Dawno, dawno temu, za wysokimi Tatrami, w krainie nad rzeką o nazwie Wisła, mieszkańcy pewnej mieściny zauważyli, że w zagłębieniach terenu woda miała lekko słony smak. Ponieważ były to czasy, gdy za sól trzeba było naprawdę słono zapłacić, poczęto natychmiast nabierać wodę ze źródeł, by po jej odparowaniu, uzyskać cenny, słony kruszec. Niestety, raj ten nie trwał zbyt długo, bowiem słone źródełka szybko się wyczerpały. Niestrudzeni obywatele, w poszukiwaniu drogocennej soli, sięgnęli wówczas wgłąb ziemi, drążąc studnie solankowe. Podczas prac natrafiono na pierwsze złoże twardej soli pochodzącej z miocenu – sprzed 13,6 miliona lat. W ten właśnie sposób rozpoczęło się w Polsce wydobycie soli kamiennej metodami górniczymi, które jednak z początku były dość prymitywne. Czego jednak możemy wymagać od epoki średniowiecza?
Była połowa wieku XIII, a miejsce, o którym mowa w tej blogowej solnej bajeczce to… nie, nie, bynajmniej nie jest to Wieliczka, lecz Bochnia – najstarsze miasto Małopolski, które właśnie dzięki solnemu biletowi, może powiedzieć dużo bardziej rozwiniętemu dziś Krakowowi: „Ty młodziaku!”. Wprawdzie cztery lata różnicy, to nie tak wiele, tym bardziej, jeśli wiek liczy się już niemal w tysiącleciach, lecz przerosnąć historyczną stolicę państwa polskiego, kolebkę pierwszych królów, to przecież nie byle co! Odnotujmy to więc bardzo wyraźnie: miasto Bochnia ulokowane zostało na prawie magdeburskim w 1253 roku, a funkcjonująca od 1248 roku kopalnia soli jest, rzecz jasna, najstarszą w Polsce.
Za zaprowadzenie kopalnianego porządku na tym terenie odpowiedzialny był książę Bolesław Wstydliwy, który – niczym najbardziej bezwzględny szef – odprawił z kwitkiem cystersów, sprowadzonych tu początkowo do pracy w kopalni, jako ogarniętych w temacie górnictwa, w przeciwieństwie do lokalnej ludności. Szybko jednak, odsączono z zakonników tajniki górnicze, by – jak w najprawdziwszym korpo – zostawić ich z niczym. Któż bowiem chciałby dzielić się zyskiem, który określono wówczas jako dziewiątą część wydobywanego urobku? O swych bezwzględnych osiągnięciach, książęcy hologram opowiada osobiście około dwustu metrów pod ziemią – na takiej bowiem głębokości położona jest główna część wystawy multimedialno-historycznej.
Nawet za najbardziej bezlitosnym i nieczułym szefem stoi jednak kobieta, która – w przypadku Bolesława – swą popularnością i zdolnościami bije męża na jego książęcą głowę. Święta Kinga, jako potomkini węgierskiego monarchy, zaimportowała nad Wisłę rodzime standardy zarządzana kopalniami, choć nie czyniła tego zapewne od pierwszych lat po ślubie, który wzięła jako pięciolatka.
Górnicy nie zapomnieli zaś księżnej zasług na rzecz górnictwa, mianując ją – bez uszczerbku dla kultu świętej Barbary – swoją patronką. Wszak, jak mawiają, od przybytku głowa nie boli (choć jeśli mowa o dodatkowych imieninach, które należałoby przecież obchodzić zgodnie z górniczymi standardami, można by chyba mieć co do tego uzasadnione wątpliwości).
Prawdziwie słone lata dla bocheńskiej kopalni nastały za panowania tego króla, o którym każdy czwartoklasista umie już powiedzieć, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Poznając to nieśmiertelne wobec zmian programu nauczania historyczne hasełko, rzadko kiedy pytamy, skąd przedstawiany jako wzór państwowego rozwoju Kazimierz nie bez kozery zwany Wielkim miał na to wszystko pieniądze.
Choć Bochnia nie była królewskim oczkiem w głowie, za sprawą soli musiała w to oko mimo wszystko wpaść. Nikt o zdrowych zmysłach nie zlekceważyłby przecież słonego bocheńsko-wielickiego wkładu do królewskiego skarbca, który za czasów kazimierzowskich stanowił aż jedną trzecią przychodów państwa. O Krakowskie Żupy – tak określano połączone siły kopalni w Bochni i Wieliczce, które przez wieki pracowały na jeden rachunek, a jeszcze w latach 80. XX wieku miały wspólnego dyrektora – trzeba więc było dbać. Kazimierz uważnie dobierał kopalnianych zwierzchników, wśród których często znajdowali się kupcy z włoskiej Genui. Ponadto, za czasów ostatniego z Piastów – wprawdzie nie z królewskiej inicjatywy, jednak za finansową aprobatą monarchy – utworzono w Bochni przytułek dla chorych i okaleczonych przy pracy górników stanowiący jedną z pierwszych fundacji opiekuńczych na ziemiach polskich. Do zapomnianych współcześnie zwyczajów leczniczych, korzystnie wpływających ponoć na rekonwalescencję poszkodowanego, w nowo powstałym przybytku należał przydział medykamentów w postaci… garnka z piwem.
Kolejną koronowaną głową, która stanęła na drodze do kopalnianej świetności był August II Mocny. Z wprowadzanymi za jego panowania wettinowskimi unowocześnieniami szły w parze nazewnicze hołdy upamiętniające te osiągnięcia. I w ten sposób główny i najdłuższy poziom kopalni nosi imię August, a największy bocheński kierat zyskał przydomek Saski. Prawdziwy porządek miał jednak dopiero nadejść, bowiem wraz z pierwszym rozbiorem, bocheńska żupa dostała się Austriakom. Ponieważ południowemu zaborcy wyjątkowo nie po drodze było z polskimi nazwami, austriacki Ordnung przyjął postać numerów, którymi oznaczono poszczególne komory. Cóż jednak z tego, że w kopani zapanował numeryczny ład, skoro Bochnia nie stanowiła bynajmniej wyjątku od reguły, zgodnie z którą Austriacy nie dbali o tereny Galicji? Wówczas też coraz większą siłę przebicia zaczęła zyskiwać bezlitosna ekonomia – cena soli systematycznie spadała, a na domiar złego, to za koszty wydobycia trzeba było teraz słono płacić. Tendencje te zaowocowały niechlubną statystyką, która donosi, że nieefektywna bocheńska sól na początku XIX wieku była aż o czterdzieści procent droższa od wielickiej.
W międzywojniu temat kopalnianej nierentowności zdawał się spoczywać gdzieś na dnie marszałkowskiej szuflady, a nim na ziemiach polskich zapanowała przedziwna ekonomicznie epoka spod znaku stachanowskiej normy, niemiecki okupant chętnie skorzystał z darmowego surowca pozyskiwanego przy pomocy darmowej siły roboczej.
Lobby górnicze w kraju nad Wisłą było, jest i jeszcze długo będzie jedną z największych sił w polityce. O zamknięciu kopalni w Bochni w czerwonych czasach nie było więc mowy, a zamiast tego rozpoczęto realizację kuriozalnego planu zwiększenia bocheńskiej normy wydobywczej. Za astronomiczną wówczas kwotę 21 milionów dolarów amerykańskich wybudowano w pobliżu Bochni siostrzaną kopalnię Siedlec-Moszczenica. Do bocheńskiej fuzji zabrakło jednak czasu, pieniędzy i około pół kilometra pod ziemią, a rok 1989 zaowocował przełomem także w zakresie górnictwa. Krzyżyk postawiono wówczas na niedoszłym bocheńskim bliźniaku kopalnianym, który ledwie doczekał pełnoletniości i to wyłącznie jeśli jego funkcjonowanie liczyć od rozpoczęcia budowy w 1975 roku. Formalne uruchomienie zakładu nastąpiło bowiem dopiero na początku 1989 roku, czyli na pięć lat przed wygaszeniem ograniczonego już wówczas wydobycia.
W przeciwieństwie do oddziału Siedlec-Moszczenica, bocheńska kopalnia-matka była jednak w epoce transformacji nie do ruszenia. Jeszcze w latach 80. zdążono bowiem wpisać część wyrobisk do rejestru zabytków, co jednak dużym osiągnięciem raczej nie było, jeśli wspomnieć, że wielicka kopalnia już w 1978 roku mogła poszczycić się certyfikatem UNESCO, który najstarsza kopalnia soli w Polsce uzyskała dopiero w 2013 roku.
Pomimo zaprzestania wydobycia soli na skalę przemysłową w 1990 roku, turyści i przewodnicy nie są bynajmniej jedynymi bywalcami bocheńskich podziemi. Uwzględniwszy fakt, że bocheńska kopalnia nadal przeprowadza dotowaną unijnie i państwowo likwidację wyrobisk, jak również niezbędne odwadnianie kopalni, można ją uznać za najdłużej czynny zakład wydobywczy w tej części Europy. Użytek ze słonych produktów ubocznych tych procesów mają lubujący się w zimowych posypkach solnych drogowcy czy producenci soli kąpielowej. Osiągająca niegdyś nawet sto kilometrów długości sieć podziemnych korytarzy została zaś zredukowana do około dwudziestu, a z szesnastu kopalnianych poziomów zachowanych jest do dziś dziewięć.
Przemianowanie zakładu stricte wydobywczego na popularną atrakcję turystyczną nie odbyło się bez kilku luźno związanych z górnictwem innowacji marketingowych. Któż by bowiem nie chciał przepłynąć się podziemną łódką? Przepraszam: nie łódką, lecz pełnoprawną jednostką pływającą wpisaną do Państwowego Rejestru Statków, podobnie jak statki morskie. Częścią wspólną podziemnej przeprawy i rejsów na pełnym morzu, jest jednak wyłącznie… słona woda. Bocheńskie łodzie pływają bowiem po komorze 81 zalanej w latach 60. solanką, którą handlowano nawet z wielickimi tężniami. Pierwszy podziemny rejs przystosowanej na potrzeby turystyczne komory miał miejsce w listopadzie 2008 roku i, wedle bocheńskich statystyk, od tamtej pory swój los w ręce przesympatycznych i przezabawnych flisaków złożyło aż dwieście tysięcy turystów. Choć współczynnik powrotów z tej, według kopalnianej strony internetowej, studwudziestometrowej przeprawy, która w ustach flisaków wydłużyła się o piętnaście metrów, jest bardzo wysoki, nie można mieć stuprocentowej pewności co do bezpieczeństwa tej atrakcji. Po bocheńskich podziemiach krąży bowiem opowieść o wywróceniu solankowej łodzi, które jednak nie stanowi zbyt dużego zagrożenia, bowiem głębokość zalewu osiąga zaledwie około 65 centymetrów, a solne nasycenie zapewnia bezwzględną wyporność ludzkiego ciała. Jedynym minusem takiej kąpieli wydaje się być więc temperatura solanki – dalekie od standardów Morza Śródziemnego osiem stopni Celsjusza nie zachęca do kąpieli.
A jeśli ktoś nie lubi pływać, może przypadnie mu do gustu inna bocheńska atrakcja? Oto przed Państwem największa z podziemnych przestrzeni – komora Ważyn powstała w latach 1983-1984 z połączenia kilku dziewiętnastowiecznych wyrobisk. To właśnie tutaj – w miejscu nazwanym na cześć dawnego solnego zarządcy, Andrzeja Ważyńskiego – znaleźć się można najgłębiej w całej bocheńskiej żupie: 248 metrów pod poziomem terenu. Pomysłodawcy turystycznego zagospodarowania tego długiego na 255 metrów ciągu powyrobiskowego zadbali, aby można tu było zrobić coś więcej niż tylko… udokumentować swój pobyt z pomocą fotobudki i donieść światu o tym fakcie, za pośrednictwem miłościwie tu panującemu ogólnodostępnemu WiFi. PS Jest to jedyna taka możliwości, bowiem zasięgu nie ma tu przecież żadna z sieci komórkowych.
A o tym wszystkim i o wielu jeszcze innych rzeczach, które niechaj zostaną podziemną tajemnicą, opowiadał nam Pan Dominik – najsympatyczniejszy i najzabawniejszy z całej górniczo-przewodnickiej braci. I choć na początku zwiedzania postraszył nas, że – z wiadomych przyczyn, chcąc, nie chcąc – byliśmy na siebie skazani, nie mogliśmy trafić na lepszego przywódcę blisko czterogodzinnych podziemnych eksploracji.
Na koniec pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy można postawić znak równości między Bochnią a Królewską Kopalnią Soli w Bochni.?Generalnie rzecz ujmując: tak. Do dyspozycji odwiedzających jest tu wprawdzie kilka skromnych atrakcji, jednak rytm bocheńskiej turystyki ma prawdziwie słony smak.
Królewska Kopalnia Soli – za i przeciw
Pozostająca w cieniu wielickiego mainstreamu kopalnia w Bochni wcale nie jest mniej godna uwagi niż jej młodsza, acz dużo bardziej popularna siostra. Choć bocheńską żupę odwiedza nawet ośmiokrotnie mniej turystów niż kopalnię w Wieliczce, nie dławi się ona z zazdrości i stara się przyciągnąć gości na każdy możliwy sposób. Podziemna partyjka kosza czy kopalniany rejs statkiem to tylko kilka atrakcji, za które wcale nie trzeba tak słono zapłacić. Kopalnia w Bochni to znakomite miejsce nie tylko dla fanów historii, ale dla ludzi po prostu ciekawych świata i jedno z ciekawszych miejsc, jakie mieliśmy przyjemność odwiedzić.
Ale żeby nie było – bynajmniej nie wykreśliliśmy Wieliczki z turystycznej mapy Polski. Wszak warto by kiedyś odświeżyć wspomnienia z zielonej szkoły i to bynajmniej nie po to, by sprawdzić, czy coś się od tamtej pory w słynnej kopalni zmieniło, lecz z powodu ewoluującej z wiekiem percepcji.
[Google_Maps_WD id=15 map=15]
Źródła:
- Charkot J., Uwarunkowania historyczne i prawno–organizacyjne górniczo–konserwatorskiego zabezpieczania zabytkowych wyrobisk kopalni bocheńskiej, „Studia i materiały do dziejów żup solnych w Polsce”, tom XXXI, 2016
- Madeja J., Kopalnia Soli Bochnia przeszła długą drogę od zakładu wydobywczego do atrakcji turystycznej, http://nettg.pl/news/158324/kopalnia-soli-bochnia-przeszla-dluga-droge-od-zakladu-wydobywczego-do-atrakcji-turystycznej
- Paprota J., Kazimierz Wielki a Bochnia – fakty i mity, http://bochenskiedzieje.pl/zabytki/30-startowa
- Toboła T., Występowanie łupków iłowo-anhydrytowych z solami kryształowymi w złożu Siedlec-Moszczenica, „Przegląd Geologiczny”, tom 44, nr 11, 1996
- http://bochnia.eu/miasto/o-miescie-2/
- http://bochnia.eu/turystyka/przewodnik-po-miescie/atrakcje/bochenskie-pomniki/pomnik-krola-kazimierza-wielkiego/
- http://bochnia.eu/turystyka/przewodnik-po-miescie/spacery-i-wycieczki-3/nacl-bochenski-szlak-solny-na-swiecie-im-swietej-kingi/szyb-campi/
- http://bochnia.eu/turystyka/przewodnik-po-miescie/spacery-i-wycieczki-3/nacl-bochenski-szlak-solny-na-swiecie-im-swietej-kingi/szyb-sutoris/
- http://ec.europa.eu/competition/state_aid/cases/238606/238606_1171566_42_2.pdf
- http://fcc-group.eu/en/fcc-cee-group/news-and-media/news/bochnia-salt-mine-the-oldest-mine-in-poland.html
- http://kopalnia-bochnia.pl/media/download/unesco.pdf
- http://kopalnia-bochnia.pl/okopalni/bip/24
- http://kopalnia-bochnia.pl/okopalni/historia/
- http://kopalnia-bochnia.pl/okopalni/nagrodycertfikaty/
- http://kopalnia-bochnia.pl/zwiedzanie/pobytwkomorzewazyn/
- http://kopalnia-bochnia.pl/zwiedzanie/podziemnaprzeprawalodza/
- http://kopalnia-bochnia.pl/zwiedzanie/sladami_kaplic/
- http://kosciol.wiara.pl/doc/1918369.Turystyka-po-papiesku
- http://muzhp.pl/pl/e/120/urodzil-sie-ksiaze-boleslaw-wstydliwy
- http://muzhp.pl/pl/e/1904/kanonizacja-sw-kingi-w-starym-saczu-przez-jana-pawla-ii
- http://polska.travel/pl/podziemne-trasy-turystyczne/trasa-turystyczna-w-kopalni-soli-bochnia-wzbogacona-o-podziemna-ekspozycje-multimedialna
- http://stacja7.pl/swieci/swieta-kinga-matka-biednych-strapionych/