Idealną odskocznią od druskiennickiego świętego spokoju będzie z pewnością pobliski park rozrywki położony w oddalonej od centrum Druskiennik o około 10 kilometrów miejscowości Grūtas. Wprawdzie próżno w nim szukać diabelskich młynów i gabinetów strachu, jednak nie oznacza to wcale, że nie jest on w stanie zaserwować odwiedzającym mocnych wrażeń. Szok można przeżyć już, parkując samochód na placu usytuowanym przed wejściem na teren parku. Pojazdy ustawia się wzdłuż ogrodzenia, za którym szczęśliwe życie wiedzie lamia gromadka. Dokładniejszy rzut oka podpowie jednak, że to, co z daleka wydawało się typową ogrodzeniową siatką, w rzeczywistości jest drutem kolczastym. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że lamy snują się wokół zajmującej centralne miejsce na wybiegu popiersia Stanisława Waupszasowa – litewskiego agenta wywiadu, który swe życie związał z NKWD i KGB. Co odważniejsi – jeśli uniosą wzrok do góry – dostrzegą jeszcze wieżę strażniczą, a w niej obserwującego wchodzących strażnika… Spokojnie – na szczęście to „tylko” manekin.
Otrząsnąwszy się nieco z powitalnego szoku poznawczego, podreptaliśmy nieśmiało w kierunku kas, by przekonać się, co nas tu jeszcze może zaskoczyć. Kolejne etapy szokowego wtajemniczenia – zgodnie z oczekiwaniami – nastąpiły szybciej niż zdążyliśmy dołożyć eurową cegiełkę do funkcjonowania tego przybytku osobliwości.
W gablotach ustawionych wzdłuż alejki prowadzącej do wejścia, wywieszono wycinki z gazet rozpisujących się na temat rzeczywistości, do której przenosi odwiedzających poskrzypujący kołowrotek przy okienku kasowym zaaranżowanym na wzór strażnicy. Pordzewiała bramka zdolna do przenoszenia w czasie, nastawiona została na drugą połowę XX wieku, czyli okres przynależności Litwy do ZSRR, który zdaniem wielu, najlepiej byłoby wykreślić z wszystko pamiętających kart historii. Jak się okazuje, nie wszyscy jednak pogodzili się z wizją bezpowrotnego rozstania z komunistycznym reżimem…
Tę wyjątkowo nietypową definicję rozrywki „w stylu łagrów” przyjął Viliumas Malinauskas – litewski milioner, były dyrektor kołchozu i mistrz zapasów (robi się ciekawie, prawda?), który w okresie panowania zaplutego kapitalizmu sześciozerowe dochody czerpie z przetwórstwa grzybów.
Zamiast łagrowego rollercoastera, na otarcie łez, Malinauskas przygotował dla parkowych gości inną retrospekcyjną „ucztę”. Na odwiedzających czeka bowiem nietypowa „aleja gwiazd”, w której występują zrzucone nie tak dawno z cokołów rzeźby „bohaterów” minionej epoki: zarówno tych z czołowych partyjnych szeregów, jak i mniej rozpoznawalnych, lokalnych działaczy.
Często dużo ciekawszy od nazwiska i wątpliwych zasług upamiętnionego jegomościa był jego kanciasty kamienny fizys wzbogacony niekiedy o równie nieudany tułów.
Co ciekawe, grūtoparkowa utylizacja radzieckiej sztuki nastąpiła na polecenie litewskiego ministerstwa kultury, które usiłowało zaradzić przeciągłemu zimowaniu na komunalnych składowiskach niechlubnych u progu nowego tysiąclecia wizerunków. Z radością przystano wówczas na propozycję Malinauskasa, która zapewne spodobała się sektorowi publicznemu przede wszystkim dlatego, że milioner zobowiązał się zorganizować wystawę z własnych środków. Efekty postkomunistycznego zbieractwa okazały się całkiem imponujące – na 20 hektarach zgromadzono 86 – było nie było – dzieł autorstwa 46 autorów.
Wywołującą ciarki przechadzkę z komunistycznymi towarzyszami oraz uosobieniami ideałów robotniczych wzbogacają wystawy posowieckich pamiątek ulokowane w smętnych barakach porozrzucanych po terenie parku. Owa smętność nie jest jednak przypadkowa. Cóż by bowiem lepiej zadbało o należyty poziom autentyzmu, niż, przykładowo, zaadaptowany na potrzeby wystawiennicze budynek wiejskiego domu kultury z lat pięćdziesiątych?
Choć wydawać by się mogło, że stalinowsko-leninowski romans spod znaku sierpa i młota sam w sobie jest już wystarczająco ekscentryczny, poutykanym między drzewami reliktom sowieckiej zarazy akompaniuje pokaźny zwierzyniec, który choć określany jest: mini zoo, zdołał pomieścić w swych szeregach całkiem sporo zwierząt, w tym między innymi niedźwiedzie. Ilość betonu, którym wypełnione były wybiegi (lub trafniej: klatki) zdawała się zaś być kilkukrotnie większa od tej, z której wykonywano za czasów czerwonej świetności cokoły pod komunistycznych działaczy. Warunki, w których przetrzymuje się tu zwierzęta są więc równie mizerne, jak poziom dziecięcej radości, jaki da się wygenerować za pomocą umieszczonej na centralnie położonej polanie zbieraniny pordzewiałych zabawek tworzących tak zwany „plac zabaw”.
A gdyby ktoś miał ochotę na przeczytanie notek biograficznych wszystkich komunistycznych towarzyszy, nawiązanie przyjaźni z każdym z tutejszym zwierzakiem oraz empiryczne przekonanie się, czy zardzewiałe karuzele i huśtawki nie rozsypią się przypadkiem od nacisku większego niż ten, który serwuje im standardowy podmuch wiatru i spadające z drzew szyszki, na pewno zdążyłby w międzyczasie zgłodnieć. Ha, i na taką ewentualność przygotował się Malinauskas i bynajmniej nie karmi swoich gości marynowanymi pieczarkami. Tuż obok emanującego mizernością zbiorowiska ponurych zabawek mieści się bowiem parkowa restauracja, która stylistyką i panującą we wnętrzu atmosferą nie odbiega rzecz jasna od reszty parku.
Pomysłodawca restauracyjnego menu kreatywnością dosięgnął zaś zdolności planistycznych samego Malinauskasa (no chyba, że kartę dań zaprojektował sam kreator postkomunistycznej rzeczywistości). Na liście figurują oczywiście pozycje, które – jak cała litewska kuchnia – nie oszczędzają układu trawiennego, jednak występują tu one w wysoce emocjonalnej formie. Ot chociażby zwykły z pozoru barszczyk, za sprawą podania w aluminiowej miseczce, która – sądząc po liczbie wgnieceń – wiele już razy przekonała się o sile grawitacji, tytułuje się mianem „nostalgii”. Prawdziwą podróż przez żołądek do pamiętającego dawne czasy serca zapewniają też kotlety mielone „żegnaj, młodości”.
Wujaszka Stalina z Parku Grūtas można oczywiście zabrać do domu. Wprawdzie wynoszenie rzeźb mogłoby nie spodobać się pomysłodawcy (no chyba, żeby poruszyć jakże bliską jego sercu kwestię krzewienia świadomości historycznej także poza obszarem parku?), jednak pamiątkowy sklepik oferuje pamiątkowe oblicza leninowsko-stalinowskiego duetu zdobiące niestworzoną wręcz ilość pierdółek codziennego (nie)użytku.
Choć do Parku Grūtas jechaliśmy z towarzyszącym nam uczuciem dziwnej ciekawości, strażniczo-wywózkowy pakiet powitalny mijaliśmy już z ciarkami na plecach, które wsiadły też z nami do samochodu i naprawdę nie chciały się odczepić. Kłopoty żołądkowe po ciężkim (post)sowieckim posiłku dopadły nas zaś jeszcze zanim dotarliśmy z powrotem do wejściowej budki strażniczej. I nie mam bynajmniej na myśli buraczanej nostalgii z nutą aluminium, wywołanej nieodwracalną utratą lśniących czerwienią lat w historii świata.
Źródła:
- Krzywicki T., Litwa. Przewodnik, Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, Pruszków 2005
- Litwa, Łotwa i Estonia, Krawczyk A. (red.), Wydawnictwo Helion, Gliwice 2014
- http://grutoparkas.lt/pl_PL/apie-mus-pl/
- http://grutoparkas.lt/pl_PL/kavine-pl/
- http://grutoparkas.lt/pl_PL/lauko-ekspozicija-pl/
- http://turystyka.wp.pl/7-najdziwniejszych-parkow-rozrywki-6043967778706561g/7
- http://turystyka.wp.pl/najdziwniejsze-parki-rozrywki-6043993915487361g/4
- http://wyborcza.pl/alehistoria/51,121681,17494416.html?i=3&disableRedirects=true