„To niezwykłe miasto, położne na kilku niewysokich wzgórzach, spadających ostrą krawędzią ku dolinie Wisły […]” – już pierwsze zdanie biuletynu historycznego udostępnionego w lokalnym punkcie informacji turystycznej wzbudziło we mnie spory niepokój. A co jeśli doliczono się siedmiu wzniesień i na kanwie rzeźby terenu, niewiele ponad dwudziestotysięczny Sandomierz ochrzczono mianem polskiego Rzymu? O zgrozo, moje obawy okazały się słuszne. Niedołężnym usprawiedliwieniem tezy lokującej miasteczko na siedmiu wzgórzach, na wzór pierwszej stolicy trzęsącego połową Europy, a także fragmentami Azji i Afryki, Imperium Rzymskiego, jest dopisek: „mały”. Prawdopodobnie w dowód uznania wielopłaszczyznowych rzymsko-sandomierskich dysproporcji, polski odpowiednik określany jest skromniej – „małym Rzymem”. A jak już jakiś koncept pójdzie w turystyczny eter, nie sposób z nim walczyć. Zapraszam więc na spacer po styku Wyżyny Kielecko-Sandomierskiej z Kotliną Sandomierską, gdzie, nad królową polskich rzek, na siedmiu wzgórzach piętrzy się SandomieRzym.
Spis treści:
- Krwawy sos tatarski – sandomierskie początki na wzgórzu Staromiejskim
- Z Królem Pięćdziesięciozłotówką nie ma żartów – o roli Kazimierza Wielkiego w rozwoju Sandomierza
- Biblia na stopach słonia – połączone postacią królowej Jadwigi: diecezjalne muzeum w Domu Długosza oraz wąwozy lessowe
- Raz na rynku, raz pod rynkiem – rynek z renesansowym ratuszem, historia sandomierskich podziemi oraz Podziemna Trasa Turystyczna
- Ojciec Święty kontra ojciec Mateusz – wspomnienie papieskiej wizyty w Sandomierzu doprawione nawiązaniami do serialu „Ojciec Mateusz”
- Krzemieniowy zawrót głowy – Sandomierz Światową Stolicą Krzemienia Pasiastego
- Sandomierskie za i przeciw – podsumowanie i mapa
Krwawy sos tatarski
Dogodne położenie (uprzedzając zapędy zwolenników prorzymskiego stronnictwa, chodzi tu głównie o sąsiedztwo wodnego szlaku handlowego, nie zaś o górzyste ukształtowanie terenu) warunkowało intensywny rozwój nadwiślańskiej osady, jako zyskującego na znaczeniu ośrodka kupieckiego. Około jedenastego wieku, Sandomierz zasłużył nawet – obok Wrocławia i Krakowa – na status „sedes regni principales”. A skoro o sedesie mowa, to wiadomo, że powaga sytuacji jest bliska apogeum. Temu wprowadzonemu w polszczyźnie do ubikacji określeniu łacina nadaje bowiem miano tronu, a nawet siedziby. We wczesnopiastowskiej Polsce, tytuł „głównej siedziby królewskiej” zbliżony był do godności stolicy, z tym jednak zastrzeżeniem, że sedesów bywało w danym momencie dziejów kilka.
Pierwotna sandomierska urbanizacja paradoksalnie nie przebiegała w okolicach powszechnie rozpoznawalnego rynku, lecz bliżej doliny Wisły. Tereny te reprezentuje dziś przede wszystkim ulica Staromiejska, której dystans od miejsca określanego współcześnie mianem sandomierskiego starego miasta nie powinien już w tej sytuacji nikogo zdziwić.
Okres średniowiecznej prosperity mąciły najazdy Tatarów trzykrotnie nękających Sandomierz w trzynastym wieku. Z drugą swą wizytą tatarska zaraza przybyła w grudniu 1259 roku. Swój pobyt upamiętnili krwią zamordowanych wówczas mieszkańców, wśród których znaleźli się wszyscy lokatorzy klasztoru – czterdziestu dziewięciu mnichów. Tatarska skuteczność w dziedzinie dominikańskiej śmiertelności rozpędziła kościelną machinę beatyfikacyjno-kanonizacyjną, która dość sprawnie okrzyknęła duchownych męczenników błogosławionymi.
Krwawe tatarskie żniwa na sandomierskiej ziemi, zgodnie z legendą, miał przechytrzyć dopiero spryt Haliny Krępianki, córki lokalnego kasztelana. Barbarzyńscy najeźdźcy, w czasie ostatniego z najazdów, kupili historyjkę o zbuntowanej niewieście, chcącej odwdzięczyć się mieszkańcom miasta za nieudane dzieciństwo. Zgodnie z podaniami, rozgoryczona kasztelanka zaoferowała tatarskiej hordzie transfer tajnym przejściem wprost do centrum obleganego Sandomierza. W jej zamiarach prawdziwa okazała się jedynie chęć zemsty, adresatami zaś – jak nietrudno się domyślić – nie byli nękani przez najeźdźców mieszkańcy, lecz właśnie odwieczni wrogowie Sandomierza, którzy – podążając za Haliną – dali się zwabić w pułapkę. Na umówiony znak, przejście, którym rzekomo mieli przedostać się do miasta, zostało zasypane. Plan ten miał jednak ewidentny słaby punkt – jego pomysłodawczyni została uwięziona wraz z oprawcami. Niezręczną atmosferę szybko zażegnał jednak gniew tatarskiego wodza, który przebił kobietę oszczepem, wyświadczając jej przy tym sporą przysługę. Sam wraz ze swymi żołnierzami na liście swych życiowych doświadczeń zmuszony był natomiast odnotować długą i bolesną śmierć głodową. Tym właśnie, domagającym się kinowej ekranizacji, sposobem Sandomierz uniknął nieuniknionego – grożącego miastu ostatecznego podboju przez inwazję Tatarów. Prawdziwość tej historii miałyby potwierdzać ujawnione przez osuwisko w jednym z sandomierskich wąwozów kości należące ponoć do niedoszłych triumfatorów uwięzionych w kanale przerzutowym.
Z Królem Pięćdziesięciozłotówką nie ma żartów
Sandomierski rozdział skupiony wokół placu ratuszowego, po którym serialowy ojciec Mateusz ganiał przestępców z powagą godną ziemsko-niebiańskiej kooperacji w zakresie wymiaru sprawiedliwości, rozpoczyna się w roku 1286. Miała wówczas miejsce lokacja miasta przez władającego Ziemią Sandomierską księcia Leszka Czarnego.
Do rozwoju miasta w nowej, nieco bardziej warownej – z uwagi (tym razem ku uciesze prorzymskiego stronnictwa) na terenowe uniesienia – lokalizacji przyczynił się przede wszystkim Kazimierz Wielki. Nie wierzę, by po polskiej ziemi stąpał ktoś, kogo ominęło pielęgnowane od lat szkolnych wychwalanie zasług władcy przy pomocy hasła: „Zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Choć historykom zdarza się podważać ten kazimierzowski dogmat, w zgrabnym królewskim sloganie skrywa się sporo prawdy, a dowody na to znajdują się także na terenie Sandomierza. Pan Piećdziesięciozłotówka odpowiada za wzniesienie między innymi zamku królewskiego oraz murów obronnych z czterema bramami: Opatowską, Krakowską, Lubelską i Zawichojską.
Przed pierwszą i jednocześnie najsłynniejszą z nich Anna Jantar w teledysku jednej ze swych najpopularniejszych piosenek wyśpiewała „Nic nie może przecież wiecznie trwać” i, nomen omen, miała świętą rację. Żadna inna brama z początkowego czteropaku nie dotrwała do współczesności. Nie dziwi więc fakt, że to właśnie brama Opatowska bezsprzecznie dzierży tytuł najsłynniejszej.
Relokacja centrum życia miejskiego ugodziła w i tak już tragicznych bohaterów sandomierskiej historii – dominikanów, którzy w swym jakubowym światku znaleźli się poza nowo powstałym systemem fortyfikacji. Trzynastowieczna lokacja Sandomierza przewidziała jednak przekazanie mnichom pod budowę nowej siedziby terenu wewnątrz murów. Duchowni skorzystali z tej okazji, wznosząc kościół pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny. Wydaje się jednak, że w regułę zakonną na dobre wpisał się już znoszony z hiobową godnością pozamuralny ostracyzm, bowiem po kilku wiekach świątynia utraciła swoje zastosowanie i została rozebrana. W „chrześcijańskiej rodzinie” nic jednak nie ginie – pozyskane w ten sposób materiały budowlane posłużyły do budowy sandomierskiego pałacu biskupiego.
W czasach dwusiedzibia, miejsko-zamiejska komunikacja dominikańska odbywała się za pośrednictwem tak zwanej furty Dominikańskiej. Alternatywna nazwa uświęconego mniszymi stopami przesmyku w murach miejskich – „ucho igielne” – odzwierciedlać ma kształt otworu, delikatnie rozszerzającego się ku górze. Sandomierski przesmyk, zainspirował nie tylko tysiące selfie i dziesiątki sesji ślubnych, ale także Wiesława Myśliwskiego, dla którego stał się przyczynkiem do rozważań o ludzkim losie w powieści zatytułowanej właśnie „Ucho Igielne”.
Otulona ceglastym uściskiem furta Dominikańska to jeden z niewielu dowodów na to, że Sandomierz rzeczywiście okalały kiedyś mury obronne. Taką przeszkodą nie przejęła się szwedzka zaraza z połowy siedemnastego wieku. Losy fortyfikacyjnej opaski podzielił także zamek, z którego wycofujący się w wybuchowym stylu Szwedzi pozostawili zaledwie niedokończone jeszcze wówczas zachodnie skrzydło, odbudowane później jako wolnostojący budynek typu pałacowego. Austriacki pragmatyzm w okresie zaborów ulokował w byłej warowni sąd oraz więzienie. Nowa koncepcja wykorzystania zamkowych przestrzeni okazała się strzałem w użytecznościową dziesiątkę, co pozwoliło jej przetrwać aż do roku 1959. Potem, po mozolnych, trwających kilka dekad pracach rekonstrukcyjnych, zamek udostępniono dla zwiedzających jako siedzibę Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.
Zamkowy ostaniec, niczym gabinet osobliwości, gromadzi eksponaty z najróżniejszych epok i dziedzin działalności człowieka. Jak na klasyczne muzeum miejskie przystało, można tu uczenie powzdychać do archeologicznych znalezisk z okolic bliższych lub dalszych czy – z przytakującą powagą – pochylić się nad wystawą etnograficzną, obrazującą warunki życia odarte ze zdobyczy szeroko rozumianej cywilizacji. Muzealnego patosu przydawało zawieszone pomiędzy salami, oprawione w niepozorną, drewnianą ramkę wyróżnienie w Konkursie na Wydarzenie Muzealne Roku w kategorii „wystawy etnograficzne”. Estetyka tego „świętego” obrazka przypominała jednak mizerne próby szkolnych sekretarek, usiłujących sklecić w Wordzie 2003 przyzwoity dyplom „dla Jasia Malinowskiego za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie wiedzy o patronie”, aniżeli tytuł uzyskany w poważnym ministerialnym plebiscycie.
Motywacja murowania kraju przez Kazimierza Wielkiego nie zawsze przyjmowała kształt chwalebnego rozwoju gospodarczego kraju oraz poprawy jakości życia poddanych. Sandomierska katedra, a pierwotnie kolegiata, wraz z kilkoma innymi kościołami w całej Polsce, miały powstać, w charakterze nałożonego mocą Watykanu wotum pokutnego. Nawet uwzględniwszy królewskie możliwości finansowe, jedna dziesiątka różańca czy koronka do Bożego Miłosierdzia wydają się być nieco mniej wymagające od sakralnej serii budowlanej, ale skala przewinienia, które ją spowodowało, także była nieco większa, aniżeli przeciętny ludzki występek.
Król Pięćdziesięciozłotówka, wracając z jednej z wypraw, zadarł z siłą co najmniej tak wielką, jak jego autorytet – duchowieństwem, które przecież po dziś dzień stanowi bardzo wpływową grupę w polskim społeczeństwie. Nakładając nieuprawniony obowiązek daninowy na część dóbr kościelnych, naraził się lokalnemu biskupowi, któremu już wcześniej było z władcą nie po drodze. Duchownemu się przelało i – w jakże chrześcijańskim akcie zemsty – nałożył na dworskich urzędników ekskomunikę w nadziei, że w ten sposób skłoni króla do wycofania swych podatkowych zamiarów. Ponieważ w średniowieczu nie mieli nawet faksu, wyrok miał obwieścić wikariusz Marcin Baryczka. Zuchwały poseł, w przypływie odwagi (a może jednak brawury), do formalnej wiadomości dodał także kilka słów od siebie na temat królewskiej rozwiązłości. Wtedy także Kazimierzowi się przelało. Powodowany niepohamowaną złością, postanowił wykorzystać w tej wymianie zdań argument siły. W efekcie, Baryczka zakończył swój żywot w wiślanej toni. Choć nie przyczyniły się do tego bezpośrednio kazimierzowskie ręce, to właśnie na mocy królewskiej decyzji wysłannik-nieszczęśnik stał się rzecznym nurkiem na wieki wieków amen.
Choć duże wrażenie na odwiedzających wywiera zdobne, świątynne sklepienie, najczęstszym zajęciem w sandomierskiej katedrze nie jest afirmatywne zadzieranie głowy, lecz raczej strwożone i spazmatyczne przemieszczanie się wzdłuż umieszczonych na ścianach obrazów. W cyklu szesnastu posępnych malowideł zgrupowanych pod zbiorczym, niebędącym z pewnością esencją optymizmu, tytułem „Martyrologium Romanum”, Karol de Pervot pielęgnuje najczarniejsze karty z historii miasta. Swoiste otwarcie mrocznej serii stanowi tetraptyk rozmieszczony na frontowej ścianie, po obu stronach głównego wejścia. Pierwsze z ukazanych wydarzeń to odciśnięta krwawym piętnem na sandomierskiej dywizji dominikańskiego zakonu rzeź tatarska. Sparowane z nią malowidło poświęcone świeckim mieszkańcom miasta przypomina zaś, że dominikanie nie dysponowali monopolem na ginięcie z rąk Tatarów, a Tatarzy nie posiadali bynajmniej sakralnego radaru, lecz zarzynali wszystkich, jak leci.
Następna kartka z sandomierskiego kalendarza przenosi obserwatora do czasów, w których trwałość kazimierzowskich projektów budowlanych została zweryfikowana przez specjalistów przybyłych w tym celu aż z odległej Szwecji. Skandynawskie metody badawcze wykazały liczne uchybienia w zakresie odporności na materiały wybuchowe. W wyniku przeprowadzanych testów, zamek królewski wyleciał w powietrze, a wraz z nim – niczym napędzany silnikami odrzutowymi – rycerz Bobola. Turbodoładowanie okazało się jednak bez wpływu na anatomię jego oraz wierzchowca-odrzutowca. Motyw ten wykorzystał w „Potopie” Henryk Sienkiewicz, wkładając Zagłobie w usta kwestię: „A nas będzie Najświętsza Panna sekundowała, jako pana Bobolę w Sandomierzu, którego prochy na drugą stronę Wisły razem z koniem przerzuciły, a dlatego mu nic. Obejrzał się, gdzie jest, i zaraz na obiad do księdza trafił”.
Krew wypływająca niemal namacalnie z ostatniego ze „wstępnych” obrazów, który wyraźnie odstaje od pozostałych, budziła i wciąż budzi wiele kontrowersji. Miała ona należeć do chrześcijańskich dzieci mordowanych przez sandomierskich Żydów w celu „doprawienia” macy spożywanej podczas Paschy. Zleceniodawca owej brutalnej „widokówki” – ówczesny proboszcz parafii – był zagorzałym antysemitą, a jego postawa nie należała w owym czasie do rzadkości. Barbarzyńska scena doczekała się nawet płóciennej cenzury, która – w efekcie polsko-żydowskiego dialogu – ostatecznie opadła z ramy opasającej mroczny wizerunek opatrzony dziś adnotacją o historycznym odklejeniu ukazanych wydarzeń. Pomimo tego, wciąż nie jest to całkowicie wygasły temat. Na motywach rzekomych żydowskich mordów rytualnych opiera się osadzona w Sandomierzu powieść Zygmunta Miłoszewskiego – „Ziarno Prawdy” oraz jej ekranizacja o tym samym tytule.
Pozostałe dzieła powracają natomiast do starej, dobrej i niekontrowersyjnej tematyki zabijania. Dwanaście obrazów, opatrzonych tabliczkami z nazwami miesięcy, formuje na ścianach bocznych kościoła coś na kształt przewrotnej formy całorocznego, waniwatywnego kalendarza adwentowego. Numerki z poszczególnymi dniami przyporządkowane są nieszczęśnikom w widowiskowy sposób żegnającym się ze światem. Zamiast czekoladopodobnych Mikołajów, bałwanków, gwiazdeczek czy prezencików, o natchnione ciekawością wypatrywanie właściwej daty dba tutaj pełen wachlarz sposobów utraty życia przy udziale czynnika zewnętrznego. Dekapitacja, spalenie żywcem, różnorodne formy rozczłonkowania, zależne wyłącznie od inwencji twórczej defragmentującego – choć jest w czym wybierać, uosobiony w postaci malarza los, autorytatywnie przydzielił już każdemu z istnień przyczynę śmierci przyporządkowaną do – nomen omen – daty urodzin.
Biblia na stopach słonia
Jak tu zgrabnie przejść od listy kazimierzowskich zasług na rzecz Sandomierza, zwieńczonej gorzkawą wisienką w postaci jednej z bardziej kompleksowych egzemplifikacji motywu vanitas w malarstwie, do historii, której bohaterką jest wrażliwa, subtelna, uwielbiana przez podwładnych i przede wszystkim – święta król(owa) Jadwiga? Obawiam się, że to niemożliwe. No trudno…
Była zima, gdy władczyni przeprawiała się wypełnionym śniegiem wąwozem lessowym w kierunku Krakowa. Jak się okazuje, biała pora roku już wtedy zaskakiwała ówczesnych drogowców. Dwupłozowa dworska kolumna utknęła w śniegu. Szybciej niż pomoc drogowa, na miejsce zdarzenia dotarli okoliczni mieszkańcy, którzy wyswobodzili królewskie sanie. W dowód wdzięczności za zastąpienie holownika, królowa podarowała wiernym poddanym rękawiczki, które dziś można obejrzeć w Domu Długosza.
Choć to tylko legenda, wąwóz, w którym ugrzązł dworski zaprzęg, faktycznie nosi imię królowej Jadwigi, a w domu ufundowanym przez Jana Długosza na rzecz wikariuszy sandomierskiej katedry, naprawdę zobaczyć można pewne białe rękawiczki…
Rękawiczkowa autentyczność to nie jedyna kwestia, nad jaką można się pochylić w muzeum diecezjalnym zaaranżowanym w Domu Długosza, stanowiącym przy tym jeden z najlepiej zachowanych gotyckich budynków mieszkalnych w Sandomierzu.
Pomimo kościelnej przynależności, eksponaty o sakralnym zabarwieniu to jedynie skromny rozdział w tutejszych zbiorach.
W całej tej rękawiczkowej aferze, umknąć mogło uwadze samo miejsce zdarzenia z udziałem królowej Jadwigi – konsekwentnie wypłukiwany przez szukające Wisły wodne strugi, głęboki nawet na dziesięć metrów wąwóz lessowy. Nie jest on bynajmniej jedynym (choć z pewnością najsłynniejszym) tego typu geologicznym tworem w Sandomierzu – mieszkańcy korzystają z lessowych przesmyków, jak ze zwykłych chodników, a nawet ulic.
Raz na rynku, raz pod rynkiem
Czasy jaśnienia sandomierskiej szczęśliwej gwiazdy nad terytorium Rzeczypospolitej przypadają na okres od czternastego do szesnastego wieku. Symbolem złotej ery w Sandomierzu jest renesansowy ratusz – istna perła w układzie urbanistycznym miasta. Choć jego pierwotna odsłona powstała jeszcze w czternastym stuleciu, to przede wszystkim późniejsze rozbudowy, w tym ukoronowanie szesnastowieczną attyką, nadały mu tak doceniany współcześnie wygląd.
Serce dzisiejszego Sandomierza, a przynajmniej jego turystyczna komora, bije właśnie tutaj – wokół rynku i wzdłuż odchodzących od niego uliczek. Wprost roi się tu od punków gastronomiczno-pamiątkarskich, którym – z okazji częstych jarmarków – zdarza się występować z urokliwych kamienic wprost na plac ratuszowy.
Równie oczywistym, jak umilający niedzielne popołudnie akordeonista, bywalcem sandomierskiego rynku są… rycerze. Warto mieć oczy dookoła głowy, bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy przypadkowy przechodzień okaże się nosić zbroję i przyłbicę.
Zbrojną obstawę sandomierskich ulic zapewnia rozpostarta w 1994 roku Chorągiew Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej. Swój rycerski „składzik” bractwo urządziło w przyrynkowej Kamienicy Oleśnickich, która – za drobną opłatą – przerodzi się w historyczną przymierzalnię.
Spacery po rynku mogą okazać się jednak zaskakująco niebezpieczne i to pomimo rycerskiej warty. Znana jest w Sandomierzu historia pewnego nauczyciela, który w 1963 roku wybrał się do kiosku z jakże pospolitym w czasach przedinternetowych zamiarem kupna gazety. Gdy sprzedawczyni, wygrzebawszy pismo, chciała je podać klientowi, przed okienkiem nikogo już nie było. Być może skłonna byłaby wówczas pomyśleć, że oto padła ofiarą głupiego żartu, jednak – nawet jeśli zdarzenie faktycznie miałoby być żartem, to nie znalazła się ona w gronie jego adresatów. Przypadło ono – i to na wyłączność – niedoszłemu posiadaczowi gazety, który – w momencie, gdy kioskarka sięgała po wskazaną pozycję – zapadł się kilka metrów pod ziemię.
Znikający pedagog przypomniał miastu o roli, jaką niegdyś pełniły w nim liczne schrony i piwnice, zapomniane w momencie dziejów, w którym Sandomierz utracił na znaczeniu. Przywracanie pozycji puszczonej przez Szwedów z dymem okazało się bezskuteczne. Nadzieje na nowy początek, jako stolicy jednego z województw wchodzących w skład Centralnego Okręgu Przemysłowego, przekreśliła zaś druga wojna światowa.
Przez cały ten czas o podziemiach Sandomierza pamiętały za to siły natury, które konsekwentnie osłabiały sklepienia, stanowiące przecież – z perspektywy przechodnia – poziom ulicy. Nasilająca się w drugiej połowie dwudziestego wieku seria zapadnięć domagała się natychmiastowej reakcji, grożąc przekształceniem potencjalnie najpiękniejszego rynku w Polsce w – z całą już pewnością, z uwagi na inaugurację tejże kategorii – najpiękniejszy podziemny rynek w Polsce.
Górniczy know-how zaimportowano aż z krakowskiej Akadami Górniczo-Hutniczej, zaś siły wykonawcze – z Bytomia. Ratowanie Sandomierza przed znalezieniem się na poziomie ‑1 i niższych przybrało niestety w przeważającej mierze formę bezpowrotnego zasypania historycznych podziemi. Tylko niewielki ich fragment udało się zachować. Udostępniona do zwiedzania trasa powstała w wyniku połączenia piwnic znajdujących się pod trzema ulicami i ośmioma kamienicami usytuowanymi wokół rynku. Odzyskana dla współczesności ścieżka licząca 470 metrów długości to więc zaledwie ułamek dawnego podziemnego Sandomierza, który miał sięgać sąsiednich wiosek, a nawet znajdującego się po drugiej stronie Wisły, zamku w Baranowie Sandomierskim. Liczący 25 kilometrów odcinek to jednak spora przesada, szczególnie biorąc pod uwagę średniowieczne możliwości budowlane, a także mozolne tempo, w jakim – przy pomocy współczesnych zdobyczy techniki – drążone są tunele jedynego w Polsce warszawskiego metra.
Podziemna Trasa Turystyczna to najpopularniejsza biletowana atrakcja Sandomierza. Jak deklarują przewodnicy, rokrocznie odwiedza ją ponad dwieście tysięcy turystów. Ten wynik to spory wyczyn, szczególnie uwzględniwszy to, jak ciasne i kręte są tutejsze korytarze.
Ojciec Święty kontra ojciec Mateusz
Pierwszy – wybrany przez Boga, drugi – przez reżysera. Na cześć pierwszego wyremontowano i przyozdobiono sandomierskie ulice, domy i kamienice, na cześć drugiego powstało muzeum i niekończące się serie pamiątek. Obaj „ojcowie” na stałe wpisali się we współczesny wizerunek miasta. Jednak, czy ojców sandomierskiej rozpoznawalności może być dwóch? Absolutnie nie! A zatem: Ladies and Gentleman, Najmilsi Czytelnicy, przed Wami inauguracja nieznanej dotąd dyscypliny – sutannowej konfrontacji, w której Ojciec Święty Jan Paweł II zmierzy się z Arturem Żmijewskim, serialowym ojcem Mateuszem.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że Jan Paweł II był w Sandomierzu znacznie wcześniej – wizyta Karola Wojtyły odbyła się podczas jego ósmej pielgrzymki do Polski – w 1999 roku. Zainspirowany włoską serią „Don Matteo” serial „Ojciec Mateusz” zadebiutował zaś na antenie TVP1 dopiero pod koniec 2008 roku.
Podążając dalej obraną ścieżką porównawczą, natrafiamy na kwestię popularności duchownego powołanego głosem z góry oraz tego powołanego głosami castingowego jury, która jest trudna do ocenienia przede wszystkim z uwagi na niespójności pomiarowe w zestawieniu pojedynczej pielgrzymki oraz liczącego już dwadzieścia siedem sezonów telewizyjnego tasiemca. Nie jest to jednak rozprawa naukowa, więc przemilczmy zasadność przyjętej metody badawczej.
Szacuje się, że papieskie odwiedziny, pomimo ponadtrzydziestostopniowego, czerwcowego upału, zgromadziły na nadwiślańskich błoniach nawet pół miliona pielgrzymów. Wśród nich byli między innymi wierni z Ukrainy, Białorusi czy Słowacji, a także prawie dwudziestotysięczne przedstawicielstwo polskiego wojska. Przeglądając dokumentację fotograficzną z tego wydarzenia, trudno też pominąć około czterystuosobową grupę średniowiecznych rekonstrukcjonistów, którzy w pełnym słońcu i pełnym uzbrojeniu udowadniali papieżowi Polakowi, że Sandomierz to iście królewskie miasto. Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że ich wzbrojowe wypociny byłyby zdolne podnieść poziom niedalekiej stąd Wisły do tego stopnia, by zalać całą celebracyjną polanę.
Popularność obecnego w polskich domach od kilkunastu już lat, odzianego w sutannę Artura Żmijewskiego podlega natomiast ostatnimi czasy znacznym wahaniom. Nowe odcinki perypetii sandomierskiego księdza-detektywa wciąż są jednak w stanie zgromadzić przed telewizorami nawet dwa miliony widzów. Ponieważ serialowe zasięgi odnotowywane są w okresie emisji w cotygodniowych dawkach, deklasacja w tej kategorii mogłaby wydawać się przesądzona. Paradoksalnie jednak odległe o ponad dwie dekady wspomnienie papieskiej pielgrzymki wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem. W mszy świętej odprawionej w 2019 roku z okazji dwudziestolecia stąpania papieża Polaka po sandomierskiej ziemi wzięło udział około pięciu i pół tysiąca osób.
Kolejny aspekt porównawczy poświęcony został uwarunkowaniom lokalizacyjnym. I tu duży minus należy się ojcu Mateuszowi, który w Sandomierzu bywa z rzadka, tylko podczas kręcenia niektórych scen plenerowych, w tym słynnych przejazdów po rynku. Sandomierskość charakterystycznego drewnianego kościółka czy ozdobionej ukwieconą werandą plebanii to zaś (niegroźne?) telewizyjne kłamstewka.
Kwestię upamiętnienia obu postaci wypadałoby zaś, moim zdaniem, rozstrzygnąć remisem.
Czyżby ten pojedynek miał więc pozostać nierozstrzygnięty?
Krzemieniowy zawrót głowy
Gdzie dwóch się „bije”, tam trzeci korzysta. A takiego beneficjenta sutannowego starcia nikt się chyba nie spodziewał. Podczas gdy Jana Pawła II i księdza Mateusza pochłonęło zabieganie o sandomierską przychylność, cały na biało (i szaro) wkracza on – krzemień pasiasty, który nie dość, że na tej potyczce wyszedł zwycięsko, to jeszcze optymistycznie.
Jak Polska długa i szeroka, bursztyn dzierży miano dobra narodowego i eksportowego, a nawet polskiego złota. Znacznie mniej zwolenników ma bursztynowy konkurent – krzemień pasiasty – który do niedawna znany był w zasadzie tylko w świętokrzyskich stronach, a więc w miejscu jego unikatowego w skali kraju i świata występowania. Choć pierwotne wykorzystanie kruszcu sięga późnego neolitu i trwało dobre dwa tysiące lat, przez następujący potem dwutysiącletni okres pozostawał on zapomniany aż do swoistego zmartwychwstania, na które musiał czekać aż do 1972 roku. Nowe życie tchnął weń wówczas Cezary Łutowicz – lokalny artysta, który za pospolite określenie „jubiler” mógłby się poważnie obrazić. Ojciec krzemienia pasiastego, z godnymi podziwu zapałem i wytrwałością, wprowadzał stopniowo swoje jubilerskie dziecko na salony, hołubiąc przy tym jego lokalny charakter.
Narodziny relacji artysta-kamień do łatwych nie należały. Najlepiej wie o tym sam Łutowicz, który niechaj zabierze głos w tej sprawie. „Początki mojego zainteresowania krzemieniem pasiastym, to lata bardzo trudne. Byliśmy krajem cywilizacyjnie zacofanym […] Pierwsze krzemienie pasiaste łupałem – jak przed wiekami, odłupki szlifowałem na tarczach szlifierskich. Najlepsze były tarcze używane przez tokarzy do ostrzenia noży tokarskich […] Proszki do polerowania, powstawały po spaleniu i pławieniu w wodzie papierów ściernych pochodzących z ówczesnego NRD. Potem pojawiały się piły diamentowe oraz tarcze, przemycane z ZSRR” – to zaledwie szczątkowy fragment wywiadu, w którym krzemieniowy wizjoner opowiada z dumą o swych osiągnięciach.
Od momentu wykonania pierwszej biżuterii z krzemienia pasiastego, minęło już pół wieku. Przez ten czas wiele się wydarzyło – przede wszystkim z inicjatywy samego Łutowicza – aby wypromować dobro drzemiące w sandomierskiej ziemi. W roku 2000 zainaugurowano warsztaty złotnicze odbywające się pod hasłem: „Krzemień pasiasty – kamień optymizmu”. Oprócz właściwości estetycznych, przypisuje się mu bowiem właściwości zbliżone do leków antydepresyjnych z tym zastrzeżeniem, że jego skuteczność miałaby być zauważalna dzięki samemu obcowaniu z pominięciem doustnej aplikacji. Optymistyczny orędownik przyznał wręcz, że swoje pozytywne nastawienie zawdzięcza właśnie towarzystwu krzemienia pasiastego, które pielęgnuje jak dotąd najdłużej z żyjących. Idę jednak o zakład, że przynajmniej część tego entuzjazmu pochodzi z obserwacji stanu konta wprost proporcjonalnego do popularności pasiastego antydepresantu.
Zeswatanie krzemienia pasiastego z optymizmem nie zaspokoiło jednak w pełni ambicji artysty. Rok 2007 upłynął Sandomierzowi pod hasłem „Światowej Stolicy Krzemienia Pasiastego”, którą został okrzyknięty podczas sesji naukowej odbywającej się pod hasłem: „35 lat krzemienia pasiastego w biżuterii”. Cztery lata później zorganizowano pierwszy Festiwal Krzemienia Pasiastego. W międzyczasie miejsca obok sandomierskich restauracji, kawiarni i sklepów z pamiątkami, poczęły stopniowo zajmować pracownie artystyczne specjalizujące się w obróbce krzemienia pasiastego, a wśród nich ta najsłynniejsza, firmowana przez pomysłodawcę krzemieniomanii własnym nazwiskiem.
Krzemień pasiasty doczekał się również gabloty wystawienniczej w sandomierskich podziemiach oraz sal ekspozycyjnych w miejskim ratuszu oraz na zamku.
Biorąc pod uwagę rangę, do jakiej współcześnie urastają wytwory z krzemienia pasiastego, nikogo nie zdziwi chyba, że zdobią one insygnium sandomierskiej władzy – łańcuch ceremonialny burmistrza miasta. Ba, zasięgi świętokrzyskiego świecidełka wykraczają daleko poza wojewódzkie granice. Stało się ono oczkiem w głowie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, a nawet oficjalnym upominkiem dyplomacji znad Wisły. Owoc sandomierskiej ziemi znalazł swoje miejsce także w szkatułce królowej Belgów, Matyldy, oraz w zbiorach watykańskich.
Wielowiekowe fizys Sandomierza zdaje się odmładzać i przydawać sobie urody pasiastymi klejnotami. Bez względu na osobiste stosunki z krzemieniem, nie sposób odmówić mu roli topowego dobra eksportowego oraz lokalnego produktu turystycznego w całej definicyjnej okazałości.
Sandomierskie za i przeciw
Przeciągły, kręty i bardzo drobiazgowy spacer po Sandomierzu dobiega końca na wzgórzu Salve Regina. To jeden z najbardziej tajemniczych zakątków w całym mieście, uwielbiany przez zakochanych, grafficiarzy, a także – wnioskując z pozostawionego w zaroślach asortymentu śmieciowego – amatorów „libacji na skwerku”.
Ani jedni, ani drudzy, ani tym bardziej trzeci nie zdają sobie pewnie sprawy z tego, że podeszwy ich butów dotykały efektu ciężkiej pracy wiernego dominikańskiego byka. Wyrwawszy się z przyklasztornej stajni, chciał pomścić zamordowanych przez Tatarów mnichów. Nie mogąc ich dogonić, tak silnie wierzgał kopytami, że aż usypał całkiem pokaźny, jak na metodę powstania, jedenastometrowy kopiec. Parzystokopytny twórca, w dowód skromności, zamiast zaznaczyć podpisem swoje autorstwo, wyrył w wieńczącym wzgórze kurhanie napis „Salve Regina”, czyli „Witaj Królowo”.
Następna z legend związanych z pochodzącym najprawdopodobniej z siódmego wieku kopcem grobowym, jest jeszcze bardziej absurdalna. Zamiast dawać wiarę teorii, w myśl której Henryk Sandomierski wraz z ukochaną Judytą – wyklętą przez sandomierzan Żydówką, cieszy się wieczną młodością w przysypanym kopiaście ziemią pałacu znajdującym się pod stopami wdrapujących się na wzgórze, spójrzmy na rozciągające się z niego widoki.
Te atrakcyjne okoliczności sprzyjają kilku słowom podsumowania. Jak pisał Miłoszewski w „Ziarnie prawdy”, Sandomierz to miasto, „w którym jest więcej kościołów niż barów”. Faktycznie, termin „życie nocne” jest dość obcy w tych stronach, co jednak traktowałbym przede wszystkim jako atut. Wokółrynkowa zabudowa kusi raczej spokojnym adorowaniem spójnego charakteru na wzór nie tak dalekiego stąd Kazimierza Dolnego. Ba, nawet spory „‑mierzowski” człon w nazwach obu miast się zgadza.
Szczególnie dla przybyszów z większych aglomeracji, czas zdaje się tu płynąć jakby wolniej. To bardzo dobrze – Sandomierz jest pełen zabytków, które warto odwiedzić lub choćby obdarzyć spojrzeniem z zewnątrz. Nie będzie nawet zbytnią herezją stwierdzenie, że całe miasto jest jednym wielkim zabytkiem. Jako „historyczny zespół architektoniczno-krajobrazowy” został wpisany na listę Pomników Historii, co podkreślane jest tu z dumą na każdym kroku.
A jeśli komuś nie w smak karmienie się historią, miano Pomnika Historii Sandomierz zgrabnie przekształci w Pomnik Urokliwego Odpoczynku I Spacerów Po Rynku.
[Google_Maps_WD id=53 map=50]
Źródła:
- Andrzejczak M.,„Polski Jubiler” – nigdy nie rezygnuj z celu – rozmowa z Cezarym Łutowiczem, http://sandomierz.eu/1518/208/polski-jubiler-nigdy-nie-rezygnuj-z-celu-rozmowa-z-cezarym-lutowiczem.html
- Janusz A., Uratowali najstarszy dzwon w Polsce. Zwany też dzwonem „jedności i zgody”. Po latach znów zabrzmi, http://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,26202411,znow-zabrzmi-najstarszy-dzwon-w-polsce-zwany-tez-dzwonem-jednosci.html
- Kamiński M., Kamień wystepujący w jednym miejscu na ziemi-świętokrzyski krzemień!, http://jubilerzy.info.pl/a/280/Kamien-wystepujacy-w-jednym-miejscu-na-ziemi-swietokrzyski-krzemien
- Karnacewicz S., Pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski, http://dzieje.pl/aktualnosci/pielgrzymki-jana-pawla-ii-do-polski
- Kawecka L., Skąd wzięły się obrazy, które rzekomo przedstawiają żydowskie mordy rytualne?, http://podroze.onet.pl/ciekawe/obraz-rzekomego-zydowskiego-mordu-rytualnego-w-sandomierskiej-katedrze/zqf606r
- Kowalczyk J. R., Zygmunt Miłoszewski i jego „Ziarno prawdy”, http://culture.pl/pl/dzielo/zygmunt-miloszewski-i-jego-ziarno-prawdy
- Kurdupski M., „Ojciec Mateusz 27” zyskał 220 tys. widzów, http://wirtualnemedia.pl/artykul/serial-ojciec-mateusz-odcinki-2022-rok-gdzie-ogladac
- Lis T., Powrócił w nowym blasku, http://diecezjasandomierska.pl/powrocil-w-nowym-blasku/
- Lis T., Powrócił w nowym blasku, http://sandomierz.eparafia.pl/parafia/aktualnosci/Powrocil-w-nowym-blasku_110
- Łutowicz C., Łańcuch ceremonialny burmistrza….i jak to z nim było. Łańcuch ceremonialny burmistrza Sandomierza, http://sandomierz.eu/1536/208/lancuch-ceremonialny-burmistrzai-jak-to-z-nim-bylo.html
- Markiton A., Sandomierz – Ucho Igielne, http://pik.kielce.pl/atrakcje-turystyczne/budowle-uzytecznosci-publicznej/1601-sandomierz-ucho-igielne.html
- Olendzka D., Krzemień pasiasty – „Kamień optymizmu” nazywany jest też polskim kamieniem szlachetnym. Dlaczego?, http://magazynswiat.pl/31368/krzemien-pasiasty.html
- Pyśkiewicz W., Bursztyn – prawdziwe polskie złoto. Co na jego temat powiedział nam ekspert?, http://dziendobry.tvn.pl/styl-zycia/bursztyn-polskie-zloto-gdzie-mozna-go-spotkac-da315306-5323185
- Richmond S. i in., Poland, Lonely Planet, Dublin 2020
- Siatrak D., Sandomierz: 25 lat partnerstwa z niemieckim Emendingen, http://leliwa.pl/sandomierz__25_lat_partnerstwa_z_niemieckim_emendingen/
- Sławiński P., Historia, http://bramaopatowska.eu/historia
- Smuniewska J., Historia zamku sandomierskiego, http://zamek-sandomierz.pl/muzeum/zamek-sandomierski
- Sosnowski J., „Z Kazimierzem Wielkim żartów nie było”, http://e-wpis.pl/pl/z-kazimierzem-wielkim-zartow-nie-bylo
- Sypniewska M., Za grzechy czy dla chwały? Kościoły Kazimierza Wielkiego, http://histmag.org/Fundacje-Kazimierza-Wielkiego-jako-forma-zalu-za-grzechy-wladcy-13992
- Szlęzak G., Coraz więcej rycerstwa na sandomierskiej starówce, http://radiokielce.pl/427005/coraz-wiecej-rycerstwa-na-sandomierskiej-starowce-107273/
- Szlęzak G., Sandomierz wspomina spotkanie z papieżem, http://radiokielce.pl/423738/sandomierz-wspomina-spotkanie-z-papiezem-108100/
- Szlęzak G., W Sandomierzu wspominają pielgrzymkę świętego Jana Pawła II, http://radiokielce.pl/523249/post-87062/
- Tajs K., Czołg zaatakował rondo z krzemieniem pasiastym w Sandomierzu – część internautów krytycznie o instalacji. Zobaczcie film, http://sandomierz.naszemiasto.pl/czolg-zaatakowal-rondo-z-krzemieniem-pasiastym-w/ar/c1-8528437
- Tajs K., Jan Paweł II w Sandomierzu. To było dokładnie 20 lat temu, zobacz jak wyglądała pielgrzymka, http://echodnia.eu/swietokrzyskie/jan-pawel-ii-w-sandomierzu-to-bylo-dokladnie-20-lat-temu-zobacz-jak-wygladala-pielgrzymka-zdjecia/ar/c1-14191635
- Tajs K., Na rondzie w Sandomierzu stoi już instalacja imitująca krzemień pasiasty. Podoba się?, http://sandomierz.naszemiasto.pl/na-rondzie-w-sandomierzu-stoi-juz-instalacja-imitujaca/ar/c1-8437861
- Wódz B. E., Lapidarium, http://zamek-sandomierz.pl/lapidarium
- http://akademiacrh.pl/sw-jadwiga-krolowa-polski/
- http://bip.um.sandomierz.pl/24/115/polozenie.html
- http://bip.um.sandomierz.pl/25/miasto-w-liczbach.html
- http://domdlugosza.sandomierz.org/dom-d%C5%82ugosza—-ekspozycja-sta%C5%82a
- http://facebook.com/rycerstwo.sandomierz/
- http://filmpolski.pl/fp/index.php?film=1222272
- http://galeriayes.pl/artysta/cezary-lutowicz/
- http://info.dominikanie.pl/2020/08/ponownie-zabrzmial-najstarszy-dzwon-w-polsce/
- http://jedynka.polskieradio.pl/artykul/1895293
- http://kielce.tvp.pl/32949661/rok-wisly-posag-flisaka-w-sandomierzu
- http://lo1.sandomierz.pl/historia
- http://mosir.sandomierz.pl/mosir/nasze-obiekty/sandomierski-park-piszczele
- http://nck.pl/en/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/CZEKAN
- http://odtur.pl/atrakcje/sandomierz-dab-papieski-w-sandomierzu-37490.html
- http://odtur.pl/atrakcje/sandomierz-stary-port-przystan-wodna-w-sandomierzu-53238.html
- http://ojciecmateusz.vod.tvp.pl/184918/o-serialu
- http://oskarkolberg.pl/pl-PL/Page/227
- http://polska.travel/pl/podziemne-trasy-turystyczne/podziemna-trasa-turystyczna-w-sandomierzu
- http://polskazdrona.eholiday.pl/rynek-w-sandomierzu-209.html
- http://powiat.sandomierz.pl/sandomierski-park-piszczele.html
- http://powiat.sandomierz.pl/wawoz-krolowej-jadwigi.html
- http://powiat.sandomierz.pl/wzgorze-salve-regina.html
- http://proanima.pl/wydarzenia/dni-sandomierza-2022-festiwal-krzemienia-pasiastego-sandomierz/
- http://przewodnicy.sandomierz.pl/gory-pieprzowe-w-sandomierzu
- http://przewodnicy.sandomierz.pl/zabytki-sandomierza/132-ratusz-w-sandomierzu
- http://sandomierskiepodziemia.eu/historia
- http://sandomierz.dominikanie.pl/klasztor/historia-braci/
- http://sandomierz.eparafia.pl/bazylika-katedralna/historia-katedry/
- http://sandomierz.eu/1532/208/sandomierz-swiatowa-stolica-krzemienia-pasiastego.html
- http://sandomierz.eu/270/208/bazylika-katedralna.html
- http://sandomierz.eu/314/collegium-gostomianum.html
- http://sandomierz.eu/316/muzeum-diecezjalne-dom-dlugosza.html
- http://sandomierz.eu/319/208/ratusz.html
- http://sandomierz.eu/322/208/muzeum-zamkowe-w-sandomierzu.html
- http://sandomierz.eu/324/podziemna-trasa-turystyczna.html
- http://sandomierz.eu/331/swiat-ojca-mateusza.html
- http://sandomierz.eu/336/kamienica-olesnickich-zbrojownia-rycerska.html
- http://sandomierz.eu/389/208/gory-pieprzowe.html
- http://sandomierz.eu/390/208/bulwar-im-marszalka-pilsudskiego.html
- http://sandomierz.eu/416/park-piszczele.html
- http://sandomierz.eu/418/wzgorze-salve-regina.html
- http://sandomierz.eu/425/legenda-o-halinie-krepiance-i-tatarach.html
- http://sandomierz.eu/427/flisak.html
- http://sandomierz.eu/431/212/kozie-schodki.html
- http://sandomierz.eu/865/sandomierz-pomnikiem-historii.html
- http://sandomierz.naszemiasto.pl/czolg-zaatakowal-rondo-z-krzemieniem-pasiastym-w/ga/c1-8528437/zd/66635379
- http://sandomierz.naszemiasto.pl/swiety-jan-pawel-ii-w-czasie-pielgrzymki-w-sandomierzu-12/ar/c1-7711813
- http://sandomierz.travel/informator_turystyczny/natura/piszczele
- http://sandomierz.travel/informator_turystyczny/rozrywka/park_piszczele
- http://swietokrzyskie.travel/informator_turystyczny/natura/gory_pieprzowe
- http://swietokrzyskie.travel/informator_turystyczny/zabytki/katedra_nmp_w_sandomierzu
- http://swietokrzyskie.travel/informator_turystyczny/zabytki/swiat_ojca_mateusza_wystawa
- http://sztetl.org.pl/pl/miejscowosci/s/697-sandomierz/96-historia-miejscowosci/69151-historia-miejscowosci
- http://teleshow.wp.pl/coraz-wiecej-ludzi-oglada-ojca-mateusza-a-niedawno-ogladalnosc-leciala-na-leb-na-szyje-6750641067076544a
- http://turystyka.sandomierz.pl/atrakcje-sandomierza/ucho-igielne-czyli-furta-dominikanska
- http://tusandomierz.pl/atrakcje/stary-port-przystan-w-sandomierzu,618
- http://wikiwand.com/pl/Mord_rytualny_(obraz)
- http://winnicaswjakuba.pl/winnica/
- http://zamek-sandomierz.pl/home/archiwum-artykulow/205-rocznica-wysadzenie-zamku-przez-szwedow
- http://zamek-sandomierz.pl/wystawy/wystawy-stale