Po kilku dniach fotograficznej fascynacji beduińską odmiennością, karma wróciła i to ze zdwojoną siłą! Obsługa ośrodka Almarsa Village Dive Resort w Akabie nad Morzem Czerwonym tak bardzo stęskniła się za gośćmi, że doprawdy każdy ruch turystycznej ręki sięgającej po śniadaniowy humus czy jajko na twardo musiał zostać szczegółowo udokumentowany przez obsługę w zakładowych mediach społecznościowych. Skromna wycieczka z Polski mogła więc poczuć się co najmniej, jak kadra narodowa na przedmundialowym zgrupowaniu treningowym. Tym razem jednak nie wokół futbolówki miał kręcić się świat, lecz – jak wskazuje nazwa bazy noclegowej – butli tlenowej, płetw i maski do nurkowania.
Spis treści:
- Niebieski odcień zachodzącego słońca – powitanie w covidowych realiach noclegowych i spacer po południowym wybrzeżu
- W moim bucie jest dziura! – nurkowanie i snurkowanie z przygodami
- Bezcłowy bazar – zakupy w centrum Akaby
Niebieski odcień zachodzącego słońca
Niewątpliwie za największy atut resortu Almarsa uznać należy bliskość czerwonomorskiej plaży, którą widać już znad niecki basenowej. Pokonanie dziarskim krokiem odcinka od ośrodkowej furtki do zalewanych falami nabrzeżnych kamyczków nie powinno zająć nawet minuty, a warto zdobyć się na ten wysiłek, aby usunąć z morskiego kadru przedzielone krawężnikiem wysokości barierki dwupasmowe jezdnie głównej (i jedynej) drogi w tej części wybrzeża oraz towarzyszącą jej latarniową kratownicę. Spacerując po jordańskim wybrzeżu Morza Czerwonego, warto zaś uważnie się rozglądać, bowiem po drugiej stronie szerokiej na 19 w porywach do 27 kilometrów Zatoki Akaba nietrudno dostrzec terytorium Izraela i Egiptu.
Odprowadzanie słonecznej kuli za horyzont na pustyni Wadi Rum przez dwa poprzednie dni sprawiło, że tym razem zamarzył mi się czerwonomorski zachód słońca. Pustynna pustka niczym gumka myszka wymazała jednak z mojej świadomości wątpliwej przydatności kwestie, takie jak ogólnoświatowa pandemia koronawirusa czy mająca jej zapobiec jordańska godzina policyjna. Na miejsce plażowej zbrodni dotarłem więc zupełnie nieświadom popełnianego przestępstwa siedem minut po godzinie dziewiętnastej, a więc wtedy, kiedy przykładnym obywatelom przez myśl nawet nie przejdzie samotne szwendanie się poza miejscem zamieszkania. Na piaszczysto-kamienistym dywanie byłem całkowicie sam, jednak nie wzbudziło to żadnych podejrzeń, bowiem w zasięgu plażowego spaceru także za dnia ciężko było dostrzec jakiekolwiek dowody na istnienie ruchu turystycznego.
Kiedy wzdłuż linii brzegowej, włączywszy syrenę, ruszył w moim kierunku radiowóz, byłem pewien, że adresatem niezrozumiałych komunikatów rozlegających się z megafonu byłem ja we własnej osobie. Wstyd się przyznać, ale w tamtej sytuacji przemówiło przeze mnie najzwyklejsze w świecie chamstwo – zamiast kulturalnie zaczekać na policjantów, by zapytać, co takiego chcieli mi przekazać, wziąłem klapki za pas i już po chwili znalazłem się w hotelowym azylu, wykorzystując zwinnościową przewagę homo sapiens nad radiowozem w slalomie między plażowymi parasolami i barierkami.
W moim bucie jest dziura!
Tak się składa, że w przystankowej historii nurkowe zaślubiny z Morzem Czerwonym były jednocześnie podwodnym chrztem bojowym i to całkiem dosłownie. Ubranie nowicjusza w piankę na dobrą godzinę przed zanurzeniem odbieram bowiem jako wyrafinowaną formę kocenia. Podczas gdy na moich plecach powstawała delta Amazonki, instruktorzy niespiesznie przygotowywali zestawy butlowe.
Na czas oczekiwania zaprowadzono nas do pomieszczenia określanego w pracowniczej gwarze mianem biura. Ponieważ poczekalnia dla gości w tymże biurze nie zapraszała do skorzystania ze swych wysłużonych siedzeniowych usług, bezpardonowo zająłem pewien pusty fotel za pustym biurkiem, co nie obyło się bez komentarza recepcjonisty, który jak na złość przypadkiem zapędził się w tak odległe rejony kompleksu. Na szczęście uniknąłem upomnienia – w zamian zostałem żartobliwie nazwany managerem. Cóż – jaka firma, taki manager w… dziurawym i za małym bucie.
Przeciągające się odwadnianie organizmu na fotelu prezesa wkrótce spowszedniało do tego stopnia, że zaczęły do mnie w końcu docierać nowe bodźce, a wśród nich ponadnormalny ucisk palców prawej stopy. Podeszwowe porównania wykazały zaś potężne rozdarcie w okolicy kostki, które nie wpływało zapewne na aquadynamikę, więc z jego powodu z pewnością nie podjąłbym próby obuwniczej podmianki. Widoczna gołym okiem długościowa różnica zaprowadziła mnie jednak z powrotem na ławeczkę testową, na której okazało się, że po wyposażeniu czworga rekinów głębinowych, znalezienie pary większemu z butów nie było już możliwe. Czyżby jego druga połówka dawno przestała już figurować w nurkowym stanie magazynowym? A może jednak przypadła w udziale któremuś z wyszykowanych i żądnych podwodnych wrażeń kompanów? Mając do wyboru but za mały i dziurawy oraz bonusowy – nieco mniej za mały i niedziurawy, wybrałem rzecz jasna ten drugi i wróciłem pokornie na swoje miejsce – za biurko prezesa.
Wreszcie przyszedł czas, aby do bardzo już zżytej z moim organizmem pianki dołączyć pas obciążnikowy oraz butlę tlenową. Ekwipunkowego szczęścia nie było końca, bowiem przydzielony mi ustnik aparatu oddechowego był przygryziony w miejscu, w którym – w celu utrzymania go w buzi – należało zaciskać na nim zęby, jednak nieco lżej, niż któryś z poprzednich jego użytkowników. Czyżby powodem tak namiętnego zgryzu była podwodna panika czy może jednak bliskie spotkanie z terroryzującym czerwonomorskich nurków rekinem?
W międzyczasie jedna z butli oczekujących już na dociążenie nurkowych kręgosłupów zaczęła groźnie posykiwać. Chociaż podwodni eksperci wkrótce zahamowali niekontrolowany spadek ciśnienia, liczba chętnych do zejścia pod powierzchnię z tym właśnie zestawem drastycznie spadła, tym bardziej że wkrótce incydent się powtórzył. Wobec tego jeden z instruktorów – ten, który całkiem przydatne w krótkim przednurkowym instruktażu słowo „breathing” wypowiadał tak niechlujnie, że równie dobrze można było usłyszeć „pissing” – z widocznym bólem egzystencjalnym przyjął syczący zestaw na własne plecy, rozstając się w zamian ze swoją butlą i wyślinionym podczas wcześniejszego pokazu ustnikiem. Przygotowawczych przygód i emocji co niemiara, a nie zanurzyliśmy jeszcze choćby małego palca w wodzie!
W pełnym nurkowym wyposażeniu hotelowo-plażowy dystans wydał się znacznie dłuższy niż w rzeczywistości. Szkoda byłoby jednak poddać się na ostatniej prostej, nawet mimo człapania po niej w jednym za małym bucie. Jak się wkrótce okazało, warto było ją pokonać dla doświadczenia tego przedziwnego uczucia oddychania pod wodą oraz niezwykłych widoków obserwowanych przez maskę zaplutą przed zanurzeniem niewielką warstwą śliny zapobiegającej parowaniu. Zdjęciami spod powierzchni dzielę się zaś dzięki uprzejmości zaprawionych w nurkowych bojach Agi i Asi, wyposażonych w podwodne aparaty fotograficzne, oraz Romana, którego wodoszczelny pokrowiec na telefon szczęśliwie spełnił założenia producenta.
Jako dodatek do wrażeń nurkowych, zafundowałem sobie jeszcze kolejny morski pierwszy raz – snurkowanie. Choć ścieżka podwodnego wtajemniczenia nakazywałaby zapewne poprzedzenie głębinowych eksploracji powierzchniowym spławikowaniem, któż by pogardził opłatą za wypożyczenie maski z rurką i płetw? Okazuje się jednak, że sztuka ta była trudniejsza niż się można było spodziewać. I nie mówię bynajmniej o samym snurkowaniu, lecz o wydaniu sprzętu, które okazało się dla ekipy ośrodka Almarsa prawdziwym wyzwaniem logistycznym.
Na pierwszy ogień poszedł recepcjonista, wszak to on, jako jedyny widoczny pracownik, stał (a w zasadzie siedział – na schodkach przed głównym wejściem) wówczas frontem (a w zasadzie tyłem – z perspektywy nadchodzących z wnętrza gości) do klienta. Szybko jednak umył ręce od odpowiedzialności, wołając swojego kolegę, którego rola w całym tym procesie pozostanie mi nieznana. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to Starszy Specjalista ds. Pośrednictwa. Jego funkcja ograniczyła się bowiem do przewodniczenia w przemarszu do biurowej poczekalni, gdzie po słusznym czasie oczekiwania pojawił się dobrze już znany mistrz podwodnej eksploracji z porządnymi elementami wyposażenia.
W cenie zestawu do snurkowania – oprócz maski i płetw – zawarte były także nielimitowane słonowodne drinki podawane falami wlewającymi się z zaskoczenia przez zbyt krótką chyba rurkę. Dryfując po powierzchni morskich głębin nie mogłem odpędzić od siebie skojarzenia ze smażonym na patelni kotletem schabowym, którego ktoś zapomniał przewrócić na drugą stronę. Podczas gdy podwozie pozostawało zanurzone w chłodnej wodzie, plecy coraz mocniej opiekane były kąśliwymi promieniami słonecznymi.
Z nurkowo-snurkowego duetu bez dwóch zdań wybieram nurkowanie. I to wcale nie dlatego, że w przybrzeżnej części można natknąć się na jeżowce, a wyłamywanie ich kolców przez zakładowego „specjalistę” odbywa się przy udziale klapka poszkodowanego delikwenta, zaś reszta utkwionych w stopie końcówek ma opuścić organizm samoczynnie pod wpływem czasu wspomaganego stawaniem na ciepłym podłożu oraz kąpielami w moczu.
Bezcłowy bazar
Nurkowanie, snurkowanie i brawurowa ucieczka przed jordańskim wymiarem sprawiedliwości – wszystko to wydarzyło się w obrębie kilkuset metrów kwadratowych południowej części wybrzeża Akaby położonego najdalej, jak się tylko da od centrum miasta, przy założeniu chęci pozostania na jordańskim terytorium. Kilka kilometrów na południe stąd znajdują się już bowiem główne zabudowania jedynego jordańskiego portu morskiego oraz granica z Arabią Saudyjską, która dopiero w 1965 roku przestała ostatecznie rościć prawa do Akaby, uznając ją za terytorium jordańskie. Podarowała przy tym swemu sąsiadowi około szesnastu kilometrów czerwonomorskiego wybrzeża, przyjmując w zamian obszary pustynne, których – jak powszechnie wiadomo – w Arabii Saudyjskiej raczej nie brakowało.
Współczesna Akaba cieszy się statusem specjalnej strefy ekonomicznej, w ramach której stosowane są liczne prohandlowe zachęty, takie jak chociażby zwolnienie z opłat celnych oraz ledwie pięcioprocentowa stopa podatku dochodowego. To co, idziemy na zakupy?
Źródła:
- http://adc.jo/ASEZA.aspx
- http://almarsa-aqaba.com/diving-sites/
- http://britannica.com/place/Al-Aqabah
- http://britannica.com/place/Gulf-of-Aqaba
- http://ec.europa.eu/neighbourhood-enlargement/neighbourhood/cross-border-cooperation_en
- http://ec.europa.eu/regional_policy/pl/policy/what/glossary/e/european-neighbourhood-investment
- http://enpicbcmed.eu/documenti/29_153_20090109134529.pdf
- http://enpicbcmed.eu/programme/about-the-programme