-Wanderweg-2016.pdf
- http://thetasteofgermany.com/the-taste-of-germany-debreziner-smoked-pork-and-beef-sausages-with-garlic-and-red-pepper-pre-cooked-1lbs/
- http://visitcarinthia.at/destinations/summer/woerthersee/
- http://visitingvienna.com/eatingdrinking/food/kasekrainer/
- http://whc.unesco.org/en/list/931/
- http://wien.gv.at/statistik/bevoelkerung/bevoelkerungsstand/