O Bieszczadach powiedzieć można wiele, lecz raczej żadne z typowych skojarzeń z ucieczką na południowo-wschodni kraniec Polski nie dotyczy alpinistycznych zapędów wspinaczkowych. Paradoksalnie jednak, najwyższy szczyt polskich Bieszczadów – Tarnica – daje możliwość połaskotania chmur z wysokości 1 346 metrów n.p.m., co jest jak najbardziej chlubnym wynikiem w Koronie Gór Polski. Wisienka na torcie Bieszczadu uniża się tylko przed czterema spośród dwudziestu ośmiu najwyższych szczytów polskich pasm górskich. Wyniesiona względnie na niemal pół kilometra, obarczona – jak to w górach bywa – metalowym krzyżem, tarnicka platforma widokowa stanowi jeden z najatrakcyjniejszych punktów obserwacyjnych w Bieszczadach i – z tego powodu – niezwykle popularny cel pieszych wędrówek.
O skali zjawiska, jakim jest sezonowy szturm na Tarnicę, przekonałem się w kolejce samochodów oczekujących na wjazd na parking w Wołosatem stanowiącym czołową bazę wypadową na najwyższy bieszczadzki szczyt. To minimalnych rozmiarów wieś, całkowicie podporządkowana dziś funkcji turystycznej. Nieliczne przydrożne chałupy przeważnie oferują miejsca noclegowe, a pokaźne parkingi powstały oczywiście z myślą o turystach, podobnie zresztą, jak Terenowa Stacja Edukacji Ekologicznej Bieszczadzkiego Parku Narodowego. I to już w zasadzie wszystkie budowlane elementy składowe Wołosatego poza jednym, niezwykle oryginalnym obiektem – Zachowawczą Hodowlą Konia Huculskiego, która wraz ze stanicą w Tarnawie Niżnej, stanowi ostoję tej ginącej rasy w naturalnym środowisku jej występowania. Hodowla koni huculskich w Bieszczadzkim Parku Narodowym rozpoczęła się w 1993 roku wraz z „zaimportowaniem” pięciu przedstawicieli tego gatunku z małopolskiego Gładyszowa. Dziś stado liczy ponad osiemdziesięciu członków, na których grzbietach przemierzać można bieszczadzkie szlaki konne o długości stanowiącej kilometrową równowartość liczebności tutejszych hucułów.
Choć to właśnie w okolicach Wołosatego wytyczono czołowe bieszczadzkie szlaki konne, okrzyk „na koń” nie będzie towarzyszył zawołaniu „na Tarnicę”. Dach Bieszczadu zdobyć można wyłącznie pieszo. Na początkowym, niemal płaskim odcinku szlaku prezentuje się powód, dla którego dzień w dzień drogę dojazdową do Wołosatego zapełnia nadspodziewanie długa samochodowa kolejka, wystawiająca na próbę zdolności pracowników Bieszczadzkiego Parku Narodowego do efektywnego gospodarowania przestrzenią parkingową. Z oddali Tarnica wydaje się dość niepozornym pagórkiem, jednak wkrótce szlak prowadzący do przełęczy pod jej szczytem zaordynuje obowiązkową rozgrzewkę mięśni nóg i… języka. Niebieska linia relacji Wołosate-Tarnica to bowiem jedno z najpopularniejszych bieszczadzkich połączeń komunikacyjnych, dlatego tradycyjne górskie „dzieńdobrowanie” i „cześciowanie” jest tu na porządku dziennym.
Czy w przypadku zwartych grup turystów, wystarczy jedno „cześć”, czy wypadałoby „cześciować” każdego jej członka z osobna? Komu należy się bardziej oficjalne, acz wciąż sympatyczne „dzień dobry”? Uwagę od rozmyślań nad niepisanymi zasadami górskiego savoir-vivre’u odciągał tradycyjny pokaz mody wędrownej. Na piaszczysto-kamienistym wybiegu zaprezentowały się rozerwalnie z piętami właścicieli związane klapki czy koturny wysokością swą ewidentnie domagające się statusu szczudeł. Także pozaobuwnicze elementy niektórych kreacji, po zdobyciu najwyższego szczytu Bieszczadów, zasługiwałyby na zdobycie uznania międzynarodowych magazynów modowych. Katalog „GlobtrotELLE: Edycja Tarnica”, gdyby tylko istniał, z pewnością oddelegowałby na swą okładkę fosforyzujące minispódniczki zapewniające niezrównany komfort podczas wspinaczki oraz idealnie dopasowujące się do ciała w ruchu wiązane body.
Początkowy fragment wspinaczki na szczęście dostarczał także odczuć dalece bardziej pozytywnych aniżeli obcowanie z górską nowomodą. Waleczną konfrontację z Tarnicą podjęło bowiem wiele osób zmagających się z wyraźnie dostrzegalnymi kłopotami w poruszaniu. Owa obserwacyjna mieszanka doświadczeń nasuwa mi na myśl nieco zgryźliwą refleksję: jedni nie ułatwili sobie wspinaczki, świadomie podejmując niezbyt trafne decyzje dotyczące ubioru, podczas gdy inni owej wymagającej wędrówki ułatwić sobie nie byli w stanie…
Trasa wędrówki w formule „tam i z powrotem” byłaby dosyć nudna – pętle to jest to, co górskie tygryski lubią najbardziej. Po dość szybkim kulminacyjnym punkcie przewyższeniowym, przyszła więc pora na ponad czterogodzinne wysokościowe wzloty i upadki na wyjątkowo okrężnym czerwonym szlaku powrotnym do Wołosatego. Najpierw uniżenie ku Przełęczy Goprowskiej – jej nazwa, niegdyś umowna, nawiązuje do funkcjonującego tu przed laty sezonowego posterunku GOPR-u, który – o ironio – zakończył swój byt rok po tym, jak zwyczajowemu imieniu udzielono oficjalnego błogosławieństwa. Potem, trawersując zboczem Krzemienia, ku Haliczowi – wicewicenajwyższemu bieszczadzkiemu wzniesieniu w polskich granicach. Z wysokości 1 333 metrów n.p.m. widok jest równie atrakcyjny, jak z Tarnicy, tym bardziej, że halicka panorama uwzględnia także, a może raczej przede wszystkim, Jej Wysokość. Ostatnim wysokościowym akordem jest Rozsypaniec, który rozsypuje się skaliście 1 280 metrów n.p.m.
Symboliczny punkt kontrolny po tarnicko-halicko-rozsypańcowej sinusoidzie stanowi Przełęcz Bukowska położona na wysokości 1 107 metrów n.p.m. W tym miejscu zmienna jak dotąd deniwelacja zdaje się wychodzić na prostą, lub raczej równię pochyłą systematycznie opadającą aż do wołosackiego parkingu. Ten etap trasy powinien zadowolić wszystkich tych, którym nie jest w smak surowość bieszczadzkich szlaków. Na wędrowców czeka tu bowiem prawdziwe eldorado w dziedzinie zagospodarowania turystycznego. Zmęczonych usadzi i przed wiatrem oraz deszczem ochroni wiata wypoczynkowa, a tęskniącym za toaletą ulży efekt Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy.
Po obowiązkowym docenieniu troski włodarzy Bieszczadzkiego Parku Narodowego o kondycję turystów, wysoce rekomendowane jest jednak odklejenie się od altanowych ław, by – zostawiwszy na chwilę czerwony szlak – odbić w kierunku granicy polsko-ukraińskiej. Czas trwania tego spaceru nie powinien przekroczyć minuty, a dla odważniejszych turystów, w nagrodę za ten symboliczny wysiłek przewidziano slalom między słupkami granicznymi, który – sądząc po trawiastych ubytkach – wcale nie jest zajęciem rzadkim.
Zatopienie w leśnym dywanie rozłożonym wzdłuż względnie równego odcinka o nawierzchni szutrowej i miejscami oszczędnie asfaltowej wiązało się z pewnego rodzaju monotonią. Niespiesznie opadający ponad ośmiokilometrowy etap do parkingu w Wołosatem stanowi w moim przekonaniu niepodważalny argument przemawiający za szlakowym zapętleniem w kolejności uwzględniającej powitalną tarnicką szarżę, spokojniejsze i zróżnicowane wejsciowo-zejściowe halicko-rozsypańcowe atrakcje i dopiero potem względnie płaskie, nieco nudnawe wykończenie. Przeciwny kierunek marszu mógłby się natomiast wiązać z narastającym początkowym znużeniem, brakiem satysfakcji z przeciągniętego finiszu na Tarnicy i eksploatującym nadwyrężone mięśnie wymagającym zejściem po jej południowym zboczu.
Powrót na prawdziwie asfaltową nawierzchnię drogi wojewódzkiej 897 zmierzającej w kierunku Wołosatego wiązał się z serią iście absurdalnych zdarzeń. Najpierw los podesłał jawiącą się jako jedyny ruchomy punkt na horyzoncie, podążającą w przeciwnym kierunku turystkę, która sprawiała wrażenie, jakby pod polsko-ukraińską granicą poszukiwała raczej dyskoteki niż wędrownych wrażeń, a jednak – korzystając z nieczęsto nadarzającej się już o tej porze okazji – zapytała schodzącego ze szlaku wędrowca o pozostawione za jego plecami atrakcje. Na szczęście owy piechur nie musiał długo przekonywać nieznajomej, że rozpoczynanie wielogodzinnego marszu pod wieczór nie było zbyt rozsądnym pomysłem. Dziękując zawróciła, by obrać kurs na Tarnicę niebieskim szlakiem – tym samym, którym ruszyłem w drogę dobre sześć godzin temu. Czyżby o drogę spytał mnie jeden z błąkających się po Bieszczadach aniołów?
Wypadającą już wzdłuż wojewódzkiego asfaltu, upragnioną pierwszą stację śledzonej z uwagą od dwóch godzin wstecznej drogi krzyżowej niemal przegapiłem zaś zaaferowany zaparkowanym w zaroślach policyjnym radiowozem. Przechodząc na wysokości oznakowanej na niebiesko furgonetki, usiłowałem przypomnieć sobie wszelkie szkolne wskazówki odnośnie właściwego poruszania się pieszo wzdłuż dróg publicznych pozbawionych pobocza. Towarzyszyła mi bowiem obawa, że funkcjonariusze, którzy w przyjętej lokalizacji nie narażali się raczej na nadmiar obowiązków interwencyjnych, mogliby połakomić się na rozrywkę w postaci upomnienia niesfornego turysty. Okazało się jednak, że przemówiła przeze mnie skrajna pycha – zajęci sobą furgonetkowi przesiadywacze zdolni byliby przeoczyć chyba nawet przemarsz ukraińskiego oddziału zbrojnego przed maską służbowego samochodu. Czymże więc był dla nich potencjalnie niegroźny plecakowy dreptek?
Z drugiej strony, można by przyjąć, że bierność przygranicznego wymiaru sprawiedliwości to jedynie przykrywka usypiająca czujność lokalnych siatek przestępczych. Kiedy bowiem kilkaset metrów dalej miała miejsce próba złamania przepisów drogowych przez jeden z doprawdy nielicznych pojazdów znajdujących się w zasięgu wzroku, na horyzoncie pojawił się on – patrol porządkowy – i ukrócił wołosacki występek.
Po wędrówkach śladami świętego Jana Pawła II, przyszła pora na nie tak świetego nie-Jana, lecz wciąż Pawła, a prościej – Pawła Nie Całkiem Świętego. To doprawdy bardzo nietypowa nazwa… restauracji, w której bardzo smacznie można naładować baterie po górskiej wędrówce!
Tarnica i Halicz – za i przeciw
Tarnicka ekspedycja niebieskim szlakiem z Wołosatego to pomysł dobry, ale górski zestaw powiększony, zawierający dodatkowo czerwoną pętlę okrążającą najwyższy szczyt Bieszczadów od wschodniej strony, to pomysł o wiele lepszy! Tarnica znakomicie czuje się w towarzystwie przeciwwagi w postaci masywnego Halicza. Na kilkugodzinną wyprawę zaproszeni są wszyscy miłośnicy górskiego majestatu krajobrazowego, a hasło wstępu na szlak brzmi: Halicz i Tarnica to bieszczadzka klasyka!
[Google_Maps_WD id=42 map=39]
Źródła:
- Bełch K., Droga Krzyżowa ze świętym Janem Pawłem II dla przewodników turystycznych i turystów, http://bdpn.pl/dokumenty/droga%202020.pdf
- Szechyński P., Halicz z Wołosatego, http://twojebieszczady.net/halicz.php
- Szechyński P., Wołosate – historia i czasy obecne, http://twojebieszczady.net/wolosate.php
- Szechyński P., Z Wołosatego na Tarnicę, http://twojebieszczady.net/tarnica.php
- Szwajcarsko-Polski Program Współpracy 2007-2017. Podsumowanie, Ministerstwo Rozwoju, Warszawa 2017
- Tomczyk A., Hodowla koni huculskich w Bieszczadzkim Parku Narodowym, http://rzeszow.tvp.pl/48314994/hodowla-koni-huculskich-w-bieszczadzkim-parku-narodowym
- http://bdpn.pl/index.php?option=com_content&task=blogcategory&id=35&Itemid=72
- http://bdpn.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1712&Itemid=149
- http://bdpn.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2510&Itemid=1
- http://bdpn.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2770&Itemid=291
- http://gorydlaciebie.pl/wyprawy/tarnica-i-halicz-bieszczadzka-klasyka/
- http://gorydlaciebie.pl/wyprawy/tarnica-i-halicz-bieszczadzka-klasyka/ciekawostki/
- http://kgp.info.pl/wykaz-szczytow/
- http://kgp.info.pl/wykaz-szczytow/tarnica-2/
- http://pawelniecalkiemswiety.pl/index.php/pl/
- http://podroze.onet.pl/ciekawe/bieszczadzki-park-narodowy-najpiekniejsze-szlaki-piesze-konne-rowerowe/jd23yzk