Tromsńska Katedra Arktyczna – tej nazwy, wraz z pierwszym rzutem oka na charakterystyczną bryłę budynku, nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Czyż ta wyjątkowa i niepowtarzalna budowla zdobiąca jeden ze skrajów słynnego mostu łączącego wyspę Tromsøyę ze stałym lądem nie stanowi idealnego miejsca na spędzenie pierwszego wieczoru w Tromsø? Ale jak to – co można robić w kościele i to o godzinie 23:00? Norwegowie dalecy są przecież od nadgorliwego uczestnictwa w obrzędach religijnych i to do tego stopnia, że w „trójkątnej katedrze” nabożeństwa organizowane są przeważnie co dwa tygodnie i to wyłącznie o jednej godzinie. Skoro więc nawet w wybrane niedziele nie uświadczy się tu osobnych mszy dla dzieci, studentów, młodych małżeństw czy seniorów, czego można oczekiwać od późnego sobotniego wieczora?
I tu dochodzimy do sprytnej dywersyfikacji katedralnej działaności. Dużo częściej niż msze święte, odbywają się tu bowiem przeróżne wydarzenia kulturalne. Oryginalny budynek z 1965 roku zamienia się w scenę muzyczną nawet ponad pięćset razy do roku. Prosta matematyka podpowiada więc, że często na jednym występie dziennie się nie kończy. Ciężko zatem zaprzeczyć, że zamiast o Katedrze Arktycznej równie dobrze można by mówić o Operze Arktycznej, a za dowód w sprawie niechaj posłuży kościelna strona internetowa, na której próżno szukać ogłoszeń parafialnych. Koncertowa sekcja informacyjna jest zaś nader rozbudowana.
Wydarzenie, które wobec naszego niemal tygodniowego tromsøńskiego epizodu, otrzymało funkcję wieczorku zapoznawczego (jako że na uszną ucztę wybraliśmy się tuż po wylądowaniu, zakwaterowaniu i zapełnieniu lodówki zapasami z lokalnego marketu), stanowiło istną kwintesencję tromsøńskości i generalnie norweskości. Przez bliskie północy kilkadziesiąt minut wysłuchaliśmy bowiem nie tylko utworów popularnych, które w katedralnej interpretacji nabierały zupełnie innego charakteru, lecz także, a może wręcz przede wszystkim joiku – tradycyjnej pieśni Samów. Pomimo przejmującej tajemniczości wykonań nie warto było jednak zamykać oczu! Dzięki licznym przeszkleniom, muzyczne występy swym podniebnym tańcem uświetnić mogła na zaproszenie organizatorów Zielona Dama. Niestety, tamtego wieczora nie miała imprezowego nastroju.
Alegoryczną pikanterię całego wydarzenia dopełniają zaś wyznania katedralnego architekta. Jan Inge Hovig, w zależności od tego, z jakimi interesariuszami wszedł akurat w interakcję, przyznaje, że w procesie twórczym wzorował się na górze lodowej, łodziowym hangarze, nabrzeżnej suszarni na ryby czy może wreszcie charakterystycznym namiocie Samów.
A ponieważ to właśnie joik wykonywany był podczas koncertu, na potrzeby tej opowieści przyjmijmy, że znaleźliśmy się w wielkim przeszklonym lavvu. Będą to bowiem idealne okoliczności, by oddać Samom to, co należy do Samów. A należy do nich całe potężne Sápmi – pozbawiona granic państwowych społeczność Samów, zachowująca wspólny język, historię oraz kulturę. Szacuje się, że Sápmi liczy ponad 50 tysięcy członków rozproszonych na północy Norwegii, Szwecji Finlandii oraz Rosji, przy czym to właśnie w ojczyźnie wikingów jest ich najwięcej, bowiem około 30-40 tysięcy.
Choć pochodzenie Samów nie zostało jednoznacznie określone, wszelkim zaczątkom skandynawskiej państwowości mogliby śmiało wykrzyczeć prosto w twarz: „Byliśmy tu pierwsi!”. A trzeba to wykrzyczeć przede wszystkim dlatego, że norweskie władze zawzięcie przeprowadzały – nie bójmy się tego słowa – brutalną norwegizację Samów. Proces ten, podobnie jak bliższe nam rusyfikacja i germanizacja, nakierowany był rzecz jasna już na pierwsze lata życia tym podatniejszej wówczas jednostki. Zapoczątkowane w roku 1850 nauczanie wyłącznie w języku norweskim utrzymało się aż do początku lat 60. XX wieku. Kultura i język Samów były przecież podstawowymi przeszkodami w uskutecznianiu asymilacji, dlatego wielu członków Sápmi zmuszonych było do zmiany miejsca zamieszkania, zawodu, a nawet porozumiewania się wyłącznie po norwesku i to także prywatnie.
Z powodu tych śmiałych ingerencji w życiorysy Samów, są oni obecnie żywym dowodem na to, że pojęcie atrybutu nie tyczy się wyłącznie greckich bogów czy bohaterów literackich. Współcześnie podstawowym skojarzeniem z Samami są przecież renifery, choć stan ten nie był przed laty oczywisty i to aż do tego stopnia, że zapoznany w Tromsø Sam powątpiewał, że miesiąc wcześniej w sztokholmskim skansenie widzieliśmy prawdziwe renifery, skoro to właśnie Samowie trzymają pieczę nad wszystkimi rogatymi pożeraczami chrobotka.
Podczas gdy dawniej jedynie dziesięć procent członków norweskiej społeczności Samów zajmowało się hodowlą reniferów, wymuszająca przebranżowienie norwegizacja sprawiła, że zajęcie to stało się nieodłączną samową łatką aż po dziś dzień, zyskując miano niekwestionowanego wyróżnika Samów na tle pozostałych Norwegów. Zaraz, czy ja powiedziałem „pozostałych Norwegów”?
Na pierwsze symptomy społecznej akceptacji Samowie zmuszeni byli czekać nadspodziewanie długo, co znamienne jest tym bardziej, jeśli uwzględni się dzisiejszy poziom rozwoju Norwegii. Jeszcze w latach 60. XX wieku członkowie norweskiej społeczności Sápmi byli niezwykle sceptyczni wobec zalążkujących ruchów zmierzających do przebudzenia się ze snu uciśnienia. Nie bez wpływu na skruszenie arktycznych lodów społecznej ospałości były powszechne wówczas na Zachodzie ruchy zmierzające do akceptacji mniejszości, jednak dopiero w następnej dekadzie dopuszczono myśl o równości miedzy Samami a Norwegami, co znalazło wyraz w określeniu „samskojęzyczni Norwegowie”. Niewątpliwie istotną rolę w emancypacji Samów odegrało także założone w 1968 roku Norweskie Stowarzyszenie Samów odpowiadające za rządowy dialog, a także społeczne komunikowanie praw i potrzeb Samów.
Wkrótce Samowie przekonali się, że apetyt rośnie w miarę… konsumpcji wolności i własnych praw. Rozochoceni członkowie Sápmi zaczęli się więc domagać odkurzenia dawno zapomnianych wyróżników ich społeczności na tle Norwegów. Swoista kampania przypominania i odkrywania na nowo określona została trzema literami – ČSV, które najczęściej wykorzystywane są w samskim alfabecie. W latach 80. zaczęto wydawać samskie gazety, a członkowie Sápmi sukcesywnie zaczęli też mieć co ustawiać na półkach na książki.
Za pełny sukces samowej emancypacji obiektywnie uznać zaś można wciśnięcie do norweskiej konstytucji paragrafu 110 A, obligującego norweskie władze do stworzenia warunków umożliwiających Samom zachowanie i rozwój ich języka, kultury i stylu życia. Dzień historycznego triumfu przypadł na 27 maja 1988 roku, co wydaje się być datą przecież nie tak odległą. Pełnia samskiej swobody jest więc naprawdę młoda i niechaj nosić będzie miano samskiej właśnie, a nie broń Boże lapońskiej. Będący rdzeniem Laponii i Lapończyków zwrot „lapp” oznacza bowiem kawałek materiału wymagający naprawy, który – wyzbywszy się poprawności politycznej – należałoby brutalnie nazwać szmatą. Przyklejenie Samom szmatławej łaty może okazać się tym bardziej przykre, jeśli zinterpretować je nie jako odniesienie do zniszczonego ubioru, lecz sztucznego „doszycia” społeczności Sápmi do jedynej słusznej Skandynawii.
Ha, te całkiem rozbudowane i naprawdę atrakcyjnie zaprezentowane informacje z cyklu „Mała encyklopedia Samów” to bynajmniej nie jedyne, co ta niezwykła społeczność ma nam do powiedzenia w uniwersyteckiej przestrzeni muzealnej. Pełne skrywanego przez lata żalu historie wypełniają też plakaty i ścianki wystawowe ustawione jeszcze przed pierwszymi objawami „encyklopedycznej wystawy”. Wystarczyło kilka szybkich spojrzeń na prezentowane tu fotografie, by zadać sobie pytanie: czy mogło być coś gorszego od bycia Samem pośród Norwegów? Owszem – bycie queer, wszak im więcej potencjalnych powodów do społecznego ostracyzmu, tym jest on skuteczniejszy i bardziej dotkliwy, prawda?
Współcześnie emancypacja Samów okazała się chwytliwym temat w szeroko pojętej sztuce. Dowodów na to nie musieliśmy długo szukać – położone w centrum Tromsø Muzeum Polarne, oprócz stałej ekspozycji, zabrało nas też na wyjątkowo oryginalny pokaz mody.
Podczas trzyletniej nauki w Norweskim Instytucie Rzemiosła, sprawczyni tego współczesno-tradycyjnego kontrastu – Jorunn Løkvold stała się ekspertką w dziedzinie zdobień strojów Samów. I choć jest to niezwykle wąska specjalizacja, tego typu fach w ręku – oparty na unowocześnionej tradycji – potrafi stać się naprawdę dochodowy. To właśnie efekty współczesnej interpretacji arktycznej mody zapewniły Jorunn miano duojár – samowego rzemieślnika, który nie trudni się bynajmniej zwykłym rękodziełem, lecz duodji – samowym rękodziełem.
Nie muszę też chyba wspominać, że niegdyś tępione dowody samowej odrębności już dawno wkroczyły do sklepów pamiątkarskich i to bynajmniej nie tylko pod postacią reniferowych rogów, które zaraz za łososiem stanowić chyba powinny czołowe norweskie – i z perspektywy obrońców praw zwierząt jakże wątpliwe – dobro eksportowe.
Podczas, gdy w sklepach pamiątkarskich zaopatrzyć można się w lalkę ubraną w tradycyjny strój Samów, przedstawiciele Sápmi wybierają raczej jeansy i bluzę, zachowując odzieżowe pozory przede wszystkim na potrzeby turystyczne. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy – zyskawszy prawne zielone światło – Samowie dążą do tym wyrazistszego podkreślenia swej odmienności czy może jednak, oddychając z ulgą, mogą wreszcie zacząć normalnie żyć? I oby tylko normalnie nie oznaczało całkowitego zapomnienia dla tego, o co tak bardzo walczono. W tym etnicznym sosie pewne jest natomiast, że zarówno Samowie, jak i pozostali Norwegowie, Skandynawowie oraz skandynawscy goście mogą zapisać się do samskiego fanklubu, kupując czapeczkę z flagą Sápmi.
Źródła:
- Aamold S. i in., Sámi Art and Aesthetics. Contemporary Perspectives, Aarhus University Press, Aarhus 2017
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Pawlicki J., Ostatni tacy Sami, http://wyborcza.pl/1,76842,5719567,Ostatni_tacy_Sami.html?disableRedirects=true
- Påve I. W., Duodji as a Starting Point for Artistic Practice, http://norwegiancrafts.no/articles/duodji-as-a-starting-point-for-artistic-practice
- http://boreale.konto.itv.se/samieng.htm
- http://britannica.com/topic/Sami
- http://eng.handverksinstituttet.no/
- http://ishavskatedralen.no/en/the-arctic-cathedral/concerts/
- http://ishavskatedralen.no/en/the-arctic-cathedral/concerts/midnight-concerts-winter-time/
- http://jorunnlokvold.no/
- http://nordnorge.com/en/artikkel/arctic-cathedral-in-tromso/
- http://uit.no/tavla/artikkel/667488/riebangolli_krakesolv
- http://visittromso.no/book/event/994155/the-arctic-cathedral/showarenadetails?filter=c%3D33872%3Bd%3D20170724%7C99991231