Sagrada Familia. Ciekaw jestem, ile osób wskazałoby ją jako pierwsze skojarzenie ze stolicą Katalonii. Przez 137 lat swojego istnienia (uściślając – wciąż niedoszłego, bowiem trwającą nieustannie od 1882 roku budowę ciężko uznać za pełnoprawne „istnienie”) stała się tak nieodłącznym elementem Barcelony, jakim jest piasek na plaży czy śnieg na Mount Evereście. W przeciwieństwie jednak do piaskowych czy śnieżnych oczywistości, Templo Expiatorio de la Sagrada Familia – tak bowiem brzmi pełna nazwa budowli tłumaczona na język polski jako Świątynia Pokutna Świętej Rodziny – nie mieści się jednak w tej sferze rzeczywistości, która przyjmowana jest bezkrytycznie. Zaryzykuję wręcz twierdzenie, że każdy, kto z różnych przyczyn trafił na tę stronę, ma w głowie jakąkolwiek opinię na temat najsłynniejszego kościoła Barcelony. Niekiedy zdania te bywają do tego stopnia skrajne i – co więcej – gorliwe, że fanatyczni sagradowi poplecznicy gotowi byliby przeznaczyć majątek życia, aby przyspieszyć ukończenie świątyni choćby o jeden dzień, a czołowi „hejterzy” wieszają, na razie w przenośni, psy na każdej z wybudowanych jak dotąd wież.
Swoje zdanie na temat dzieła życia Gaudíego wyrażali także tzw. „wielcy tego świata”. Salvador Dalí, który zdawał się nadawać na tych samych falach, co autor Bazyliki Świętej Rodziny, wieże budowli przyrównywał do cygar i gdyby na tym skończył swoje porównanie, nie miałbym do niego żadnych zdroworozsądkowych zastrzeżeń. Dalí posunął się jednak o krok dalej, nadmieniając, że owe wieżo-cygara są zmysłowe jak skóra kobiety. W opozycji do Dalego stanął zaś Picasso, który – aby przygadać Gaudíemu – Dalím się posłużył (a więc de facto przygadał obu), określając dzieło katalońskiego architekta, jako artystyczny żart w stylu Dalego. Swoje trzy grosze dorzucił także Orwell, który bez owijania w bawełnę uznał Sagradę za jeden z najpaskudniejszych budynków, jakie widział w swoim życiu. Pomiędzy opiniotwórcami znalazł się jeszcze francuski poeta Jean Cocteau, który określił świątynię mianem „drapacza idei”, cokolwiek by to miało znaczyć. Na temat kościoła wypowiadał się także sam Gaudí, który jednak bodaj najczęściej miał okazję czynić to w kontekście narzekań opinii publicznej na przeciągającą się budowę. Architekt ucinał wtedy dyskusję, odpowiadając: „Mój klient się nie spieszy”.
Ponieważ jestem przekonany, że na temat jednego z najsłynniejszych kościołów świata powstało co najmniej tyle opracowań, ile wynosi iloczyn liczby lat, w czasie których – wciąż bez rezultatu – jest ona budowana oraz liczby rzeźb na powstałych jak dotąd dwóch fasadach, daruję sobie klasyczne rozkładanie budowali na architektoniczne czynniki pierwsze i dołożę moją subiektywną, choć niejednoznaczną cegiełkę do niekończącej się listy zażaleń i peanów na temat Sagrady Familii.
Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nawet poza wysokim sezonem Barcelonę odwiedzają tysiące zwolenników Sagrady, którzy na jednej z wież kościoła pragną nieco „podrapać jakąś ideę” i być może tyleż samo przeciwników, przybywających w to miejsce, aby przekonać się, jak duży plac został zmarnowany pod budowę świątyni i zastanowić, w jaki sposób można by rozsądniej wykorzystać tę przestrzeń. Wśród nich znajdują się też niezdecydowani, którzy zawitali do Barcelony, aby dać się olśnić lub też zniesmaczyć najsłynniejszej budowli miasta. Aby pozwolić Sagradzie zaskoczyć nas potencjalnie szybciej niż innych kolejkowiczów, zarezerwowaliśmy bilety wstępu na stronie internetowej świątyni i kiedy tylko wysiedliśmy z metra, zorientowaliśmy się, jak dobra to była decyzja.
Sagradowy komitet kolejkowy składa się bowiem z dwóch etapów. Pierwszy – zlokalizowany przy południowo-wschodniej ścianie świątyni – zakładał oczekiwanie do kasy biletowej. Zawiera on w sobie ten rodzaj niepewności, który towarzyszy często zakolejkowanym do najważniejszych atrakcji w czasie Nocy Muzeów. Zarysowana jest ona wokół pytania, czy danego dnia wystarczy biletów dla wszystkich stojących w kolejce, ponieważ przy kasowym okienku dopiero zamawia się bilety na określoną godzinę wejścia. Tylko szczęśliwi posiadacze wejściówek mogą udać się do wejścia zlokalizowanego z drugiej strony budynku i tam odczekać stosowną ilość czasu do wypisanej na bilecie godziny. Z tego powodu tym bardziej opłaca się zarezerwować wstęp z wyprzedzeniem, by ominąć pierwszy etap kolejowych atrakcji i do tego mieć zapewniony bilet na pożądaną godzinę.
Gdy wybiła nasza godzina wejścia, zostaliśmy wpuszczeni na plac przed bazyliką, na którym na wszystkie strony zakręcił nas korytarz ustawiony z rozwijanych taśm. Na końcu labiryntu czekała zaś kontrola à la lotniskowa na wypadek, gdyby któryś z odwiedzających przypadkiem chciał wraz z Sagradą wylecieć w kosmos z pomocą stosownej ilości materiałów wybuchowych.
Kiedy urządzenia skanujące nie wykryły w nas skłonności pirotechnicznych ani terrorystycznych, udaliśmy się, zgodnie z wytyczoną trasą, schodami prowadzącymi na platformę, na której ustawiono niewielką makietę przedstawiającą niedościgniony jak na razie efekt końcowy budowli. Tłoczące się przy mikroskopijnym (szczególnie w porównaniu do pierwowzoru) modelu tłumy wyposażonych w audioguide’y turystów wysłuchać mogły w tym miejscu między innymi, że sagradowi stratedzy planują ukończyć budynek w 2026 roku, a więc w stulecie śmierci Gaudíego wskutek potrącenia przez tramwaj.
Perspektywa ta wydaje się być jednak trudna do osiągnięcia, bowiem na chwilę obecną powstało jedynie 8 z 18 planowanych wież. Posługując się alegoriami poszczególnych wież, wciąż brakuje jeszcze czterech apostołów (dotychczas wybudowane wieże to ich pozostali koledzy), czterech ewangelistów oraz Maryi i Jezusa. Gdyby wariant optymistyczny ukończenia budowy stał się udziałem rzeczywistości, bazylika byłaby budowana przez 144 lata, czyli ponad siedem razy dłużej niż Egipcjanie wznosili piramidy.
Jakby tego było mało, na przestrzeni stuleci prace budowlane nieustannie napotykają kolejne przeszkody. Niespodziewaną przeciwnością było z pewnością podpalenie przez anarchistów w 1936 roku (a więc w czasie trwania hiszpańskiej wojny domowej), które jednak w kontekście niedawnego pożaru katedry Notre Dame wydaje się być zaledwie błahostką. Chyba jeszcze mniej oczekiwanym zwrotem akcji okazało się porozumienie osiągnięte z władzami miasta pod koniec 2018 roku. Tematem rozmów był całkiem istotny fakt, że przez dotychczasowe 136 lat bazylika powstawała… bez pozwolenia na budowę. Efektem spotkania była deklaracja, że wynoszący jedyne 41 milionów dolarów „świątynny” dług za brak stosownych uregulowań zostanie spłacony w ciągu 10 lat, a więc 2 lata po hipotetycznym zakończeniu prac. Kościelną „dotację” ratusz zamierza zaś przeznaczyć na poprawę infrastruktury wokół budowli.
Powyższa nieco opasła dygresja nie była oczywiście omówiona w ramach audioguide’owych nagrań. Uznałem ją jednak za istotną z punktu widzenia bazylikowej serii niefortunnych zdarzeń. Głos ze słuchawki potrafił natomiast zachować pełną poprawność polityczną i tuż po wstępie ogólnym, ale jeszcze przed wejściem do świątyni zapoznał nas ze szczegółami Fasady Narodzenia powstałej w pełni nie tylko wizją, ale i rękoma Gaudíego, który w ostatnich latach życia w celu przyspieszenia prac, mieszkał w świątyni, a po śmierci – zgodnie ze swoją wolą – został w niej pochowany. W roli kolejnego zabiegu optymalizacyjnego wystąpiła natomiast przykościelna szkoła dla dzieci robotników zarywających noce, realizując wizję architekta.
Dopiero, kiedy każda rzeźba fasady została ze szczegółami opisana, niewidzialny przewodnik zaprosił nas do środka. Nim jednak dane nam było „rozgościć” się na dobre w strzelistych wnętrzach świątyni, czekała nas dodatkowo wykupiona i zaplanowana na 15 minut po wejściu wycieczka na wieże Fasady Narodzenia, które jeszcze niedawno oglądaliśmy z poziomu chodnika. Trasa na górę jest „zelektryfikowana” za pomocą windy umieszczonej w jednej z wież, zejście następuje zaś siłą dolnych partii mięśniowych.
Kiedy tylko otworzyły się drzwi windy, buchnęła na nas fala niespodziewanego gorąca. Mimo pewnych temperaturowych oporów, władowaliśmy się wszyscy do środka, a kabina, wbrew pozorom, nie pomknęła w dół, aby penetrować kolejne, coraz gorętsze kręgi piekielne, lecz pojechała do góry – na szczyt wieży. Pomimo panującego w windzie ścisku, ruchomość w punkcie szyi posiadałem na tyle zaawansowaną, aby ujrzeć wiszący pod sufitem klimatyzator nastawiony na… 30 stopni. Najwidoczniej spędzający być może cały dzień w windzie pracownik świątyni zatęsknił za letnimi temperaturami.
Windowe 30 stopni nie było jedyną atrakcją, z jaką mieliśmy styczność w czasie podróży na szczyt. Podczas jazdy nastąpił bowiem jeden z niewielu w Barcelonie objawów troski w zakresie bhp, ppoż. itp. W ramach tego zainteresowania bezpieczeństwem ogólnym, zweryfikowany został wiek uczestników wycieczki. W przypadku pełnoletnich pasażerów windy satysfakcjonująca liczba wiosen została sprawdzona za pomocą obserwacji z wykorzystaniem przyrządów pomiarowych dostępnych w ramach wyposażenia standardowego organizmu ludzkiego.
W stosunku do najmłodszej członkini windowej ekipy – podróżującej z mamą dziewczynki w wieku wczesnoszkolnym – zastosowane zostało pytanie pomocnicze. Wskutek użycia tej metody wywiadu bezpośredniego, mamie nieletniej musiało zrobić się jeszcze cieplej niż zapewniały to wyziewy klimatyzatora, bowiem tuż po tym, jak zadeklarowała, że jej pociecha ma 6 lat, pracownik poinformował, że niestety minimalny wiek uprawniający do wejścia na wieżę to 7 lat (pomijam absurdalność kryterium wiekowego jako warunkującego zdolność poruszania się po schodach na wieży – obostrzenia spowodowane są podobno brakiem poręczy na schodach, którymi schodzi się po wjeździe windą, jednak ileż jest sześcioletnich dzieci wyższych od ich siedmioletnich kolegów?).
Zamiast czynienia sobie wyrzutów, że przypadkiem nie rzuciła naprędce, że jej córka ma co najmniej 8 lat (przecież nikt i tak by tego nie sprawdził), dziarska mama przystąpiła do twardych negocjacji z windowym strażnikiem porządkowym, który pomimo jej usilnych starań, pozostawał jednak wierny etosowi windowych strażników porządkowych. Ponieważ winda osiągnęła wtedy punkt kulminacyjny swojej podróży, opuściliśmy zbiegowisko w momencie, w którym niewidzialna powietrzna bariera w otwartych drzwiach kabiny, uniemożliwiała wspomnianej rodzinie wyjście na punkt widokowy.
Trasa po wyjściu z windy prowadziła przez niewielki mostek pomiędzy dwoma parami wież Fasady Narodzenia, który jednak był na tyle krótki, że szybko przystąpiliśmy do schodzenia ukrytymi w wieżach klatkami schodowymi. Wewnątrz wież puszczeni byliśmy samopas, bez najmniejszej kontroli, a ponadto możliwa była pewnego rodzaju dowolność w zakresie wyboru trasy, bowiem klatki schodowe w sąsiednich wieżach były ze sobą w niektórych miejscach połączone. Mogliśmy więc lawirować między wieżami, jednak wybór ten śmiało da się podsumować następująco: to schody i to schody.
Kiedy czekaliśmy pokornie w kolejce do zdjęcia na jednym z balkoników, dogoniła nas spotkana w windzie sześciolatka, która na potrzeby wycieczki na wieże, stała się najwyraźniej siedmiolatką. Zaraz za nią pojawiła się też jej mama, która z pewnością zasługiwała na tytuł „dzielny negocjator”.
Prawdę jednak powiedziawszy, pomimo możliwości obserwacji z wież niektórych sagradowych detali oraz przyjrzeniu się z bliska pracującym wciąż nad dokończeniem kościoła robotnikom, była to atrakcja przepłacona.
Kiedy nasze nogi zniosły resztę ciał z powrotem na świątynny parter, wreszcie pozwoliliśmy się olśnić rozświetlonym za sprawą kolorowych witraży wnętrzom.
W projektowaniu wnętrza Sagrady Familii Gaudí posłużył się magiczną (choć nie jestem pewien czy to zasadne słowo w kontekście kościoła katolickiego) liczbą 7,5, do której wielokrotności da się sprowadzić w zasadzie każdy wymiar świątyni, począwszy od tego, że podstawowa odległość między kolumnami wynosi właśnie 7,5 metra. Ponadto nawa główna ma 45 metrów wysokości (7,5 x 6), transept liczy sobie 60 metrów długości (7,5 x 8), najwyższy punkt absydy położony jest na wysokości 75 metrów (7,5 x 10), całkowita długość świątyni wynosi 90 metrów (7,5 x 12 – dodatkowe odwołanie do liczby apostołów), a Gaudí miał 172,5 centymetra wzrostu (7,5 x 24). To ostatnie to oczywiście żart. Pomimo tego, w konstrukcji kościoła pojawi się oczywiście liczba 172,5 – tyle metrów liczyć będzie wysokość najwyższej wieży symbolizującej Chrystusa.
Po przeciwnej stronie niż Fasada Narodzenia znajduje się Fasada Męki Pańskiej, wykonana już jednak przez następców Gaudíego, których styl przestawiający ostatnie dni życia Chrystusa jest nieco bardziej „kanciasty”.
Rozświetlone przez promienie słoneczne wpadające przez witrażowe okna sagradowe przestrzenie, nocą, zgodnie z wizją Gaudíego, „wypromieniowywać ” powinny (oczywiście za sprawą stosownego systemu reflektorów) otrzymane w ciągu dnia światło. Wydobywające się na zewnątrz przez otwory w murach promienie, symbolizować miałyby światłość Chrystusa. Wieczorne obserwacje Sagrady Familii wykazały jednak, że wola architekta rozminęła się z rzeczywistością.
Sagradę Familię odwiedza rocznie ponoć nawet 4,5 miliona turystów. Biorąc pod uwagę, że cena podstawowego biletu wynosi 17 euro, kościół Gaudíego, to naprawdę niezła maszynka do zarabiania pieniędzy. Zgodnie z wolą swojego architektonicznego ojca, bazylika ma być ukończona właśnie dzięki datkom prywatnych sponsorów (do których dokładają się także kupujący bilety turyści). Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że prawdopodobnie znaczny odsetek przybywających do Barcelony turystów odwiedza Sagradę Familię ze względu na niekończącą się budowę, która stała się naprawdę dobrą reklamą świątyni.
Na koniec zaś tej kontrowersyjnej być może relacji z sagradowej wycieczki, pragnę nieśmiało zauważyć, czy my – Polacy – nie mamy przypadkiem na naszym rodzimym wilanowskim podwórku podobnej, choć nie tak dobrze wypromowanej, niekończącej się budowy?
Źródła:
- Benson A. i in. (tłum. Jarecka B., Lewandowski A.), Barcelona. Perfekcyjne dni, Marco Polo/Euro Pilot, Warszawa 2017
- Krześnicki J., Barcelona: Sagrada Familia powstaje bez pozwolenia od 136 lat. Zapłaci 41 milionów dolarów, http://bankier.pl/wiadomosc/Barcelona-Sagrada-Familia-powstaje-bez-pozwolenia-od-136-lat-Zaplaci-41-milionow-dolarow-7621549.html
- Löhner F., An overview: How was Khufu’s pyramid built?, http://cheops-pyramide.ch/khufu-pyramid/pyramid-construction.html
- http://bbc.com/news/world-europe-45906155
- http://blog.sagradafamilia.org/en/divulgation/the-magic-square-the-passion-facade-keys-to-understanding-it/
- http://gosc.pl/doc/3992796.Ten-niesamowity-kosciol-odwiedza-rocznie-prawie-5-mln-osob
- http://hiszpania-portal.pl/sagrada-familia-barcelona-symbolika-architektura-gaudi/
- http://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/modlitwy/ap_barcelona_07112010.html
- http://opusdei.org/pl-pl/article/benedykt-xvi-w-barcelonie-poswiecenie-sagrada-familia/
- http://sagradafamilia.org/en/history-of-the-temple
- http://sagradafamilia.pl/sagrada-familia/symbolika-sagrada-familia/
- http://tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/tunel-tuz-przy-fundamentach-sagrada-familia,144649.html