Przed lotniskiem w svalbardzkiej „stolicy” Longyearbyen, ustawiono słup wysoki na tyle, by mógł pomieścić kilkanaście tabliczek wyznaczających odległość do różnych miejsc na kuli ziemskiej. Jest kilka lokalnych norweskich odnośników. Znalazły się też Londyn, Paryż, Tokio czy Pekin. Najważniejszy wydaje się być jednak drogowskaz niemal na samym czubku, obwieszczający, że biegun północny oddalony jest stąd o zaledwie 1309 kilometrów. Bliżej górnego zaczepu globusa rejsowym samolotem pasażerskim wylądować się już nie dało.
A skoro do „najpółnocniejszego” miejsca na kuli ziemskiej jest stąd mniej więcej tyle, co z Warszawy nad ulubiony przez Polaków chorwacki Adriatyk, to wydaje się, że mało gdzie mogłoby być zimniej niż tutaj i to nawet pomimo tego, że na Spitsbergen zdążyłem jeszcze „latem”. Ponadtrzydziestostopniowe późnosierpniowe warszawskie upały żegnałem więc przezornie – w długich spodniach i butach za kostkę, odstających raczej od znacznie powszechniejszej lotniskowej mody zwiastującej długo wyczekiwany plażing i smażing nad basenami w Grecji, Turcji czy Egipcie. Do pracującej na najwyższych obrotach gospodarki potnej, brakowało już tylko łez niezgody na utrzymujące się w Polsce tygodniami gorąc i duchotę. Wkrótce jednak miało nadejść długo wyczekiwane wytchnienie… i odetchnienie czymś więcej, niż bliskie temperatury wrzenia, parzące nozdrza piekielne wyziewy o szczątkowej zawartości tlenu.
Kilkunastogodzinna przesiadka w Oslo nie zmusiła mnie bynajmniej do rozpaczliwego wyszarpywania bluzy wciśniętej na wszelki wypadek na wierzch podręcznego plecaka, z uszanowaniem jednak pierwszeństwa wody i aparatu – są bowiem rzeczy ważne i ważniejsze. Późnowieczorny spacer wokół lotniska także nie wymagał długiego rękawa. Z ulgą mogłem jednak odnotować, iż następującej po nim nocy, po raz pierwszy od paru tygodni, nie spędziłem w łóżku wodnym własnej produkcji.
Kolejny etap stopniowego oswajania z arktycznymi warunkami pogodowymi wydarzył się na płycie lotniska w Tromsø, podczas obowiązkowego w ramach nieznanego mi wcześniej zjawiska międzylądowania, spaceru do celnego okienka. Spędzenie kilkunastu minut przed drzwiami niemieszczącymi wszystkich pasażerów wewnątrz tymczasowej hali lotniskowej, nie poskutkowało bynajmniej hipotermią. Ba, nawet po wylądowaniu w Longyearbyen zdołałem najpierw wydobyć z plecaka aparat, celem wykonania kilku powitalnych zdjęć, a dopiero potem przeprosiłem się z bluzą. Faktycznie dodatkowa warstwa tym razem wreszcie okazała się przydatna.
Pogodowe przywitanie przybrało niezwykle pogodne oblicze intensywnie błękitnego i oszczędnie zachmurzonego nieba. Wydawać by się mogło, że właśnie tak powinna wyglądać troposfera nad pustynią arktyczną, za którą Svalbard uchodzi. Na wzór pustyni „klasycznej” należałoby się tu spodziewać praktycznie pozbawionego deszczowych słupków klimatogramu z tą różnicą, że roczny przebieg temperatury miast szczytować, płoży się w dolnej części skali. Czy aby na pewno?
Spis treści:
- Jest źle… – kartka z dziennika svalbardzkiego klimatologa
- Morze arktycznych łez – epitafium dla svalbardzkich lodowców
- Wieczna zmarzlina nie taka wcale wieczna – spitsbergeńska marzłoć w roli budowlanego uprzykrzacza
- Najdroższa zamrażarka świata – Globalny Bank Nasion
- Nasi tu byli! – odwiedziny polskiej stacji polarnej Uniwersytetu Adama Mickiewicza
Jest źle…
Nieuchronnie przyszła pora na kilka „ŁAMIĄCYCH WIADOMOŚĆ” z gatunku „Naukowcy alarmują!!!”. Tym samym Następny Przystanek dołącza do ogólnoświatowego krzyku przerażenia wywołanego globalnym ociepleniem. Choć zmiany klimatu są – jako się rzekło – globalne, niejako dla urozmaicenia przekazu, ze swojej strony chciałbym zaserwować klimatyczny katastrofizm w wydaniu lokalnym – svalbardzkim. Okazuje się bowiem, że norweski archipelag cechuje spory indywidualizm atmosferyczny.
Jak donosi raport „Klimat na Svalbardzie 2100” opublikowany przez norweski rządowy ośrodek badań klimatycznych, średnia roczna temperatura w latach 1971-2017 odnotowała tu wzrost czterostopniowy. Na jedną dekadę przypada więc uśrednione ocieplenie o 0,87 stopnia Celsjusza – właśnie tyle, ile wynosił globalny przyrost temperaturowy w całym objętym publikacją, czterdziestosześcioletnim okresie! Szybkie dzielenie daje druzgoczący rezultat – Svalbard ociepla się aż czterokrotnie szybciej, a „najlepiej” idzie mu to zimą: średnie temperatury grudniowe, styczniowe i lutowe podniosły się aż o 7,3 stopnia Celsjusza. Znajduje to dobitne odzwierciedlenie w liczbie dni, w których średnia dobowa temperatura osiąga wartości ujemne. Pod koniec obecnego stulecia ma ona być aż o połowę mniejsza względem danych z okresu 1971-2000, w którym uśrednione dzienne odczyty termometrów spadały poniżej zera aż trzystukrotnie.
Powyższa litania badawcza zdolna byłaby zmrozić krew w żyłach… a może właśnie wręcz przeciwnie! Robi się tu przecież coraz cieplej, a latem, gdy wskazaniom termometrów udaje się nawet przekroczyć dwudziestkę, widok tambylców paradujący w krótkich spodenkach na tle majaczących w oddali lodowców przestaje już dziwić. Oprócz arktycznych „upałów”, svalbardzkie prognozy pogody z coraz większą wprawą odnotowują też obfite i długotrwałe opady deszczu.
Morze arktycznych łez
Szybki rzut oka na kilka arktycznych widokówek podpowie, że tutejsza formacja roślinna – tundra – do najbujniejszych nie należy. Trudno się temu dziwić – aż sześćdziesiąt procent powierzchni Svalbardu zajmują lodowce, a drugie w kolejności – z dwudziestosiedmioprocentowym udziałem – skały także uniemożliwiają rozwój roślinności. Dopiero zamykające zestawienie z trzynastoprocentowym wynikiem tereny o glebopodobnej nawierzchni pozwalają na ograniczony przebieg wegetacji. Niewyrastające z nich nawet powyżej kostek arktyczne „drzewa” – płożące się po surowym podłożu karłowate wierzby czy brzozy – znacznie łatwiej docenić, mając w świadomości, iż powstały z niczego, żeby nie powiedzieć… z gówna.
To już drugi podrozdział svalbardzkiego apelu klimatycznego i poniekąd właśnie dlatego pozwoliłem sobie na to niezbyt smaczne zagranie językowe, umożliwiające mi na nowo pozyskać Twoją, Miła Czytelniczko i Miły Czytelniku, uwagę. Wszyscy ci, którzy nie odnaleźli się w realiach swatania epitetów i ożywień z prostackimi, gównianymi sformułowaniami, pewnie właśnie zamknęli przeglądarki. Nielicznemu gronu pozostałych chciałbym nieśmiało wyjaśnić, iż transport niezbędnej do rozwoju roślinności materii organicznej, na Svalbardzie odbywa się przy pomocy ptasich skrzydeł i układów trawiennych. Skrzydlaci kurierzy, stołując się w arktycznych wodach, a następnie ozdabiając skały swymi odchodami, mimowolnie kładą podwaliny pod narodziny nowego życia, które na ich cześć nauka nazywa nie do końca jeszcze rozpowszechnionym w polszczyźnie określeniem – ornitokoprofilne.
Za sprawą zmian klimatu, ptasi łańcuch logistyczny ma szansę rozsiewać zieloność na coraz większych przestrzeniach. Choć to, co zielone, o ile nie jest zielonym, plastikowym opakowaniem, ogólnie rzecz biorąc powinno napawać optymizmem, nie pora na triumfalne „Jesteśmy uratowani!”. Próżno szukać za kołem podbiegunowym północnym rekompensaty za wycinkę lasów tropikalnych, bowiem odsłanianie powierzchni skalnych, stanowiących potencjalne podłoże pod ptasie sadzonki, ma związek z… topnieniem lodowców (tym oto sposobem w klimatycznym bingo przyszła pora na zakreślenie kolejnego pola).
Arktyczna pokrywa lodowa, w zależności od opracowań z którymi miałem styczność przy pisaniu tego posta, znika w tempie od prawie dwunastu do nawet piętnastu procent na dekadę, a największe ubytki obserwowane są właśnie w obrębie Svalbardu oraz oblewającego archipelag od południowego-wschodu Morza Barentsa.
Kurczenie się odbijającej promienie słoneczne lodowej pokrywy spływającej arktycznymi łzami wprost do akumulujących ciepło, ciemnych oceanicznych głębi dodatkowo rozkręca svalbardzki kaloryfer zwany efektem cieplarnianym – i tak karuzela klimatycznej katastrofy kręci się dalej.
Wieczna zmarzlina nie taka wcale wieczna
To zjawisko zdolne rozpowszechnić się tylko w szczególnych warunkach klimatycznych, więc wpływ wywierany nań przez zwiększającą się temperaturę nie należy do najczęściej wymienianych skutków globalnego ocieplenia. Kartkę z klimatycznym bingo tym razem możemy więc odłożyć na bok, czego jednak nie warto robić ze zmarzlinową kwestią, która w svalbardzkim kontekście zasługuje na sporo uwagi, jako że zdolna była wprowadzić istotne regulacje do realiów życia mieszkańców Longyearbyen. Proces pozbawiający wieczną zmarzlinę epitetu „wieczna” również ma więc szansę odcisnąć swe piętno na svalbardzkiej codzienności.
Norwegowie z własnej lub cudzej woli przebywający na spitsbergeńskim wygnaniu przywykli już, że podziemnego garażu ani nawet piwnicy w swych podbiegunowych domostwach nie wybudują, a niezbędne instalacje wodno-kanalizacyjne będą musieli wynieść do poziomu ulicy. Tak zwana warstwa aktywna wiecznej zmarzliny, rozmarzająca w okresie letnim, zdolna jest bowiem zniweczyć ludzkie plany odnośnie ukrycia w ziemi tego, co estetyką nie grzeszy. Na Svalbardzie wznosi się więc budynki na palach, zaś orurowanie podąża naziemnymi rusztowaniami.
Wydawać by się mogło, że mieszkańcy Longyearbyen znaleźli architektoniczną odpowiedź na zastane warunki naturalne. Problem pojawia się jednak w miarę zwiększania się grubości warstwy biorącej udział w letnio-zimowej zmianie właściwości. Szacuje się, że w wyniku wzrostu temperatur, do 2100 roku leniwy, błotnisty pląs sięgnie aż pięciu metrów w głąb ziemi, naruszając stabilność osadzonych weń elementów konstrukcyjnych.
Zjawisko to jest znacznie wyraźniej dostrzegalne na stokach doliny, w którą wtulone jest Longyearbyen. Grawitacyjny zjazd podłoża prowadzi do niezbyt spektakularnego, lecz konsekwentnego osuwania zabudowań. Zdarzyły się jednak także przypadki w mgnieniu oka uświadamiające budowniczym, że dosłowne potraktowanie biblijnego frazesu o budowaniu domów na skale, na niewiele się zdało. Najdotkliwiej lokalna społeczność zapamiętała rok 2015, w którym potęgowane obfitymi opadami osuwisko przemeblowało układ urbanistyczny w zakresie jedenastu budynków, odbierając życie dwojgu ludziom, w tym dwuletniemu dziecku.
Uwagi Matki Natury w zakresie zagospodarowania przestrzennego Longyearbyen zostały bezdyskusyjnie przyjęte przez svalbardzkiego gubernatora, co poskutkowało wysiedleniami z terenów zagrożonych dalszym osuwaniem się rozmarzającego gruntu. Jak opowiadał mi mieszkaniec Spitsbergenu, wskazując na jeden z opuszczonych budynków w pobliżu zbocza doliny, przenosiny odbywały się bez jakiejkolwiek rekompensaty dla mieszkańców, którzy z minuty na minutę pozbawieni zostali istotnego składnika majątku.
W procesie podważenia trwałości aktywów trwałych ucierpiał między innymi pewien amerykański dziennikarz, Mark Sabbatin, który przez trzynaście lat przybliżał anglojęzycznemu światu na łamach gazety IcePeople arktyczne realia. Ba, to na jego relacjach z miejsca zejścia lawiny z 2015 roku oparły się serwisy informacyjne, jako że cała redakcja alternatywnego, norweskojęzycznego pisma Svalbardposten wybrała się akurat na grupowe wakacje. Wydawać by się więc mogło, że długość oraz jakość svalbardzkiego stażu na trwałe zespoliła żywot Sabbatina z norweską Arktyką. Nic bardziej mylnego – wtórny patriotyzm lokalny zweryfikowała nie tylko wysiedleńcza decyzja władz, lecz także idąca za nią „troska” o trudności związane z finansowym utrzymaniem się na Svalbardzie, przybierająca formę subtelnego wyproszenia dziennikarza z archipelagu. Choć sam główny zainteresowany ofiarą systemu się nie czuje, obserwowany ostatnimi czasy w Longyearbyen trend zasiedlania nowym budownictwem centralnej części doliny ma szansę zapobiec wpisaniu svalbardzkich perypetii wokołolawinowych w kolejne życiorysy.
Najdroższa zamrażarka świata
Jesienią 1998 roku zespół naukowców pod kierownictwem kanadyjki Kirsty Duncan przetrzepał longyearbyeński cmentarz w poszukiwaniu zakonserwowanego wirusa grypy hiszpanki. Badacze mieli podejrzenia (dalekie raczej od nadziei), że zabrali go do grobu jego dawni nosiciele – spitsbergeńscy górnicy, którzy choróbsko aranżujące ludzkości „najskuteczniejszą” jak dotąd, mimo COVID-u, pandemię w odległe arktyczne strony przywlekli z pierwszowojennego frontu. Kosztowny proces badawczy ostatecznie wykazał jednak, że wieczna zmarzlina nie zdołała zachować wirusowych właściwości ludobójczych. Ponieważ zakopane w spitsbergeńskiej ziemi szczątki okazały się „zdrowe”, Svalbard szczęśliwie kojarzony jest dziś przede wszystkim z konserwowaniem nasion, nie zaś wirusów.
W 2008 roku w skałach górujących nad longyearbyeńskim lotniskiem wykuto nadzieję na wyżywienie ludzkości w obliczu potencjalnych klęsk głodowych. Obecnie zaledwie trzydzieści rodzajów nasion zaspokaja około 95 procent potrzeb żywieniowo-energetycznych człowieka. W pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia uznano więc za rozsądne zgromadzić to, co z rujnowanej latami bioróżnorodności nam jeszcze pozostało. Ogólnoświatowa nasionowa kopia zapasowa zdeponowana na svalbardzkim archipelagu obecnie składa się z około 7,4 miliona nasion pochodzących z ponad stu krajów.
Lokalizacja Globalnego Banku Nasion zdaje się ubezpieczać przyrodnicze depozyty ludzkości od wszelkich nieszczęść, jakie byłaby mu ona w stanie zafundować. Położenie około 130 metrów nad poziomem morza to chyba wystarczająca odpowiedź na wzrastający poziom wód oceanu światowego, zaś poprzedzenie komór magazynowych 150-metrowym wewnątrzskalnym tunelem wykracza nawet poza założenia konstrukcyjne w zakresie schronów przeciwatomowych.
Arktyczna lokalizacja ma swoje plusy także, jeśli chodzi o dość bezpieczny dystans od ogólnoświatowych konfliktów. Podbiegunowe położenie niesie jednak ze sobą konserwacyjne upierdliwości, które potrafią czasem przyjąć formę absurdu, utożsamianego pod biało-czerwoną szerokością geograficzną z filmami Barei. Tak było 16 grudnia 2014 roku, kiedy system chłodzenia… zamarzł. Jeden z jego elementów nie wytrzymał wokółzerowych temperaturowych oscylacji, które doprowadziły do jego zardzewienia i pokrycia kulami lodu wielkości piłek golfowych. Wprawdzie instalacja jest na bieżąco monitorowana przez pracowników svalbardzkiego centrum dowodzenia, jednak sprawnie zaobserwowaną usterkę należytym autorytetem diagnostycznym obdarzyć mógł dopiero technik przybyły następnego dnia z oddalonego o około 950 kilometrów Tromsø.
Specjalista z kontynentalnej Norwegii przywiózł ze sobą fachową ekspertyzę, natomiast sama produkowana we Włoszech część domagająca się wymiany nie zdążyłaby dotrzeć od miejsca przeznaczenia przed Gwiazdką. Los czym prędzej począł więc z szyderczym uśmiechem owijać w złote wstążki rózgę, którą zamierzał obdarzyć ludzkości z tej okazji. Jego niecne zamiary pokrzyżował jednak serwisant, który skojarzył, że uprzednio naprawiana przez niego w jedynym longyearbyńskim markecie chłodziarka wykorzystuje taki sam element konstrukcyjny, co Globalny Bank Nasion. W imię wyższych wartości dokonano więc niezbędnej podmianki, a rodzaj ludzki został ocalony.
A tak naprawdę, to nic by się nie stało, nawet gdyby mechaniczne chłodzenie trafił szlag na dłużej. Tu bowiem wkracza, cała na mroźno, wieczna zmarzlina, stanowiąca kolejnego asa w rękawie projektantów konstrukcji. Naturalnie utrzymywana przez nią temperatura w zakresie od minus czterech do minus trzech stopni Celsjusza nadal oferuje znacznie atrakcyjniejsze warunki chowu nasion, aniżeli tereny położone dalej od bieguna.
Pomimo kosztownej infrastruktury oraz również niezbyt taniego procesu jej utrzymania, z perspektywy deponentów inwestycja ta jest całkowicie darmowa, co stanowi szczególny ukłon wobec państw rozwijających się, które nie mogłyby sobie pozwolić na tę nietypową subskrypcję. Całość kosztów związanych z obsługa svalbardzkiej przechowalni wziął na siebie norweski rząd, traktując to jako misję na rzecz ludzkości, a sensowność tej inicjatywy została zweryfikowana szybciej, niż można by tego oczekiwać. Procedurę przywrócenia biologicznej kopii zapasowej w latach 2015-2019 wykorzystali naukowcy z Syrii, którzy – w wyniku wojny domowej – utracili dostęp do lokalnego banku nasion w Aleppo. Dzięki mrożonej svalbardzkiej plantacji, ICARDA – pozarządowa organizacja skupiająca się na badaniach z zakresu wyżywienia w rejonach suchych – była w stanie odtworzyć swoje zasoby i przenieść je do stabilniejszych krajów – Libanu i Maroka.
Czniać więc brak wbudowanej kostkarki do lodu czy upierdliwą obsługę gwarancyjną arktycznej lodówki! Magazyn Time zaklasyfikował ją na szóstym miejscu listy pięćdziesięciu najlepszych wynalazków 2008 roku, tuż za Wielkim Zderzaczem Hadronów, a jedenaście lat później stowarzyszenie Project Management Institute uznało ją dziesiątym najbardziej wpływowym projektem minionych pięciu dekad.
Nasi tu byli!
A nawet są. I także nie mają dobrych wiadomości na temat arktycznego klimatu. Na Spitsbergenie znajduje się aż pięć polskich ośrodków badawczych wykorzystujących zagwarantowaną Traktatem Spitsbergeńskim „akredytację” naukową w dostępie do norweskiej części Arktyki. Oprócz powstałej w 1957 roku Polskiej Stacji Polarnej PAN ochrzczonej imieniem jej założyciela, Stanisława Siedleckiego, swoje wybitnie zamiejscowe oddziały zlokalizowały tu także cztery uniwersytety z różnych stron nadwiślańskiego kraju: wrocławski, toruński, lubelski i poznański. Arktyczna filia ostatniego z nich – z uwagi na położenie w zasięgu kilkukilometrowego trekkingu z popularnej wśród turystów opuszczonej osady Pyramiden – jest najłatwiej dostępna dla zwykłych, niewykazujących ponadmagisterskich aspiracji śmiertelników.
Do zatoki Petuniabukta zdążyłem w ostatniej chwili – namiot rozpięty przez ostatnie dwa i pół miesiąca między trzema kontenerami mieszkalnymi zdecydowanie odbiegał już od hipotetycznego obrazka z instrukcji montażu. Trzech walecznych z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza akurat zwijało swój arktyczny „kramik”, jednak nawet mimo tego, znaleźli czas na rozmowę z przybyszem z dalekiego z ich perspektywy południa.
Twarzą podbiegunowego turnusu poznańskiej uczelni w sezonie 2022 bezsprzecznie stał się doktor Jakub Małecki – glacjolog, który ze swą mroźną pasją wyszedł do ludzi za pośrednictwem GlacjoBLOGii – portalu poświęconego roli zamarzniętej wody w ziemskim systemie przyrodniczym, a także publikacji o znamiennym tytule „Początek końca? Rozmowy o lodzie i zmianie klimatu”. Zarówno w bezpośrednim kontakcie, jak na swojej stronie internetowej oraz na stronach książki spisanej przez „przepytującą” uczonego dziennikarkę Julitę Mańczak, trudno znaleźć choćby puste „będzie dobrze”. Jak relacjonuje pan doktor (ugh, zabrzmiało oficjalnie), rok 2020 był najgorszy dla lodu od tysięcy lat, a obecny – 2022 – pretenduje do drugiego miejsca na podium… Więc, chociaż jutro nie obudzimy się zalani lodowcową powodzią, trudno udawać, że arktyczne zmiany klimatyczne nie docierają podmuchem trzepotu motylich skrzydeł nawet do równika.
Nim do strugi wód powstałej z topniejących lodowców, dołączą nasze własne łzy, spróbujmy nieco ocieplić tę relację przy pomocy czynników innych, aniżeli globalne ocieplenie. Do tego grona poznańsko-spitsbergeńskie trio zalicza fakt, iż ich „domem” stała się polska stacja badawcza zlokalizowana najbliżej bieguna północnego. Szczególnie wyraźnie zaakcentowali przy tym położenie „północniejsze” od naukowej konkurencji z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Być może to właśnie nabudowana tym sposobem duma pozwala im przetrwać kilkadziesiąt dni arktycznego odosobnienia. Oprócz telefonu satelitarnego, którego użycie naznaczone jest zastrzeżeniem „w ostateczności”, podbiegunowa delegacja pozbawiona jest kontaktu ze światem, a przynajmniej tym, co my – trwale zespoleni ze środkami masowego przekazu – światem zwykliśmy nazywać. Po zastrzyk sieci komórkowej, zapewniającej limitowane impulsy do globalnej rzeczywistości, arktyczni weterani muszą odbyć kilkukilometrowy spacer do zdezelowanej budki telefonicznej w Pyramiden, w pobliże której (to nie żart!) wiatr przywiewa czasem objawy zasięgu, lub ewentualnie wspinaczkę na szczyt, który zdaniem założycieli osady, przypomina właśnie piramidę.
Pomimo wybitnie ograniczonego dostępu do tak zwanych zdobyczy cywilizacyjnych, wypytywanie arktycznej trójki o to, jak radzą sobie w warunkach odosobnienia, okazało się całkowicie bezzasadne. Podbiegunowy turnus w towarzystwie siebie samego i – w ostateczności – siebie nawzajem, każdy z badaczy zdawał odbierać jako życiowe błogosławieństwo. Wygląda więc na to, że skuteczność polegania na silnej woli w utrzymaniu antysmartfonowych postanowień znacznie ustępuje warunkom, w których stała transfuzja danych komórkowych jest po prostu niemożliwa. Detoks w kontenerach Petuniabukty ma jednak swoją antywygodnicką cenę, która na oficjalnej stronie bazy, przywodzi na myśl ofertę noclegową wybitnie niedofinansowanego ośrodka wypoczynkowego. „Korzystając z noclegu w Stacji należy obowiązkowo zabrać ze sobą własny śpiwór oraz poszewkę na poduszkę oraz prześcieradło […]. Zaopatrzenie w żywność i wyposażenie techniczne na cały okres wyprawowy dostarczane jest co roku z Polski drogą morską. Zaopatrzenie w paliwo i gaz realizowane jest na miejscu na Spitsbergenie” – to jak, są chętni na arktyczną kolonię?
Uff, przypuszczam – Miła Czytelniczko i Miły Czytelniku, że przejażdżka svalbardzkim rollercoasterem klimatycznym za sprawą serii nienapawających optymizmem doniesień była dość wyczerpująca. Mimo tego, bez cienia empatii, pozwolę sobie na jeszcze jednego „newsa”: w grudniu 2018 roku nagłe stopnienie śniegowej pokrywy i jej ponowne, raptowne zamarznięcie, skutecznie odcięło reniferom dostęp do pożywienia, którego codziennie muszą wydłubać spod śniegu aż trzy kilogramy, by przetrwać w surowych, arktycznych warunkach. Tamtej zimy z wygłodzenia zmarło ponad dwieście osobników…
Sprawiedliwość dziejowa planety Ziemi ma się dość kiepsko, skoro po raz kolejny to przyroda oberwała za niezbyt odpowiedzialną zabawę człowieka w światowej piaskownicy. Do tej pory byłem zdania, że jako ludzkość sami się nawzajem wykończymy, jeszcze zanim Matka Natura zdąży wykopać nas z miejsca, które zwykliśmy nazywać „domem”. Po wizycie na Spitsbergenie zaczynam się jednak zastanawiać, czy aby na pewno konflikty, wojny, choroby i epidemie zdołają wyprzedzić nieuchronną katastrofę klimatyczną, której dziś powstrzymać już nie sposób.
[Google_Maps_WD id=58 map=55]
Źródła:
- Bennett M., What the Arctic reveals about coronavirus, http://arctictoday.com/what-the-arctic-reveals-about-coronavirus/
- Borenstein S., Ice on the edge of survival: How global warming is changing the Arctic forever, http://euronews.com/green/2021/11/06/ice-on-the-edge-of-survival-how-global-warming-is-changing-the-arctic-forever
- Dickie G., The World’s Northernmost Alt-Weekly Moves South, http://cjr.org/analysis/icepeople-paper-svalbard.php
- Duggan J., Inside the ‘Doomsday’ Vault, http://time.com/doomsday-vault/
- Enomoto H., As a bridge of Japanese and international Arctic researches, http://nipr.ac.jp/english/arctic/center.html
- Goldenberg S., The doomsday vault: the seeds that could save a post-apocalyptic world, http://theguardian.com/science/2015/may/20/the-doomsday-vault-seeds-save-post-apocalyptic-world
- Hanssen-Bauer I. i in., Climate in Svalbard 2100 – a knowledge base for climate adaptation, http://miljodirektoratet.no/globalassets/publikasjoner/M1242/M1242.pdf
- Heginbottom A., Excavating the Spanish Flu, http://definingmomentscanada.ca/wp-content/uploads/2019/05/Higgenbottom-English.pdf
- Indreiten M., Svarstad Ch., The Longyearbyen Fatal Avalanche Accident 19th December 2015, Svalbard – Lessons Learned from Avalanche Rescue Inside a Settlement, http://data-avalanche.org/attached-files/desc/1476260366321-1476261556145-O16.01.pdf
- Jagt K. van der, Svalbard, Norway: The island where no one is allowed to die, or give birth, http://stuff.co.nz/travel/experiences/adventure-holidays/103873808/svalbard-norway-the-island-where-no-one-is-allowed-to-die-or-give-birth
- Konieczny K., Sowa W., Norwegia. Inspirator podróżniczy, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2019
- Loctier D., Meet the scientists trying to find out why the Arctic is warming faster than the rest of the world, http://euronews.com/green/2022/07/26/polar-opposite-how-climate-change-is-altering-the-arctic
- Nikel D., Disney To Make Climate Change Film On Svalbard This Spring, http://forbes.com/sites/davidnikel/2021/01/12/disney-to-make-climate-change-film-on-svalbard-this-spring/?sh=1f44a25f6a7b
- Nikel D., Hundreds Of Starved Reindeer Found Dead In Norway, Climate Change Blamed, http://forbes.com/sites/davidnikel/2019/08/01/hundreds-of-starved-reindeer-found-dead-in-norway-climate-change-blamed/?sh=6b16ed6256ec
- Olech M., Dubiel E., Szata roślinna jako składnik ekosystemów lądowych Arktyki, „Kosmos”, nr 4 (241), tom 47, 1998
- Sylte G., Svalbard has experienced warming of 4°C the last 50 years, http://bjerknes.uib.no/en/article/news/svalbard-have-experienced-warming-4c-last-50-years
- Tuysuz G., Damon A., Arctic ‘Doomsday Vault’ opens to retrieve vital seeds for Syria, http://edition.cnn.com/2015/10/19/europe/svalbard-global-seed-vault-syria/index.html
- Wilford J. N., In the Norwegian Permafrost, a New Hunt for the Deadly 1918 Flu Virus, http://nytimes.com/1998/08/21/world/in-the-norwegian-permafrost-a-new-hunt-for-the-deadly-1918-flu-virus.html
- Wilton P., Norwegian cemetery may hold clues to Spanish flu, http://cmaj.ca/content/cmaj/158/11/1419.full.pdf
- Zalesiński Ł., Schrony przeciwatomowe. Cień nuklearnej apokalipsy w Polsce, http://podroze.onet.pl/ciekawe/schrony-przeciwatomowe-w-polsce-ciekawostki-historia-zwiedzanie-podziemi-i-bunkrow/hzrgtxn
- http://amu.edu.pl/wiadomosci/aktualnosci/kandydaci/wiecie,-co-to-petuniabukta-i-gdzie-jej-szukac
- http://cdc.gov/flu/pandemic-resources/1918-pandemic-h1n1.html
- http://content.time.com/time/specials/packages/article/0,28804,1852747_1854195_1854117,00.html
- http://content.time.com/time/specials/packages/completelist/0,29569,1852747,00.html
- http://europeforvisitors.com/europe/countries/norway/longyearbyen-photos-11.htm
- http://hornsund.igf.edu.pl/hornsund.old/klimat.html
- http://icepeople.net/2017/01/11/building-the-walls-avalanche-protection-barriers-in-longyearbyen-could-cost-79m-to-180m-kroner-nve-reports/
- http://kbp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=71&Itemid=51&lang=pl
- http://oceanwide-expeditions.com/to-do/experiences/isfjord
- http://oceanwide-expeditions.com/to-do/experiences/spitsbergens-history
- http://polar.amu.edu.pl/
- http://svalbardmuseum.no/en/natur/isbreer/
- http://tampabay.com/archive/1998/08/22/scientists-to-dig-for-frozen-1918-flu-virus/
- http://theguardian.com/world/2015/dec/20/fatal-avalanche-buries-houses-in-norways-arctic-svalbard-archipelago
- http://zpe.gov.pl/a/tundra/D17V71ciB